Mieliście kiedyś tak, że bez względu na to, jak bardzo staraliście się coś zrobić, wszystko sprzysięgało się przeciwko Wam, żeby plan się nie udał? Jeżeli tak dzieje się z treningami, to często jest znak, że na chwilę trzeba odpuścić.
Ostatnie plany były szeroko zakrojone: najpierw środowe bieganie z mapą po mieście na Szybkim Mózgu, potem w weekend 30 km z psem Łyskiem na Dog Orient - imprezie na orientację, na której główną rolę gra czworonóg, a nie człowiek. Obie rzeczy - delikatnie mówiąc - wyszły nie tak, jak miały. O trzeciej, czyli zwykłym treningu biegowym, już nie wspomnę.
Rozkojarzenie drogą do "nkl"
Zaczęło się nieźle - na Szybki Mózg w Centrum Warszawy udało mi się dotrzeć, zdążyć na start i... to by było na tyle. Gdy ruszyłam, nie mogłam skupić się na mapie, gubiłam się w liczeniu punktów (matematyka ze szkoły podstawowej!), a porażkę pogłębił jeszcze fakt, że zapomniałam z domu kompasu. Orientowanie mapy zajmowało mi naprawdę dużo czasu. Ostatecznie jeden z punktów pominęłam i przy moim nazwisku pojawił się dopisek "nkl", czyli nie zostałam sklasyfikowana. Na pocieszenie miałam piękny, ciepły wieczór i fajne reakcje turystów i imprezowiczów, którzy akurat spacerowali Chmielną i okolicznymi ulicami. Biegający w amoku "orientaliści", przemierzający miejskie skwery i deptaki, wzbudzali naprawdę duże zaskoczenie.
Rolki zamiast biegania? Tak, ale nie za długo
A że na Szybkim Mózgu poczułam pierwszą biegową niemoc, w czwartek, żeby na chwilę zmienić dyscyplinę, wybrałam się na nocny przejazd rolkami przez Warszawę. Także i tu nastąpiła porażka - odbiłam sobie stopy! 27 km w upale na chropowatych asfaltach nie mogło zrobić dobrze poduszkom. - Niemożliwe, żeby cię bolały nogi, przecież tyle biegasz - słyszałam tylko od znajomych. Zaciskałam więc zęby i leciałam na tych rolkach dokąd się dało. Po powrocie do domu zorientowałam się, że bieganie muszę odpuścić nie tylko w czwartek, ale i w piątek. Z Dog Orientu jednak zrezygnować nie chciałam - pomyślałam, że pójdziemy z Łyskiem z nastawieniem na spacer, a nie bieganie.
Kleszcz zepsuł plany
I wtedy okazało się pies Łysek złapał kleszcza. Gdy więc poszliśmy uzupełnić brakujące szczepienie na wściekliznę i okazało się, że ma podwyższoną temperaturę, lekarki zdecydowały o błyskawicznym badaniu krwi i absolutnie odmówiły szczepienia. Po psie na szczęście objawów babesziozy widać nie było - wilczy apetyt miał wciąż, latał jak oszalały, cieszył się i skakał, daleko mu było do apatycznego psiaka, którego "coś bierze" - ale trzeba było sprawdzić. Babeszii na szczęście nie było, ale zapomnieć mogliśmy o sobotnich zawodach - bez szczepienia Łysio nie zostałby dopuszczony do startu.
W sobotę spróbowałam jeszcze obudzić się na krótki, 5-kilometrowy bieg charytatywny Run For Marta, który odbywał się na warszawskim Ursynowie, ale powieki po prostu nie chciały się rozkleić! Ostatecznie dałam za wygraną - od czasu do czasu trzeba po prostu porządnie się wyspać i leniwie zjeść śniadanie.
Na odpoczynek - rower
Postanowiłam jednak ruszyć się z domu. Skoro wszystko sprzeciwiło się przeciwko moim treningom biegowym, postanowiłam odkurzyć mojego "górala" i wybrać się na wycieczkę. Przez lasy i polne bezdroża wyszło ponad 80 km, a ja czuję się świetnie i znów wzbudziłam w sobie głód biegania. Czasem więc, jeżeli organizm wszystkimi sposobami sprzeciwia się treningom, warto odpuścić. Jedno bieganie więcej, czy jedno mniej nie zmieni dużo w naszej formie, a dzięki odpoczynkowi możemy uniknąć okazji do kontuzji. Z miesiąca na miesiąc coraz mocniej staram się wsłuchiwać w swój organizm - lepiej w końcu się nie dotrenować niż przetrenować i musieć potem odpuścić na dużo dłużej niż tydzień czy dwa.
Autor: Katarzyna Karpa