Zakończyło się blisko czterogodzinne przesłuchanie Włodzimierza Olewnika przed sejmową komisją śledczą. - Jestem pewien, że ktoś zlecił porwanie syna i chronił przez cztery lata porywaczy i zabójców - powiedział ojciec porwanego Krzysztofa. Na ówczesnych władzach nie zostawił suchej nitki. Ale podziękował dziennikarzom za nagłośnienie całej sprawy.
Blisko czterogodzinne wystąpienie Włodzimierza Olewnika przed sejmową komisją śledczą rozpoczęło się od oświadczenia przesłuchiwanego. Potem komisja rozpoczęła przesłuchanie. Później ojciec porwanego Krzysztofa powiedział kilka słów dziennikarzom.
Przyznał, że komisja to dla niego ostatnia deska ratunku. - Nawet, jeśli nie końca spełni moje marzenia, to wywoła szum - mówił z przekonaniem Włodzimierz Olewnik, ojciec uprowadzonego i zamordowanego Krzysztofa. Wierzy, że nawet za kilkanaście lat będą zgłaszać się do niego ludzie, którzy znają prawdę. - Nawet po 50 latach kogoś rusza sumienie - stwierdził.
Podziękował też dziennikarzom za nagłośnienie sprawy. Powtórzył też, że według niego ktoś mimo oczywistych dowodów, chronił bandytów.
Piątkowe przesłuchanie Włodzimierza Olewnika nie było ostatnim. W przyszłości ma on jeszcze przed komisją złożyć zeznania na temat problemów we współpracy z policyjną grupą zajmującą się porwaniem.
"Rutkowski oszukał mnie na milion złotych"
Podczas przesłuchania Olewnik stwierdził, że przez cztery lata nie było planu prowadzenia śledztwa ws. porwania Krzysztofa.
Zeznał też, że różni naciągacze, którzy obiecywali mu pomoc w odnalezieniu porwanego syna, wyłudzili od niego 1-1,2 mln zł. Wśród nich był detektyw Krzysztof Rutkowski. - Oszukał mnie na milion złotych - powiedział.
Ojciec zamordowanego Krzysztofa opowiadał później, jak starał się interweniować w MSWiA. Nazwiska tych, którzy mogli mu pomóc, a tego nie zrobili, wymienił wcześniej również w swoim oświadczeniu. Podczas przesłuchania opowiedział, jak wyglądały jego próby szukania pomocy.
"Myślałem, że moja córka padnie do tych butów"
Najpierw próbował dostać się do ministra Zbigniewa Siemiątkowskiego. - Liczyłem na to, że on chwyci za telefon, zadzwoni na policję i powie: słuchajcie, tak coś się dzieje nie w porządku - stwierdził Olewnik. Minister sporządził jednak tylko interpelację do MSWiA w tej sprawie. - Mam do niego wielki żal - powiedział przesłuchiwany. On dał dokumenty do biura sejmowego i to się rozmyło - dodał.
Zwrócił się też z interwencją do Krzysztofa Janika. Nie dostał odpowiedzi. Podobnie było z Ryszardem Kaliszem. Prośby i listy ojca zamordowanego Krzysztofa pozostawały bez odzewu.
Spotkanie z Kaliszem, do którego w końcu doszło, wspomina nie bez emocji. - Mieliśmy rozpacz w oczach - powiedział. - Do tej pory mam widok ładnych butów wystawionych spod biurka. Myślałem, że moja córka padnie do tych butów - opowiadał.
Dodał, że jedynie Zbigniew Ziobro zachował się dobrze w tej sprawie, bo odpowiedział na wysłane pismo i zapewnił, że sprawa trafiła w odpowiednie ręce - prokuratora generalnego Janusza Kaczmarka.
"Musiałem szukać protekcji"
Zaznaczył też, że po porwaniu Krzysztofa bezpośrednio nie interweniował w Komendzie Głównej Policji. - Nie miałem tam dostępu, musiałem szukać protekcji - zaznaczył.
Wspominał, że szukał dojścia do generała Adama Rapackiego, twórcy Centralnego Biura Śledczego. Ten miał obiecać Olewnikowi, że sprawę porwania przejmie CBŚ, ale okazało się to niemożliwe. Potem spotkał się z generałem osobiście. -Rapacki się zdziwił, że coś nie gra. Miał inny raport i przeprosił nas, że wtedy nie zadziałał. Zadzwonił do Komendy Głównej. Powiedział "Gieniu (chodzi o Eugeniusza Szczerbaka - zastępcę komendanta głównego policji - red.) musisz załatwić sprawę, bo ja nawaliłem".
Śledczym Włodzimierz Olewnik powiedział m.in., iż w okresach przedwyborczych starał się wspierać różne komitety polityczne i dbał o to, aby nie być kojarzonym z żadną z opcji. - Praktycznie każdemu komitetowi pomagałem - mówił.
"Chodziło o coś więcej niż okup"
Włodzimierz Olewnik uważa też, że w porwaniu jego syna chodziło o coś więcej niż okup. - Tak długo nie przetrzymuje się porwanego - powiedział Olewnik, odpowiadając na pytanie członka sejmowej komisji śledczej Grzegorza Karpińskiego (PO). Porywacze więzili Krzysztofa Olewnika prawie dwa lata. We wrześniu 2003 r. został on zamordowany.
Ojciec Krzysztofa Olewnika zastanawiał się też, skąd porywacze wiedzieli o poczynaniach rodziny poszukującej syna, np. gdy przygotowywał się do przekazania okupu porywaczom - a było tych prób kilka, bo bandyci nie podejmowali pieniędzy. Tu padło pytanie o to, kto wiedział, że pieniądze na pierwszy okup będą fałszywe. - Tylko policjant Wojciech K. wszedł do pomieszczenia, w którym kserowałem banknoty - odparł Olewnik. Wcześniej potwierdził on, że słyszał, iż jeden z porywaczy Robert Pazik (powiesił się w celi skazany za morderstwo) był informatorem Wojciecha K.
„Krzysztof mógł i powinien żyć”
Wcześniej w swoim ponad półgodzinnym oświadczeniu Włodzimierz Olewnik oskarżył cały aparat państwa, który według niego odpowiada za śmierć jego syna. - Nie da się zmienić, że Krzysia zamordowali. Nadzieja jednak, że wróci do nas żywy, umarła dopiero po latach od jego śmierci. Myśleliśmy, że robimy wszystko. Teraz wiemy, że kierowaliśmy nasze prośby do niewłaściwych osób – stwierdził.
Według niego obecna wiedza pozwala mu stwierdzić, że „Krzysztof mógł i powinien żyć”. - Informacje z akt operacyjnych odkrywają okrutną prawdę – wiedza o sprawcach porwania była znana po kilku dniach. Więc czemu ich nie ujęli, a wręcz w moim odczuciu chronili? Dlaczego prokuratorzy nie zweryfikowali informacji od policjantów? Ze strony policji było to świadome i celowe działanie w celu niewykrycia sprawców. Na to się nie godzę! - oświadczył.
"Świadome działanie w celu ukrycia sprawców"
Powtórzył też, że nie zgadza się na zrzucenie odpowiedzialności na „błędy i uchybienia”. Według ojca porwanego śledczy – wymienił nazwiska Remigiusza M., Henryka S., Macieja L. – już kilka dni po porwaniu Krzysztofa mieli operacyjne wiadomości o prawdziwych sprawcach i "ukryli" te informacje przed prokuraturą. - Tak naprawdę chronili tych sprawców. Remigiusz M. jest splamiony krwią mojego syna - stwierdził Olewnik.
"Czy za porwaniem mego syna nie stał żaden układ polityczny?"
Dostało się też politykom z rządzącego wówczas SLD, którzy - zdaniem Olewnika - zabiegali o jego głos, a nic nie zrobili, żeby pomóc. Wymienił nazwiska Ryszarda Kalisza, Andrzeja Brachmańskiego, Zbigniewa Siemiątkowskiego, Andrzeja Piłata i Jolanty Szymanek-Deresz. - Nikt nie poniósł odpowiedzialności za bezczynność. Dlaczego te osoby nie zostały zdymisjonowane? - pytał. Te zarzuty powtórzył później podczas przesłuchania.
Olewnik wśród polityków, którzy mu nie pomogli wymienił Andrzeja Kalwasa, prokuratora generalnego w rządzie Marka Belki. Były minister sprawiedliwości na antenie TVN24 odpierał jednak zarzuty Olewnika. Opowiadał, że ojciec porwanego Krzysztofa tylko jeden raz zwrócił się do niego o pomoc, gdy poprosił o przeniesienie sprawy z prokuratury warszawskiej do olsztyńskiej.
Olewnik wezwał też komisję do zbadania, czy za śmiercią jego syna nie stał układ. Wątku politycznego w całej sprawie upatruje w tym, że - jak powiedział - kilkakrotnie dostał od ludzi związanych ze światem polityki biznesowe propozycje kupna zakładów mięsnych, ale wszystkie odrzucał, bo uznawał je za "śmierdzące". - Być może to, że je odrzucałem, ma jakiś związek - zasugerował.
"Czynimy państwo odpowiedzialne za to, co się stało"
- Gdyby nie determinacja rodziny i zainteresowanie mediów, na sto procent sprawa mojego syna byłaby umorzona z podtekstem samouprowadzenia. To skandal! - grzmiał Olewnik. Według niego chory jest cały system, który przez lata chronił najpierw zabójców jego syna, a następnie tych, którzy pociągali za sznurki. - Czynimy państwo odpowiedzialne za to, co się stało, ale liczymy też, że przez pracę tej komisji zmieni się funkcjonowanie jego instytucji – podsumował ojciec porwanego.
Niekompletne przesłuchanie
Od rana komisja miała przesłuchiwać b. mazowieckiego komendanta wojewódzkiego policji i b. prezydenta Radomia Zdzisława Marcinkowskiego. Przesłuchanie odwołano, bo Marcinkowski nie odebrał wezwania.
Ojciec Krzysztofa Olewnika nie ustaje w wysiłkach wykrycia wszystkich sprawców i ewentualnych mocodawców porwania i zabójstwa syna. Do porwania doszło w październiku 2001 r. w nocy, po imprezie w domu Krzysztofa, na której bawili się policjanci oraz pracownicy firm ochroniarskich. Na spotkaniu był też Jacek Krupiński - przyjaciel i wspólnik Krzysztofa, podejrzany teraz o współdziałanie z porywaczami.
Źródło: tvn24.pl, PAP