Służby musiały zabezpieczyć promy wpływające do Świnoujścia. Zostałem poinformowany, że są prawdopodobnie zaminowane - poinformował w "Jeden na jeden" w TVN24 Marek Opioła, szef polskiej delegacji na Zgromadzenie Parlamentarne NATO i przewodniczący sejmowej speckomisji. - Na pewno ktoś chciał nam zdezorganizować tę sesję - skomentował.
Od piątku w Warszawie odbywa się wiosenna sesja Zgromadzenia Parlamentarnego NATO. W sobotę parlamentarzyści w Sejmie rozmawiali w ramach Komisji Obywatelskiej Wymiaru Bezpieczeństwa na temat zagrożeń dla państw Sojuszu ze strony Rosji.
"Nasze służby musiały zabezpieczyć dwa promy"
Szef polskiej delegacji na Zgromadzenie Parlamentarne NATO i przewodniczący sejmowej komisji do spraw służb specjalnych Marek Opioła, pytany w "Jeden na jeden" w TVN24, czy pojawiały się jakieś sygnały grożące sesji, odparł: - W piątek zostałem poinformowany, że dwa promy, które wpływają jeden po drugim do Świnoujścia, są prawdopodobnie zaminowane. Prom, który wypływał do Szwecji jest też zaminowany. W związku z tym nasze służby musiały zabezpieczyć te dwa promy - podkreślił poseł Prawa i Sprawiedliwości.
- Nic nie dzieje się przypadkiem - ocenił Opioła.
Jak wyjaśniał, pirotechnicy musieli sprawdzić obie jednostki. - Te wszystkie kwestie na szczęście okazały się fake newsami - zaznaczył.
"Na pewno ktoś chciał nam zdezorganizować tę sesję"
Według Opioły tę kwestię należy rozpatrywać jako "szum informacyjny". - To jest wielopłaszczyznowa kwestia. Z jednej strony rozpoczyna się sesja Zgromadzenia Parlamentarnego NATO w Warszawie. Z drugiej strony Rosjanie przeprowadzają ćwiczenia. Z trzeciej strony mamy fałszywy alarm i to wszystko się skupia na te kwestie, które były omawiane na sesji, czyli działanie informacyjne, dezinformacja, działanie hybrydowe, miękkie, twarde - wymieniał.
Pytany, czy ten fałszywy alarm mógł być wrzutką rosyjskich służb po to, by odwołać sesję przedstawicieli NATO w Sejmie, Opioła odparł: - To jest oczywiście gra. Kto za nią stoi, ostatecznie trudno jest ustalić.
- Na pewno ktoś chciał nam zdezorganizować tę sesję. Zostańmy w tym miejscu - podkreślił w "Jeden na jeden" szef sejmowej speckomisji i polskiej delegacji na Zgromadzenie Parlamentarne NATO.
"Musieliśmy zmienić wszystkie ciągi komunikacyjne"
Opioła odniósł się także do kwestii protestu osób niepełnosprawnych i ich opiekunów w Sejmie, który odbywał się równolegle ze Zgromadzeniem Parlamentarnym NATO.
W niedzielę rodzice i opiekunowie osób niepełnosprawnych po 40 dniach protestu opuścili Sejm. Jak powiedziała podczas konferencji prasowej przed Sejmem Iwona Hartwich z Komitetu Protestacyjnego Rodziców Osób Niepełnosprawnych, protest został zawieszony po 40 dniach między innymi ze względu na to, że - jak mówiła - po decyzjach marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego i straży marszałkowskiej, protestujący obawiali się o swoje "życie i zdrowie, a przede wszystkim o zdrowie i życie ich dzieci".
Jak zaznaczył Opioła, rząd poinformował wcześniej szefów delegacji, że w Sejmie jest protest. - Dla nas to była też trudna sytuacja, dlatego że pierwszy raz jako Sejm znaleźliśmy się w takiej sytuacji, że organizujemy Zgromadzenie Parlamentarne NATO i nie możemy w pełni go zorganizować tak, jakbyśmy sobie tego życzyli - podkreślił.
- Musieliśmy zmienić wszystkie ciągi komunikacyjne, wszystkie kwestie związane z dwuletnimi przygotowaniami do sesji plenarnej po to, żeby zabezpieczyć zarówno protestujących i uczestników, żeby sesja przebiegła w sposób normalny - zaznaczył.
Przeniesienie sesji "rozpatrywane"
Pytany, czy podejmowano rozważania o przeniesieniu sesji w inne miejsce ze względu na protest, Opioła odparł, że "było to rozpatrywane".
- Były rozmowy na ten temat, były tłumaczenia, na szczęście wszystko się bezpiecznie zakończyło, wszyscy uczestnicy są zadowoleni - podkreślił. - Cieszę się, że marszałkowie Sejmu i Senatu zgodzili się na to, żeby sesja odbyła się w sposób normalny - dodał gość "Jeden na jeden" w TVN24.
Autor: kb//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24