Uwolnienie zakładnika załatwia się nie przez noty dyplomatyczne, ale kontakty z ludźmi, z którymi po uścisku dłoni liczy się własne palce – uważa były szef Agencji Wywiadu Zbigniew Siemiątkowski. Jego zdaniem, państwa Zachodu mają mało instrumentów do walki z fanatykami.
Według gościa „Faktów po Faktach” działania w takiej sytuacji, jak porwanie polskiego inżyniera, powinny być dwutorowe. – Rząd podejmuje rutynowe działania: noty, telefony premiera i szefa MSZ, interwencje dyplomatyczne. To jazda obowiązkowa. Ale nie załatwia się tego na drodze dyplomatycznej, tylko z pomocą tajnych służb i tajnymi kanałami – wyjaśnił Siemiątkowski.
Trzeba było wysłać na Bliski Wschód i Półwysep Arabski ludzi, którzy mają tam kontakty. I potrafią rozmawiać z takimi ludźmi, z którymi po uścisku ręki trzeba sprawdzać, czy ma się wszystkie palce Siemiątkowski
Były szef wywiadu przekonywał, że należy się kontaktować z ludźmi, z którymi talibowie handlują: kupują od nich broń lub sprzedają narkotyki. – Trzeba było wysłać na Bliski Wschód i Półwysep Arabski ludzi, którzy mają tam kontakty. I potrafią rozmawiać z takimi ludźmi, z którymi po uścisku ręki trzeba sprawdzać, czy ma się wszystkie palce – stwierdził.
Siemiątkowski nie jest jednak przekonany, czy obecne służby, po raporcie Antoniego Macierewicza, dysponują ludźmi, którzy potrafiliby takie akcje przeprowadzać. A to w jego opinii olbrzymia strata.
"Nas obowiązują reguły, a ich nie"
Bo - według Siemiątkowskiego - w takich wypadkach nie ma co liczyć ani na Pakistan, który ma z terrorystami większe problemy niż jeden porwany Polak, ani na Amerykanów, którzy nawet swoich, jak dziennikarz Daniel Pearl, nie potrafią wyciągać.
- Przegrywamy wojnę z terrorem bo pracujemy od poniedziałku do piątku z wolnymi weekendami, a po drugiej stronie są fanatycy bez skrupułów. Nas obowiązują reguły, a ich nie. Dlatego musimy się liczyć z takimi sytuacjami – podsumował.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24