Mówi, że nie czuje się bohaterem. - Absolutnie nie. Rozmawiałem z kolegami z branży i wiem, że każdy z nas po prostu zrobiłby to samo - podkreślił w rozmowie z TVN24 mężczyzna, który obezwładnił Stefana W. po tym, jak ten zaatakował nożem prezydenta Pawła Adamowicza. To pracownik obsługi technicznej gdańskiego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
W niedzielę 13 stycznia 27-letni Stefan W. wtargnął na scenę gdańskiego finału WOŚP podczas "Światełka do Nieba" i ranił nożem prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Następnego dnia samorządowiec zmarł.
"To mam cały czas przed oczami"
Napastnik został powalony przez pracownika obsługi technicznej. Ponad tydzień od zdarzenia zgodził się on na rozmowę z TVN24. Zastrzegł sobie jednak anonimowość. - Myślę, że moja twarz już została pokazana wystarczająco wiele razy i to wystarczy - ocenił.
Podkreślił, że kiedy zobaczył napastnika na scenie, miał "bardzo dziwną wizję człowieka z nożem, a zaraz za nim bardzo dużą ilość dzieci". - To mi utkwiło w głowie, to mam cały czas przed oczami - dodał.
Stwierdził, że gdy obezwładniał Stefana W. nie wiedział, iż prezydent Gdańska został zaatakowany. - Było zamieszanie, na scenie było bardzo wielu ludzi, bardzo wiele dzieci, goście, VIP-y i nie do końca byłem świadom tego, co się wydarzyło - powiedział.
Jak mówił, zobaczył "człowieka z nożem na scenie, więc trzeba było zrobić jakiś krok". - Nie jestem w stanie powiedzieć, co mną kierowało - przyznał.
"Miałem moment zawahania"
Rozmówca TVN24 podkreślił, że nie wiedział, "jak może zareagować ten człowiek" i że nie wiedział "jakie (Stefan W.) ma zamiary i co chce zrobić".
- W momencie, kiedy wychodziłem z boku sceny, on jeszcze stał przodem do widowni i miałem moment zawahania, w momencie, w którym on się do mnie odwrócił - przyznał.
Jak dalej relacjonował, zobaczył jednak, że mężczyzna "już szedł, więc już trzeba było coś zrobić". Zdradził, że nie wie, co kierowało nim w tamtym momencie.
- Pod tym względem to jest jakaś taka nieodpowiedzialność z mojej strony, że nie myśląc o sobie, wyszedłem i reagowałem - ocenił.
Powiedział, że dopiero później "zaczął sobie zdawać z tego sprawę, że ten człowiek mógł się odwrócić" i zaatakować także jego.
"Wszystko działo się tak szybko"
Według jego relacji, nożownik "nie stawiał większych oporów". - Czy się poddał, czy jemu się kolana ugięły, czy moje szarpnięcie było na tyle mocne, że on się przewrócił, nie wiem - dodał. - Wszystko działo się tak szybko, że trudno jest mi o tym opowiadać - stwierdził.
"Każdy jeden z nas po prostu zrobiłby to samo"
Na pytanie, czy czuje się bohaterem, zaprzeczył. - Absolutnie nie. Rozmawiałem z kolegami z branży i wiem, że każdy z nas po prostu zrobiłby to samo - podkreślił. Dlaczego? - Nie da się tego powiedzieć - przyznał.
- Jesteśmy nauczeni tego, my technicy, my realizatorzy, żeby przede wszystkim zachować spokój - tłumaczył. - Nie bez kozery jest stwierdzenie "show must go on" - dodał. - To na nas wszyscy polegają, że mamy naprawić wszystkie niedogodności, aby przedstawienie trwało dalej - powiedział.
Prezydent Gdańska zmarł po ataku nożownika
13 stycznia podczas finału WOŚP w Gdańsku prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza zaatakował nożem Stefan W. Po reanimacji na scenie, prezydent w bardzo ciężkim stanie trafił do szpitala, gdzie następnego dnia zmarł. Pogrzeb zamordowanego prezydenta odbył się w sobotę 19 stycznia w gdańskiej Bazylice Mariackiej.
Autor: akr//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24