Zestawy do nauki języka migowego dostały szkoły, w których nie ma dzieci niesłyszących, sprzęt do brajla te, w których wszystkie dzieci widzą, a zestawy do badań w terenie, szkoły integracyjne z dziećmi na wózkach - tak MEN wydało już 200 mln zł. unijnych dotacji - pisze "Gazeta Wyborcza".
Pomoce dydaktyczne trafiły już do 1350 szkół specjalnych i integracyjnych w całym kraju. Niestety większość dyrektorów zamiast cieszyć się z nowego sprzętu, załamują ręce co z nim zrobić i szukają szkół, którym pomoce się przydadzą.
Prezentem w płot Problem z "prezentem" od ministerstwa ma Anna Burdyka, dyrektorka Zespołu Szkół Specjalnych nr 5 w Łodzi. Kiedy pod koniec 2005 r., dostała telefon z kuratorium, nie kryła radości. - Pytali, czego mi trzeba, bo są pieniądze z Unii. Ponad 100 tys. zł tylko dla mojej szkoły. Tyle co nowy mercedes. Pomyślałam: wreszcie będę miała w pracowniach full wypas. Uczniowie "Piątki" są upośledzeni umysłowo lekko i umiarkowanie. Wielu z ADHD i padaczką, więc dyrektorka zamówiła głównie przyrządy do ćwiczeń. Paczki przyszły w styczniu 2006 r. To, co zobaczyła po ich rozpakowaniu, Burdyka określa jednym słowem: szok. - Jakieś plansze, kable, kalendarze, ludziki, szablony... Większość rzeczy absolutnie nieprzydatna. Np. zestawy do nauki języka migowego, choć żaden z moich uczniów nie musi się go uczyć - opowiada gazecie.
Znaki drogowe za tysiąc Jeszcze bardziej dyrektorów obdarowanych szkół zdumiały ceny "prezentów". - Pudełko z elementami do nauki znaków drogowych za 1035 zł! Tyle zarabia pan Adam, szkolny konserwator, który pomagał mi rozpakowywać dary. Aż mi wstyd było - przyznaje Burdyka.
Suma dotychczasowych zakupów to aż 200 mln zł. Kolejne 272 mln resort ma wydać do czerwca przyszłego roku. 75 proc. pieniądzy przeznaczonych na ten projekt to dotacje z Unii Europejskiej. Dyrektorzy ośmiu łódzkich szkół od razu postanowili interweniować w resorcie. Napisali do ministra edukacji, że MEN źle wydaje te pieniądze. - Sprzęt jest archaiczny, w dodatku niebotycznie drogi - piszą i dają przykłady: plastikowa przeglądarka do 17 obrazków - 4,2 tys. zł (przeciętny odtwarzacz DVD kosztuje 300 zł); 20 kompletów domina z magnesami - 3 tys. zł, podczas gdy w sklepie komplet kosztuje ok. 15 zł!
Resort do błędu się nie przyznał, a nauczycieli uspokajał: - Dokonane zostaną korekty w zestawach, (...) aby następne były w pełni przydatne i nie budziły zastrzeżeń. Kolejne zestawy rzeczywiście przyszły, ale nauczyciele znów osłupieli. "Piątka" nie dostała już wprawdzie niepotrzebnych plansz, kabli i kalendarzyków, ale resort "uszczęśliwił" uczniów sprzętem, którego nie będą w stanie obsłużyć. - Dostaliśmy sprzęt do badania gęstości gleby. Zbyt skomplikowany dla uczniów upośledzonych umysłowo. Albo czujnik ciśnienia absolutnego. Do obserwacji ciśnienia bardziej przydaje się materac, który można pompować - mówią gazecie nauczyciele. Widzącym sprzęt dla niewidomych Nie lepiej było w innych placówkach. Gimnazjum nr 43, gdzie zdrowi uczą się z niepełnosprawnymi fizycznie, dostało m.in. sprzęt do badań w terenie. - Nam niepotrzebny, bo samo wyjście ze szkoły uczniów na wózkach zajęłoby całą lekcję - tłumaczy dyrektor Krzysztof Jurek. Łódzkiej integracyjnej Szkole Podstawowej nr 111 przypadł natomiast sprzęt dla niewidomych: notesy brajlowskie z syntezatorem mowy, urządzenia czytające tekst z komputera i przekształcające go w znaki brajlowskie. Tyle że nie tu ma żadnego ucznia niewidomego! W październiku 2006 r. szkoła napisała do MEN. Zaproponowała, że przekaże sprzęt tam, gdzie się przyda. - Do dziś nie ma odpowiedzi. A niedawno szkoła dla niewidomych w Laskach straciła pomoce w pożarze. Może MEN oddałby ten sprzęt Laskom - mówi dziennikowi dyrektorka Małgorzata Tomaszewska.
MEN: naprawimy błędy Co o hojnych zakupach mówi sam resort? MEN poprosił kuratorów o "zebranie danych z placówek", które "wnikliwie analizował". A ceny są "rzeczywiste" , bo "zostały określone na podstawie cen katalogowych" - odpowiada na pytanie dziennika biuro prasowe ministerstwa. Za zakupy pomocy dydaktycznych i przetargi na ich dostarczenie odpowiada departament kształcenia ogólnego i specjalnego MEN. Edukacja Polska, główny dostawca towarów wysokie ceny tłumaczy "wyższym poziomem" towaru. - Nasze wyroby są droższe od tandetnych pomocy dydaktycznych z poprzedniej epoki, ale na nieporównanie wyższym poziomie technologicznym, merytorycznym i jakościowym - tłumaczy Krzysztof Bochus. - Cena katalogowa to cena ofertowa, po jakiej producenci sprzedają wyroby wszystkim kontrahentom, w tym resortowi edukacji.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24