Struktury państwa i jego instytucje były degenerowane przez grupki ludzi na różnych szczeblach aparatu władzy, którzy swoją niemoralność przenosili na państwo - powiedział na posiedzeniu sejmowej komisji śledczej do spraw Pegasusa europoseł Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Brejza. Wcześniej były szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego Ernest Bejda po raz drugi nie stawił się przed komisją, która złoży do Sądu Okręgowego w Warszawie wniosek o ukaranie go i doprowadzenie na kolejne posiedzenie.
W poniedziałek przed sejmową komisją śledczą do spraw Pegasusa stanął europoseł Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Brejza (w 2019 r. poseł, a po jesiennych wyborach senator).
Według ogłoszonych na przełomie 2021/2022 r. informacji przez kanadyjską grupę Citizen Lab miał on być inwigilowany Pegasusem. Do telefonu Brejzy miano się włamać 33 razy w okresie od 26 kwietnia 2019 r. do 23 października 2019 r., gdy był on szefem sztabu KO przed wyborami parlamentarnymi. W kwietniu br. Prokuratura Krajowa potwierdziła, że Brejza był inwigilowany Pegasusem.
- To, co się stało w 2019 roku, było przeprowadzeniem wyborów przez służby specjalne opanowane przez ludzi PiS, ale było trochę szerszym kontekstem działalności układu zamkniętego i zamieniania Polski w państwo paraautorytarne - mówił Brejza podczas swobodnej wypowiedzi. - Struktury państwa, instytucje były degenerowane przez grupki ludzi na różnych szczeblach aparatu władzy, którzy swoją nikczemność, swoją niemoralność przenosili na państwo - dodał.
Brejza wskazuje "trzy wektory"
Polityk zastanawiał się, jakie były przyczyny wymierzenia tej cyberbroni wobec niego. - Byłem osobą, która ujawniała w tym okresie szereg afer władzy PiS, chociażby z głośną aferą lewych nagród w rządzie PiS, które doprowadziły w ciągu miesiąca do spadku sondażowego 10-12 punktów procentowych tego ugrupowania - komentował.
- Drugim wektorem była osobista niechęć do mnie ze strony Jarosława Kaczyńskiego, ponieważ z jednej strony podważałem jego rzekomy antykomunizm w postaci ujawnienia informacji o bliskich współpracownikach powiązanych z aparatem władzy w PRL (...), z drugiej strony ujawniałem, jak jego środowisko, jego decyzjami wzbogaciło się na majątku narodowym poprzez uwłaszczenie na majątku dawnej RSW "Prasa" - mówił.
- Trzeci wektor to jest na pewno to, że byłem autorem w 2011 roku raportu komisji śledczej do spraw nacisków, która zajmowała się śledzeniem błędów, delikatnie powiedziawszy, tak naprawdę śledzeniem polowania na Andrzeja Leppera. I to moja wersja raportu, w przeciwieństwie do wersji wcześniej przedstawionej przez przewodniczącego, została przyjęta przez Sejm i ona pokrywała się z wyrokiem z 2015 roku sądu i z tym wyrokiem, który potwierdził nielegalne działania Macieja Wąsika, Mariusza Kamińskiego i dwóch ich współsprawców tego strasznego polowania wobec swojego koalicjanta - dodał.
Europoseł w swobodnej wypowiedzi zauważył, że zasiadał w komisji śledczej ds. Amber Gold. Mówił też o grupie hejterskiej założonej na WhatsAppie przez "znajomych" Zbigniewa Ziobry. Jak dodał, to oni "inspirowali ataki".
Świadek mówił też o nielegalnych przeciekach zmanipulowanych materiałów do mediów w trakcie kampanii wyborczej, z "żądaniem, żebym zniknął ze sceny politycznej". Wskazał, że szkalowano jego rodzinę: ojca, żonę oraz matkę. - To jest dowód na to, że garstka złych ludzi rozsianych w różnych instytucjach potrafi zdegenerować państwo - podkreślił Brejza. - Czyli mieliśmy do czynienia z działalnością układu zamkniętego - podsumował.
Polityk podkreślił jednocześnie konieczność ścisłego nadzoru nad kontrolą operacyjną. - Potrzebna jest ścisła sądowa kontrola - mówił Brejza.
Brejza: podstawą wszczęcia kontroli operacyjnej były pomówienia byłej działaczki PiS
Podczas przesłuchania Brejza został zapytany, co było podstawą wszczęcia wobec niego kontroli operacyjnej. Powiedział, że były to "niewiarygodne pomówienia byłej działaczki PiS Agnieszki Ch., uzupełnione meldunkiem informacyjnym osobowego źródła informacji", które z kolei czerpało - według niego - informację od bardzo bliskiej współpracownicy wojewody z PiS działającej w tym samym czasie w "grupie hejterskiej PiS", atakując go anonimowo w sieci.
Dodał, że według jego źródeł osobami, które "parły do tej operacji", byli dyrektor bydgoskiej delegatury Jarosław Szmyt oraz jego zastępczyni Zuzanna Mrozowska, o której - jak dodał - "mówi się, że lubiła wysługiwać się młodszymi i mniej doświadczonymi agentami".
Zdaniem Brejzy, został on "podczepiony" do śledztwa w sprawie tzw. pluszowych wiewiórek.
W październiku 2017 r. wybuchła tzw. inowrocławska afera fakturowa, gdy wyszło na jaw, że w magistracie wystawiano fałszywe faktury, które rzekomo pochodziły od firm mających w większości siedzibę w innych województwach. Nieprawidłowości wykryto w wydziale kultury, promocji i komunikacji społecznej, a po ich ujawnieniu Agnieszka Ch., która była naczelniczką tego wydziału, straciła pracę. Fałszywe faktury wystawiane były m.in. przy zamówieniach promocyjnych gadżetów, w tym np. pluszowych wiewiórek. O fałszywych fakturach zawiadomił prokuraturę ówczesny prezydent Inowrocławia Ryszard Brejza (ojciec Krzysztofa Brejzy). Łączna kwota szkody wyrządzonej Urzędowi Miasta Inowrocław oraz Centrum Kultury i Sportu Ziemowit w Kruszwicy przekroczyła 300 tys. zł. Agnieszka Ch. winą obarczała przede wszystkim Krzysztofa i Ryszarda Brejzów.
- W obrębie tej sprawy, zamiast ścigać złodziejstwo, zrobiono z tego największą operację służb specjalnych - powiedział Brejza przed komisją śledczą. Przekazał, że Agnieszka Ch. ostatecznie trafiła na ławę oskarżonych, ponieważ "prokuratura PiS zweryfikowała po wielu latach", że on nie miał ze sprawą nic wspólnego.
- Ostatecznie skierowany został akt oskarżenia półtora roku temu do sądu. Ja w tej sprawie nie jestem oskarżonym. Prokurator (Michał - red.) Kierski, który tworzył ten akt oskarżenia nie wzywa mnie jako świadka, mimo że wzywa 40 osób, a ja w aktach tej sprawy pojawiam się na co drugim protokole w pytaniach agentów politycznych CBA - powiedział Brejza.
Brejza: Inwigilacja rodziny skończyła się kilka dni po wyborach
Brejza został zapytany, kiedy dowiedział o tym, że wobec niego jest stosowany Pegasus. - Domyśliłem się, kiedy zobaczyłem na ekranie Telewizji Polskiej publikowane moje wiadomości. I to był szok dla mnie, ponieważ trwała kampania wyborcza i przez wiele dni TVPiS publikowała materiały pana Pereiry pochodzące z mojego telefonu, ale przedstawiając je w formie zmiksowanej do kontekstu aferalnego - mówił.
- Wtedy miałem przebłysk, że coś się stało złego, ale dowiedziałem się ostatecznie, kiedy razem z żoną w 2021 odtworzyliśmy telefon, który początkowo był uszkodzony i udało się otworzyć oryginalne wiadomości. Dzięki temu mogliśmy skierować pozew przeciwko TVPiS w sierpniu 2021 roku. W grudniu 2023 roku wygraliśmy prawomocnie sprawę o publikację wykradzionych SMS-ów z telefonu - podał Brejza.
Zapytany, czy na telefonie pozostały jakiekolwiek ślady włamania, europoseł KO podał, że "na szczęście" je zachował. - Zapewne gdybym nie miał tych telefonów, ci ludzie twierdziliby, że to wszystko inaczej wyglądało. Zachowały się ślady, zostały przebadane telefony przez analityków kryminalnych Citizen Lab i Amnesty International. Stwierdzili, że obydwa telefony w sumie były poddane chyba 40 atakom Pegasusem - mówił.
Jak kontynuował, "te ataki to tak naprawdę były restarty wgrywania tego oprogramowania". - Pegasus cały czas był zainstalowany na telefonie tak, żeby monitorować życie przez 24 godziny na dobę - podkreślał.
Brejza zwracał uwagę, że to był czas, kiedy kandydował w wyborach do Parlamentu Europejskiego i działał w komisji ds. Amber Gold. - Cały czas miałem dostęp do certyfikatu "ściśle tajne" i certyfikatu tajności NATO - powiedział.
- Inwigilacja rodziny, od wejścia do domu po sypialnię, trwała sześć miesięcy non stop. I skończyła się kilka dni po wyborach parlamentarnych w październiku 2019 roku - dodał Brejza.
Brejza: podsyłano mi wiadomości z linkami, które zawierały rzekome analizy wyborcze
Brejza przekazał na posiedzeniu, że podsyłano mu, korzystając z programu Pegasus, wiadomości z linkami. - Bardzo sprecyzowanymi personalnie i bardzo sprecyzowanymi pod kątem momentu wysłania i dostarczenia, które zawierały rzekome analizy wyborcze wpływając na to, co robiliśmy w początkowej fazie kampanii wyborczej - podkreślił.
Jak dodał, otrzymywał wiadomości z analizami, w których podszywano się pod współpracownicę sztabu wyborczego. - Ten SMS wyświetlał się w drzewie wiadomości tak, jakby była to wiadomość od tej osoby, a w części wysyłany był też i do niej, i do Jana Grabca (posła, rzecznika PO - red.) - zaznaczył europoseł.
Wyjaśnił, że wiadomości, które otrzymywał, zawierały linki do analiz dotyczących spraw programowych oraz spraw aktywności sztabu, "które dawały dobrą energię w początkowej fazie kampanii".
- Byłem autorem wspólnie z Adamem Szłapką, Barbarą Nowacką, Bartkiem Arłukowiczem i Jackiem Karnowskim akcji "Twój sztab". Ona miała zorganizować centralny duży open space w Warszawie wspólnie z regionalnymi sztabami, z aplikacją, która dawałaby możliwość pozyskiwania programu, materiałów wyborczych. Ta akcja aktywizowała bardzo mocno internautów, była dobrze oceniana przez publicystów niekoniecznie przychylnych Koalicji Obywatelskiej - mówił Brejza.
- Przypominam sobie, i to zostało potwierdzone, że dostałem w sprawie między innymi tej akcji analizę. (...) Byłem zdziwiony, że ta akcja nie cieszy się popularnością, nie jest dobrym rozwiązaniem - dodał świadek.
"To wyglądało tak, jakby od dołu do góry wszyscy się nakręcali"
Wiceprzewodniczący komisji Tomasz Trela zapytał, czy od 2018 roku doświadczył ze strony polityków PiS lub Suwerennej Polski wypowiedzi w kuluarach, które sugerowałyby, co może go czekać.
- Przypominam sobie sytuację w komisji śledczej Amber Gold, gdzie jedna z posłanek, przechodząc koło mnie, po serii pytań chyba do prokuratora gdańskiego, rzuciła coś takiego: "zobaczysz jeszcze, zobaczysz, jak ta dziewczyna z Inowrocławia się stawi, zacznie mówić, to zobaczysz". To jest bardzo ciekawe, pan mi przypomniał o tym - powiedział Brejza.
Trela dopytał, czy świadek może ujawnić nazwisko tej posłanki. - Tak, to była pani Iwona Arent (posłanka PiS - red.) - przekazał. - To jest bardzo ciekawa osoba. Potrafiła się obracać w kręgu, że tak powiem, byłych agentów. Miała też znajomego, który obecnie, według mojej wiedzy, przebywa niekoniecznie w sanatorium, w zakładzie odosobnienia w sprawie bardzo poważnej działalności przestępczej - mówił.
- Oni zdobyli 85 tysięcy wiadomości z mojego telefonu na bazie kłamstw i preparowania. To wyglądało tak, jakby od dołu do góry wszyscy się nakręcali. Mówiono o tym, że będę wyprowadzony w kajdankach, wtedy w 2019 roku podobno takie obietnice składano panu prezesowi (PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu - red.) - mówił polityk.
Brejza o inwigilacji: pierwszą agentkę operacyjną wymieniono na bardziej "posłuszną"
Patryk Jaskulski (KO) wskazał, że kryptonim akcji w sprawie Brejzy to "Jaszczurka". Pytał, czy mówi mu coś nazwa "Grzechotnik". - Tak, taki kryptonim agenci bydgoskiej delegatury CBA przydzielili mi, jako figurantowi sprawy. Podobno wynikało to z tego, że ma to związek z cechami symbolicznymi tego zwierzęcia. Podobno grzechotnik bywa głośny i trochę niebezpieczny - zeznał Brejza.
Jaskulski pytał europosła o pierwszego agenta operacyjnego, który prowadził jego sprawę. - Według mojej wiedzy pierwsza agentka operacyjna prowadziła to postępowanie chyba przez dwa miesiące i po przejrzeniu mojego telefonu odmówiła udostępnienia materiałów, uznając, że nie popełniłem żadnego czynu zabronionego - zeznał świadek.
- Została wymieniona na bardziej posłuszną agentkę operacyjną, która - jak ujawnili dziennikarze - niejako w zamian za korzyść materialną udostępniła i kontynuowała te nielegalne działania Pegasusem przez pięć miesięcy - dodał Brejza. Według niego, ta agentka w nagrodę została zastępcą naczelnika w delegaturze bydgoskiej CBA. - Można powiedzieć, że to była korzyść osobista oraz majątkowa - ocenił. Brejza mówił też, że rotacja agentów w jego sprawie była niespotykana.
Brejza: W aktach tej wielkiej operacji są przepisy na surówki z kiszonej kapusty. To osiągało wymiar groteski
Pytany, jakie siły były zaangażowane w operację "Jaszczurka", Brejza odparł, że "były to co najmniej nadmierne zasoby, przeogromne siły struktury państwa".
Polityk opowiedział o jednej z "absurdalnych czynności". - Wjechali człowiekowi niezwiązanemu z aferą do domu. To jakiś człowiek, który przygotowywał surówki dla jakiegoś festynu miejskiego. I w aktach tej wielkiej operacji są na przykład przepisy na surówki z kiszonej czy z czerwonej kapusty - mówił.
Jak dodał, "to osiągało wymiar groteski". - Tragedii, jeżeli weźmiemy pod uwagę to, co działo się w Polsce - rozkradanie przez różnego rodzaju mafie, działalność mafii śmieciowych - zaangażowanie służby w tak absurdalne rzeczy - podkreślił Brejza.
Bejda nie stawił się na przesłuchaniu
Poniedziałkowe posiedzenie komisji śledczej rozpoczęło się o godzinie 10. Jako pierwszy miał być przesłuchany szef CBA w latach 2016-2020 Ernest Bejda, który jednak ponownie nie stawił się na przesłuchaniu.
Komisja przegłosowała wniosek o skierowanie do Sądu Okręgowego w Warszawie prośby o ukaranie świadka za niestawiennictwo oraz doprowadzenie na kolejne posiedzenie komisji.
- Wszyscy mamy pełną świadomość tego, że jest to nieuczciwa gra. Panowie nie chcą stawać przed komisją, ponieważ obawiają się odpowiedzi na pytania, zderzenia z opinią publiczną. Wszelka dokumentacja, która dociera do komisji, świadczy o tym, że zarówno pan Ernest Bejda, jak i pan (Piotr - red.) Pogonowski (były szef ABW - red.) nie dopełnili swoich obowiązków i to jest ten najlżejszy zarzut, który można byłoby im postawić - powiedziała przewodnicząca komisji Magdalena Sroka (PSL-TD).
Bejda po raz pierwszy miał być przesłuchany przez komisję 8 października. Swoją nieobecność uzasadniał wrześniowym wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego o niekonstytucyjności komisji. Takie usprawiedliwienie komisja uznała za nieskuteczne ze względu na "kwestię wadliwości obsadzenia składu TK wydającego wyrok" oraz "braku prawidłowego ogłoszenia orzeczenia, które powoduje, że orzeczenie nie ma mocy prawnej". W związku z tym, komisja zwróciła się do sądu o ukaranie grzywną b. szefa CBA.
W 2005 r. były szef MSWiA Mariusz Kamiński, który pełnił wówczas funkcję pełnomocnika rządu ds. opracowania programu zwalczania nadużyć w instytucjach publicznych, powierzył Bejdzie stanowisko eksperta prawnego. Rok później, kiedy Kamińskiego powołano na szefa CBA, Bejda został jego zastępcą. Odwołano go z tej funkcji w październiku 2009 r.
Po tym jak z funkcji szefa CBA w 2015 r. zrezygnował Paweł Wojtunik, Bejda najpierw pełnił obowiązki, a następnie został szefem CBA. W tym samym roku Kamińskiego powołano na ministra w rządzie Beaty Szydło z uprawnieniami w zakresie koordynacji działalności służb specjalnych.
Komisja śledcza ds. Pegasusa
Komisja śledcza ds. Pegasusa bada legalność, prawidłowość i celowość czynności podejmowanych z wykorzystaniem tego oprogramowania m.in. przez rząd, służby specjalne i policję od listopada 2015 r. do listopada 2023 r. Komisja ma też ustalić, kto był odpowiedzialny za zakup Pegasusa i podobnych narzędzi dla polskich władz.
10 września TK orzekł, że zakres działania komisji śledczej ds. Pegasusa jest niezgodny z konstytucją. Sędzia Stanisław Piotrowicz, uzasadniając decyzję Trybunału mówił, że uchwała o powołaniu komisji śledczej ws. Pegasusa została "dotknięta wadą prawną". Według TK Sejm podejmował uchwałę, obradując "w niewłaściwym składzie" poprzez uniemożliwienie sprawowania mandatów poselskich Mariuszowi Kamińskiemu i Maciejowi Wąsikowi (którzy zostali skazani prawomocny wyrokiem).
Dotychczas komisja przesłuchała m.in.: byłego wicepremiera, prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, byłego wiceszefa MS, polityka Suwerennej Polski Michała Wosia, byłego dyrektora Departamentu Spraw Rodzinnych i Nieletnich w Ministerstwie Sprawiedliwości Mikołaja Pawlaka oraz innych pracowników resortu sprawiedliwości.
Pegasus to system, który został stworzony przez izraelską firmę NSO Group do walki z terroryzmem i zorganizowaną przestępczością. Przy pomocy Pegasusa można nie tylko podsłuchiwać rozmowy z zainfekowanego smartfona, ale też uzyskać dostęp do przechowywanych w nim innych danych, np. e-maili, zdjęć czy nagrań wideo oraz kamer i mikrofonów.
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Paweł Supernak