Teren państwowych obchodów rocznicy katastrofy smoleńskiej był ogrodzony barierkami, a PiS decydował, kto może za nie wejść. Wejściówek nie dostał nikt, kto "nie dał rękojmi zachowania godności" - napisał we wtorek portal OKO.press, opisując odbywające się tego dnia uroczystości w Warszawie.
Odsłonięcie pomnika smoleńskiego oraz kamienia w miejscu monumentu Lecha Kaczyńskiego na placu Piłsudskiego w Warszawie były kulminacyjnym momentem obchodów ósmej rocznicy katastrofy smoleńskiej. Wieczorem 10 kwietnia politycy i rodziny ofiar spotkali się na mszy w archikatedrze Świętego Jana. Potem przeszli przed Pałac Prezydencki. Uroczystości zakończyły podziękowania prezesa PiS na placu Piłsudskiego skierowane do zgromadzonych.
Za organizację obchodów ósmej rocznicy katastrofy smoleńskiej odpowiedzialne było ministerstwo kultury.
Wstęp teoretycznie dla każdego
Jak podał portal OKO.press, wstęp za barierki, którymi otoczony został cały obszar od placu Zamkowego do placu Piłsudskiego, przysługiwał osobom, które miały odpowiedni identyfikator lub zaproszenie.
Identyfikator mógł zdobyć każdy, kto zgłosił się we wtorek do punktu odbioru, ale według regulaminu "w celu zapewnienia zasad bezpieczeństwa" karty wstępu były wydawane "osobom, które w ocenie Organizatora, dają rękojmię zachowania godności i poszanowania powagi uroczystości i których zachowanie nie stało i nie stoi w sprzeczności z tradycją przyświecającą obchodom Katastrofy Smoleńskiej".
Ponadto za barierki nie można było wnosić między innymi "materiałów zawierających treści rasistowskie, obraźliwe, ksenofobiczne, wulgarne lub polityczne".
W takiej sytuacji wstępu na teren uroczystości można było odmówić każdemu - stwierdził portal OKO.press i przypomniał, że w zeszłym roku podobne identyfikatory przestano wydawać o godzinie 18., kiedy to grupa Obywateli RP chciała wejść na teren obchodów.
Smartfony zakazane
We wtorek organizatorzy zastrzegli też, że na teren obchodów nie można było wnosić kamer, aparatów fotograficznych "oraz innych tego typu urządzeń rejestrujących dźwięk lub obraz, jak również urządzeń służących do przesyłania w celach komercyjnych obrazu, dźwięku, opisów wydarzeń poprzez Internet".
"Zgodnie z tą formułą służby porządkowe mogą zabronić wstępu po prostu każdemu, kto ma przy sobie smartfona" - pisało we wtorek OKO.press.
"Sztuczka na granicy prawa"
Prawo o zgromadzeniach nie pozwala na organizowanie ich na terenie zamkniętym i na selekcjonowanie uczestników, ale PiS "użył sztuczki na granicy prawa".
Skorzystał z przepisów prawa drogowego o "wykorzystaniu drogi w sposób szczególny" - stwierdził też portal.
"Te przepisy regulują organizację takich imprez jak na przykład maratony. Drogę publiczną na ich podstawie może zająć każdy, kto odpowiednio wcześnie wyśle do zarządcy drogi i policji projekt zmiany organizacji ruchu drogowego i zapewni zabezpieczenie imprezy" - czytamy w portalu.
O regulaminie imprezy przepisy mówią tylko, że organizator ma obowiązek go opracować i dołączyć do wniosku o organizację imprezy.
Jak dowiedzieli się dziennikarze OKO.press w Biurze Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta w Warszawie, urząd takiego regulaminu nie otrzymał. Zgoda na zamknięcie ulic została więc wydana bez wymaganego dokumentu.
Ratusz pytany przez OKO.press o to, czemu wydano taką zgodę, zapewnił jedynie, że minister kultury załączył program uroczystości, a za zapewnienie bezpieczeństwa odpowiadała Służba Ochrony Państwa, w której działania warszawscy urzędnicy nie mogą ingerować.
Autor: ads/adso / Źródło: OKO.press