Od początku wiedziała o gehennie, jaką przeżywa jej córka gwałcona przez własnego ojca, któremu urodziła dwóch synów. Tłumaczy, że nikomu nic nie mówiła, bo była zastraszana przez męża - Co miałam zrobić? Po prostu się z tym pogodziłam - przyznaje.
O tym, co się działo w jednym z domów w Siemiatyczach (woj. podlaskie) mówili w poniedziałek policjanci, którzy nie ukrywali, że ta sprawa nimi wstrząsnęła. Z ich relacji wynika, że 45-letni ojciec przez 6 lat więził i gwałcił swoją córkę. W odstępie kilku lat kobieta urodziła dwójkę dzieci. Po latach, 21-letnia dziś kobieta, zgłosiła się w poniedziałek na komisariat. CZYTAJ WIĘCEJ
Co się wydarzyło, że dziewczyna postanowiła mówić? - Córka nie mogła już tego nerwowo i psychicznie wytrzymać - mówi jej matka, która towarzyszyła młodej kobiecie na policji. Wcześniej nie poinformowały nikogo, bo - jak twierdzi żona zatrzymanego - mąż groził zarówno jej, jak i jej córce, że "jeśli to wszystko wyjdzie na jaw, stracą życie". - Po prostu chciałam o tym zapomnieć - przyznaje.
Nie kryje też tego, że wiedziała o ciążach swojej córki. - Po prostu się z tym pogodziłam, co miałam zrobić? - mówi przez drzwi swojego domu w rozmowie z dziennikarkami. Dzieci z kazirodczego związku zostały w szpitalu. – Córka je oddała, zostały w szpitalu - potwierdza kobieta. Na koniec dodaje: - Teraz już się nie boimy, bo mamy opiekę policji.
Spokojniejszy jest też 12-letni brat gwałconej 21-latki. – Teraz się czuję szczęśliwy, że nie ma taty. Według chłopca, w domu nie mówiło się o urodzonych dzieciach. - Jak była o tym rozmowa, tato mówił „skończmy tą gadkę” - dodaje. Na pytanie, czy wie, kto jest ojcem tych dzieci, odpowiada: Nikt.
"Policja odtworzy gehennę dzień po dniu"
- Te sześć lat, kiedy ona przeżywała tą gehennę, musimy odtworzyć praktycznie dzień po dniu – mówił w Faktach po Faktach Jacek Dobrzyński, rzecznik podlaskiej policji. – Już doszliśmy, w jakim szpitalu ona urodziła, mamy dokumentację. Z pewnością dotrzemy do dzieci. Tą są kroki bardzo bolesne, musimy to robić bardzo delikatnie – dodał.
Jak powiedział policjant, „była matka, byli bliscy, byli przyjaciele”. – Musimy ustalić, dlaczego ten świat wokół niej był obojętny. Ta obojętność mogła ją doprowadzić do najgorszego – dodał.
Zapewnił, że pokrzywdzona ma teraz ochronę i opiekę. - Ona potrzebuje ochrony przed światem – powiedział Dobrzyński.
"Nawet księdza nie wpuścili"
Sąsiedzi twierdzą, że rodzina nie miała z nikim żadnego kontaktu. – Znam ich tylko z widzenia – mówi Lucjan Sak, najbliższy sąsiad rodziny. Jak twierdzi, nie zauważył niczego podejrzanego. - Były słuchy, że była w szpitalu – mówi. – Były plotki, że zostawiła dziecko w Siemiatyczach. Ale nie były one wiarygodne – stwierdza.
Jak dodaje, rodzina unikała towarzystwa. - Nawet ksiądz chodzący po kolędzie nie został wpuszczony – przekonuje mężczyzna. - Wychodziła tylko z matką do sklepu, po zakupy - dodaje. Jego zdaniem to, co 45-latek zrobił własnej córce jest straszne. - Mnie to przeraża jako sąsiada i mieszkańca - zaznacza.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Policja Białystok