Z ojcem Pawłem Gużyńskim rozmawiamy w momencie, w którym od kilku dni jest w Rotterdamie. Opowiada, że mijają mu one bardzo intensywnie. Musi skupić się na formalnościach, chce uczyć się języka niderlandzkiego. – Przyjęty zostałem tutaj bardzo, bardzo życzliwie, w bardzo otwarty sposób. Krok po kroku zapoznaję się z tutejszymi realiami – mówi dominikanin.
Nowe zadania
– Trafiłem do Rotterdamu, bo jest taka potrzeba – tłumaczy swój wyjazd zakonnik. W Holandii brakowało osoby, która wprowadziłaby młodych adeptów w życie dominikańskie. Po tym, jak pomoc nie przyszła z Belgii czy Niemiec, generał zakonu napisał do polskich braci list. Jak opowiada ojciec Gużyński, znalazło się w nim oczekiwanie, żeby polska prowincja – jako najbardziej liczna w Europie – znalazła brata, który pomógłby Holendrom.
– Rada Prowincji Polskiej dyskutowała, wymyślili trzy kandydatury, z których ja okazałem się najlepszą. Zaproponował mi to, można powiedzieć, generał przez naszego prowincjała. Ja odpowiedziałem pozytywnie – mówi ojciec Gużyński. Jak dodaje, propozycję dostał przed Wielkanocą, czyli przed 21 kwietnia ubiegłego roku. Odpowiedział tuż po świętach. Był wtedy w trakcie rocznego pobytu w Irlandii, gdzie pracował naukowo.
– Wtedy pojawił się w mojej głowie taki pomysł, że wracając z Irlandii do Polski, muszę sobie odpowiedzieć na pytanie, do czego i po co wracam. No i tu był pewien zgrzyt. Ponieważ nie da się ukryć, że dla wielu duchownych w Polsce jestem persona non grata, że każdy mój ruch i działanie spotykało się z jakąś kontrą, z hejtem, oskarżeniami, absurdalnymi czasami i podłymi. I ja sobie powiedziałem, że nie chcę wracać, żeby znów spotykać się z oskarżeniami, (...) że ja nie chcę wracać po to, żeby znowu kopać się z końmi, że albo musiałbym w Polsce zająć się po prostu czyszczeniem butów, dosłownie niemalże, albo wejść znowu w jakiś tam ostry konflikt. Ja tego nie chciałem – tłumaczy dominikanin.
Kara
Ojciec Paweł Gużyński nie raz krytycznie wypowiadał się o tym, jak funkcjonuje polski Kościół. W sierpniu ubiegłego roku po słowach abp. Marka Jędraszewskiego o "tęczowej zarazie" dominikanin zaapelował do wiernych o pisanie listów do arcybiskupa z "wyrazem oczekiwania, że honorowo poda się do dymisji". Został za to ukarany. Wysłano go do jednego z klasztorów kontemplacyjnych na trzytygodniową pokutę.
Pytamy ojca, czy żałuje jakichś swoich wypowiedzi. – En général nie. Bynajmniej. Oczywiście niektóre słowa można byłoby dobrać czasami lepiej, może łagodniej. O pewnych rzeczach powiedzieć może bardziej koncyliacyjnie. Ale generalnie rzecz biorąc nie. Nie żałuję swoich wypowiedzi, bo wiem, że one za każdym razem dotyczyły rzeczy ważnych i działałem w słusznej sprawie. I działając w tej słusznej sprawie, nie dopuszczałem się jakichś nadużyć. Nie mówiłem nieprawdy – odpowiada zakonnik.
Powrót
Pobyt ojca Gużyńskiego w Holandii może potrwać nawet kilka lat. Pytany o to, czy chciałby wrócić do Polski, dominikanin odpowiada, że w pewnym momencie tak. Chociaż, jak dodaje, w tej chwili tego pytania sobie nie zadaje.
A do jakiej Polski chciałby wrócić? – Z całą pewnością – to będzie bardzo oklepane sformułowanie, którego użyję – do zdecydowanie normalniejszej, naprawdę normalniejszej. Lepiej to rozłożyć na czynniki pierwsze, czyli mniej podzielonej, jeżeli chodzi o konflikty społeczne, bardziej skłonnej do słuchania – odpowiada ojciec Paweł Gużyński.
Autorka/Autor: Adrianna Otręba
Źródło: TVN24