"Nasza koncepcja antycypuje niektóre rozwiązania i idzie w ślad za już wdrożonymi w Unii" - napisał w sobotę w mediach społecznościowych premier Mateusz Morawiecki, odnosząc się do zapowiadanej daniny medialnej. Dodał, że zamierza zaprezentować w Brukseli "polską wizję regulacji dotyczących zarządzania przestrzenią cyfrową".
Kilkadziesiąt polskich firm medialnych wystosowało 9 lutego "List otwarty do rządu i liderów ugrupowań politycznych" w sprawie zapowiadanej daniny od reklam. "Jest to po prostu haracz, uderzający w polskiego widza, słuchacza, czytelnika i internautę, a także polskie produkcje, kulturę, rozrywkę, sport oraz media" – oświadczono w liście. Dodatkowe obciążenie myląco nazywane jest "składką", a wprowadzane jest pod pretekstem epidemii COVID-19.
W środę 10 lutego redakcje przeprowadziły wspólny protest pod hasłem "Media bez wyboru". Był sprzeciwem wobec obarczenia ich dodatkową opłatą. Kilkadziesiąt kanałów telewizyjnych wstrzymało na cały dzień emisję programów - widzowie zobaczyli czarne ekrany telewizorów. Część rozgłośni zamiast programów nadawała tylko komunikat o proteście, na stronach serwisów informacyjnych internautów witały czarne plansze, wiele serwisów nie działało. Do akcji przyłączyły się również dzienniki, które opublikowały informację o akcji na swoich "jedynkach". W ciągu dnia liczba sygnatariuszy listu do rządu wzrosła z 47 do blisko 60.
Morawiecki o proponowanej daninie medialnej
Premier Mateusz Morawiecki odniósł się do tej sprawy w sobotę w poście na Facebooku.
"Nasze działania wpisują się w ogólny trend prac na forum UE i OECD zmierzający do bardziej sprawiedliwego opodatkowania globalnych korporacji, przede wszystkim z sektora internetowego, ale także medialnego. Nasza koncepcja antycypuje niektóre rozwiązania i idzie w ślad za już wdrożonymi w Unii tak, aby wprowadzenie podatku cyfrowego na poziomie UE lub OECD nie wymagało od nas następnie zmiany naszego prawa, a tylko ewentualne dostosowanie" - napisał.
Według niego "wpływy z tytułu pozycji niematerialnych, takich jak brand, prawa własności intelektualnej czy reklama, szczególnie łatwo jest przerzucać księgowo pomiędzy spółkami w ramach wielonarodowych koncernów, unikając w ten sposób opodatkowania". "Opublikowane dane finansowe korporacji, które byłyby objęte tym podatkiem to potwierdzają - większość płaci jedynie ułamek procenta swoich przychodów w postaci podatku dochodowego CIT. Podatek zaś, dzięki bardzo wysokim kwotom wolnym, nie będzie dotyczył w ogóle mniejszych, lokalnych czy regionalnych mediów. Jest to zgodne z orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości UE" - ocenił premier.
Premier o łamaniu "oligopolu międzynarodowych molochów"
We wpisie czytamy dalej, że "konkretny układ stawek i kwot wolnych może się zmienić w toku prac - temu służy właśnie proces konsultacji". "Jednak nawet w kształcie opublikowanym projekt w żaden sposób nie ograniczy swobody wypowiedzi i nie uderzy w medialny pluralizm. Wręcz przeciwnie, może złamać oligopol międzynarodowych molochów, które dominują na polskim rynku mediów, co powoduje histeryczną reakcję środowisk czerpiących korzyści z tego zoligopolizowania przekazu medialnego pod jedno dyktando" - zarzucał Morawiecki.
"Rząd Zjednoczonej Prawicy wielokrotnie dawał przykład przywiązania do wartości swobodnej i nieskrępowanej debaty w mediach, szczególnie internetowych. Na forum UE protestowaliśmy, w opozycji do wielkich koncernów medialnych, które dzisiaj rzekomo bronią wolności, przeciwko wprowadzeniu obowiązkowych filtrów treści w internecie na mocy dyrektyw prawnoautorskiej, tzw. ACTA2" - napisał dalej Mateusz Morawiecki.
CZYTAJ NA KONKRET24: "Demokracja w odwrocie". Raport International Press Institute o ograniczaniu wolności mediów w Polsce >>>
Szef rządu utrzymuje, że "filtry te, jak podkreślają analitycy czy organizacje broniące praw człowieka, mogą być nadużywane do dławienia swobodnej wymiany informacji". "Mimo naszego sprzeciwu te rozwiązania zostały, po bezpardonowej kampanii lobbingu zachodnich koncernów medialnych, przyjęte głosami tych samych środowisk dzisiejszej opozycji, które dziś tak głośno krzyczą o zagrożeniu dla wolności" - stwierdził premier.
Dodał, iż "mimo przyjęcia dyrektywy prawnoautorskiej rząd polski zaskarżył jej najbardziej niebezpieczne przepisy do Trybunału Sprawiedliwości UE".
"Podtrzymujemy wielokrotnie składaną deklarację, że dołożymy wszelkich starań, aby nowe przepisy w możliwie najmniejszym stopniu ograniczały swobodę rozpowszechniania informacji w internecie. Nie zgadzamy się ani na ograniczenia linkowania, ani na powszechne, obowiązkowe filtrowanie wszystkich treści przekazywanych przez internautów, ani na ideologiczne blokowanie treści na platformach internetowych. Internet to obecnie najważniejszy zasób i przestrzeń, w której toczy się coraz większa część naszego życia prywatnego i zawodowego. Nie ma zgody na to, aby jego funkcjonowanie poddane było dyktatowi wąskiej grupy medialnych koncernów i platform" - czytamy dalej we wpisie.
"Zaprezentuję w Brukseli polską wizję regulacji dotyczących zarządzania przestrzenią cyfrową"
Premier utrzymuje, że "te same środowiska, które przeforsowały ACTA2, wciąż szykują kolejne inicjatywy nakładające kaganiec na to, co obywatele mogą, a czego nie mogą zrobić w sieci". "W grudniu Komisja Europejska przedstawiła projekty rozporządzeń w sprawie usług i rynków cyfrowych, które określą m.in. kwestię moderacji treści online. Niestety, ich wprowadzenie może sprawić, że już wątpliwie obiektywne reguły pochodzące z Doliny Krzemowej zamienimy na dyktat poprawności politycznej" - krytykował premier. I dodał: "Nie ma na to naszej zgody".
W jego ocenie "projekty przychodzące z Brukseli to wytwory pewnego prądu ideologicznego, dominującego wśród liberalnych i lewicowych elit państw zachodnich, czy eurokratów". "Oczekiwanie tutaj jest takie, że rękami internetowych platform będzie dokonywana moderacja debaty publicznej tak, aby poglądy niezgadzające się z tym prądem ideologicznym były prewencyjnie usuwane. My się na to nie będziemy godzić, uważamy że podstawą demokracji jest otwarta debata na każdy temat, a doświadczenie cenzury prewencyjnej jako kagańca nałożonego na społeczeństwa jest wciąż w Polsce żywa" - napisał.
"Z drugiej strony nie możemy pozwolić na bezkarne obrażanie, szkalowanie czy sianie celowej dezinformacji w sieci. Wolność nie polega na swobodzie mówienia wszystkiego lub celowego szkodzenia innym. Wolność to również odpowiedzialność za swoje słowa. Jednakże to nie platformy internetowe powinny decydować, co jest legalne lub nie w internecie - od tego jest prawo uchwalane przez demokratycznie wybranych przedstawicieli i będziemy dążyli, żeby projektowane rozwiązania respektowały w pełni te zasady" - przekonywał.
"Dlatego zaprezentuję w Brukseli polską wizję regulacji dotyczących zarządzania przestrzenią cyfrową. Gdzie to nie korporacje są najważniejsze, ale użytkownik i jego prawa. Człowiek. Ten, który wyraża poglądy, ale i ten którego kłamliwie zaatakowano. Niech rozstrzyga prawo i sądy. Gdzie zapewniona jest odpowiednia równowaga pomiędzy wolnością wypowiedzi, a odpowiedzialnością za słowo. Gdzie małe i średnie przedsiębiorstwa mogą korzystać na równych zasadach z możliwości, które oferuje gospodarka cyfrowa" - przekonywał szef rządu.
"Potrzebujemy odważnej wizji internetu"
Morawiecki twierdzi we wpisie, że "potrzebujemy odważnej wizji internetu dla użytkownika". "Bez kagańca poprawności politycznej i cenzury politycznej. Skanowania naszych wypowiedzi, filtrów i ciągłego monitoringu tego, co robimy w sieci, i arbitralnych decyzji operatorów platform, bez możliwości odwołania. Wolny rynek bez regulacji się wynaturza i są one potrzebne. Dotyczy to rynku mediów i również dotyczy to internetu. Na forum UE Polska zamierza aktywnie wspierać regulację przestrzeni cyfrowej oraz działalności platform internetowych, lecz w taki sposób, który będzie chronił wolność słowa i lokalne wartości" - napisał premier.
Propozycja PiS a rozwiązania w innych państwach. Konkret24 analizuje
W reakcji na solidarnościową akcję mediów przedstawiciele rządu i politycy PiS mówili, że podobne rozwiązania istnieją w wielu państwach. Powoływali się między innymi na państwa takie, jak Austria, Francja, Grecja, Węgry. Konkret24 udowodnił jednak, iż twierdzenie, że taka opłata obowiązuje w wielu państwach, nie jest prawdziwe. Podobnie jak nie jest prawdą, że danina od reklam jest tym samym co podatek cyfrowy. Konkret24 wyjaśnił, na czym polega wprowadzanie w błąd obywateli przez rząd w związku z planową opłatą oraz w których krajach jakie rzeczywiście podatki od reklam istnieją.
Sprzeciw wielu organizacji
Propozycje nowej daniny od reklam w Polsce skrytykowało wiele organizacji branżowych, między innymi Związek Pracodawców Branży Internetowej IAB.
"Nowy podatek sprawi, że aby ratować płynność finansową, media podniosą ceny reklamodawcom, co spowoduje podniesienie cen klientom. Finalnie zapłaci za to każda rodzina w Polsce, co w kontekście spowolnienia gospodarczego i obaw o miejsca pracy, jest kolejnym finansowym obciążeniem dla każdego z nas" - napisał w oświadczeniu.
Zarząd Izby Wydawców Prasy w swoim oświadczeniu zauważa: "Jeszcze kilka lat temu zapowiadano wprowadzenie podatku cyfrowego od mega-platform, które osiągają ogromne przychody z działalności reklamowej. Tymczasem projekt nowego podatku obejmuje wszystkich dostawców usług medialnych, nadawców, podmioty prowadzące kino, podmioty umieszczające reklamę na nośniku zewnętrznym reklamy oraz wydawców (art. 4 projektu)".
Również Stowarzyszenie Komunikacji Marketingowej SAR oraz IAA Polska Międzynarodowe Stowarzyszenie Reklamy uzasadniają, że nowy podatek faworyzuje internetowych gigantów. "Wprowadza 5 proc. stawki podatku dla formatów internetowych, wobec od 7,5 proc. do nawet 15 proc. dla reklamy prasowej, radiowej i telewizyjnej. Jest to w oczywisty sposób krzywdzące, dyskryminujące oraz niezgodne z zasadami równości prowadzenia działalności gospodarczej" - czytamy w oświadczeniu SAR i IAA Polska.
Reakcje świata i sprzeciw polskich polityków
Proponowana przez rząd opłata budzi sprzeciw opozycji w Polsce, ale nie tylko. Porozumienie Jarosława Gowina - koalicjant PiS i Solidarnej Polski w Zjednoczonej Prawicy - wydało w piątek stanowisko, w którym przekazało, że nie widzi możliwości poparcia projektu rządowej ustawy w zaproponowanym kształcie.
Zapowiedź daniny medialnej spotkała się także z reakcjami zagranicznych polityków. Oświadczenie w tej sprawie wydał amerykański senator Bob Menendez, przewodniczący senackiej Komisji Spraw Zagranicznych. "Jestem głęboko zaniepokojony staraniami polskiego rządu o nałożenie nowego podatku na dochody z reklam niezależnych firm medialnych" – napisał senator Partii Demokratycznej. "Wzywam rząd Polski do wykazania szacunku dla wolnej prasy poprzez ponowne rozważenie tej inicjatywy" – zaapelował.
Czytaj więcej: Rzecznik Departamentu Stanu USA o daninie medialnej
Źródło: PAP, TVN24, Konkret24