W akcie zgonu Wojciecha Franiewskiego podano nieprawdziwą godzinę śmierci. Tak zeznał lekarz pogotowia, który stwierdzał śmierć herszta zabójców Krzysztofa Olewnika. Twierdzi, że do tego zmusili go więzienni strażnicy. Jeden z nich dwa lata później popełnił samobójstwo. Teraz okazuje się, że funkcjonariusz był w depresji z powodu... śmierci Franiewskiego i dwóch innych oprawców Olewnika.
Dotarliśmy do treści uzupełnienia projektu raportu Marka Biernackiego, szefa sejmowej komisji śledczej badającej nieprawidłowości w śledztwach w sprawie Krzysztofa Olewnika. To w tym dokumencie są informacje o przełomowych zeznaniach lekarza pogotowia w sprawie zagadkowej śmierci Franiewskiego. Lekarz zeznawał w maju ubiegłego roku w śledztwie Prokuratury Okręgowej w Ostrołęce. Oskarżyciele badają czy latem 2007 roku Franiewski popełnił samobójstwo w olsztyńskim areszcie, czy został zamordowany.
- W dniu 26.05.2010 r. lekarz pogotowia ratunkowego, który stwierdził zgon W. Franiewskiego w dniu 19.06.2007 r. o godz. 028 zeznał, że zgon Franiewskiego nastąpił około godz. 2200 – 2220. Różnicę czasu tłumaczył presją funkcjonariuszy przebywających wówczas w oddziale - czytamy w treści uzupełnienia raportu komisji śledczej.
- Ekspert komisji zawarł takie informacje w uzupełnieniu do projektu. Ten wątek znajdzie się w końcowym raporcie, w dziale poświęconym śmierci Franiewskiego – potwierdza ustalenia tvn24.pl Biernacki. Ustaliliśmy, że ekspert komisji zapoznał się z aktami śledztwa w sprawie śmierci Franiewskiego Prokuratorzy z Ostrołęki nie chcą rozmawiać o zeznaniach lekarza. - Dla dobra śledztwa, dopóki się ono nie skończy nie mogę rozmawiać o naszych ustaleniach – powiedział nam prokurator Andrzej Rycharski, rzecznik ostrołęckiej prokuratury. Skąd lekarz wiedział, że Franiewski zmarł dwie godziny wcześniej niż 28 minut po północy? Dowiedzieliśmy się, że stwierdził to po plamach opadowych, które zobaczył na ciele bandyty. Herszt porywaczy udusił się bandażem elastycznym.
Kowalczyk zauważył, że Franiewski leży w bezruchu na łóżku z podniesionym palcem lewej ręki. Podjęta próba skomunikowania się poprzez domofon nie przyniosła rezultatu. Sygnał wywołania został usłyszany także przez dokonującego obchodu jednostki dowódcę zmiany. Po wejściu do oddziału dowódca podjął decyzję o otwarciu celi. Po otwarciu drzwi spostrzeżono, że palce lewej ręki są przyklejone przezroczystą taśmą klejącą do pręta kraty koszowej. Po otwarciu kraty koszowej spostrzeżono, że osadzony ma na szyi zaciśniętą pętlę wykonaną z bandaża elastycznego Projekt raportu sejmowej komisji śledczej
Strażnik zawiadamia pogotowie, a po dwóch latach się wiesza
Z informacji komisji wynika, że to funkcjonariusze z „oddziału” wywarli presję na lekarzu, by ten zmienił godzinę śmierci Franiewskiego. Kto dokładnie? W nocy z 18 na 19 czerwca 2007 roku gangster siedział sam w pojedynczej celi oddziału I Aresztu Śledczego w Olsztynie. W nocy oddziału pilnował tylko jeden funkcjonariusz ochrony. Nie wiemy czy lekarz wymienił w swoich zeznaniach nazwisko strażnika, ale z oficjalnych informacji Ministerstwa Sprawiedliwości wiadomo kto pełnił wtedy służbę. Odkrył zwłoki bandyty i musiał być obecny przy badaniach lekarskich. Był to strażnik Mariusz Kowalczyk, który w nocy z 12 na 13 lipca 2009 r. powiesił się na drzewie na poboczu drogi na trasie Morąg-Raj.
Dowódca decyduje o otwarciu celi
Czy Kowalczyk sam zmusił lekarza do zmiany godziny śmierci Franiewskiego? Niekoniecznie. Mogli za tym stać jego szefowie, którzy mogli zmusić do poświadczenia nieprawdy. Według projektu komisji śledczej Kowalczyk około godziny 24:00 zauważył, że Franiewski „leży w bezruchu na łóżku z podniesionym palcem lewej ręki. Podjęta próba skomunikowania się poprzez domofon nie przyniosła rezultatu. Sygnał wywołania został usłyszany także przez dokonującego obchodu jednostki dowódcę zmiany. Po wejściu do oddziału dowódca podjął decyzję o otwarciu celi. Po otwarciu drzwi spostrzeżono, że palce lewej ręki są przyklejone przezroczystą taśmą klejącą do pręta kraty koszowej. Po otwarciu kraty koszowej spostrzeżono, że osadzony ma na szyi zaciśniętą pętlę wykonaną z bandaża elastycznego”. Kowalczyk nie rozmawiał sam z lekarzem pogotowia.
Franiewski przez godzinę bez kontroli
Dlaczego strażnicy mieliby zmuszać lekarza do podania późniejszej godziny zgonu? Być może chodziło o ukrycie tego co naprawdę się wydarzyło. Z zeznań lekarza wynika, że Franiewski mógł zginąć między godziną 22 a 22.20. A wtedy nikt nie patrzył, co się dzieje w celi groźnego bandyty.
Z ustaleń komisji śledczej wynika bowiem, że gangster mógł zginąć w ciągu godziny, gdy strażnik nie kontrolował jego celi. - W porze nocnej oddział zabezpiecza jeden funkcjonariusz działu ochrony. Do jego obowiązków należy m.in. kontrolowanie zachowania osadzonych w celach mieszkalnych. Cele kontrolowane były w godzinach 21:58 – 22:01. Następną kontrolę oddziałowy przeprowadził w godzinach 22:53 – 22:54. Kontrole cel trwały w pierwszym przypadku minutę i czterdzieści sekund, w drugim – kilkadziesiąt sekund - czytamy w projekcie raportu sejmowej komisji śledczej.
Ale skoro w akcie zgonu wpisano godzinę 0.20, to może od 22 wcale cel nie kontrolowano. To musi wyjaśnić prokuratura. - Prokuratura powinna też sprawdzić, czy śmierć Franiewskiego nie nastąpiła, gdy więźnia pilnował inny strażnik (niż Kowalczyk-red.) - mówi Biernacki.
Prokuratura i ministerstwo pewne, psychologowie wątpią
Samobójcza śmierć osadzonego wywołała depresję u Mariusza Kowalczyka. Stres pogłębiły wiadomości o samobójczej śmierci Sławomira Kościuka i Roberta Pazika” Projekt raportu sejmowej komisji śledczej
Wojciech Franiewski nie był zwykłym bandytą. Był gangsterem, który cieszył się szacunkiem wśród przestępców. Był tez nadzwyczajnie traktowany przez służbę więzienną. Wychodził na przepustki mimo licznych nagan. W czasach PRL dwa razy uciekał z Komend Milicji Obywatelskiej i raz z Zakładu Karnego w Czarnem. W grudniu 1989 roku był jednym z przywódców słynnego buntu w więzieniu we Wronkach. Naczelnikowi oznajmił, że „polecą łby i krew się poleje”, jeśli któryś ze skazanych zostanie przeniesiony do innej celi. Na początku lat 90. trafił do więzienia w Płocku. I mimo że miał negatywną opinię, to w maju 1991 roku dostał nagrodę – kilkudniową przepustkę. Przywiózł wtedy do więzienia magnetowid VHS i otworzył domowe kino dla więźniów. W czerwcu płockie więzienie odwiedził Jan Paweł II. Franiewski został wytypowany do wręczenia Ojcu Świętemu podarków w imieniu więźniów. W 1992 r. nie wraca z przepustki. Złapano go pięć lat później. W 1998 roku Franiewski urządza demonstrację swojej siły i wpływów w przestępczym świecie. Dzwoni do najważniejszych przestępców na Mazowszu, którzy pod więzieniem demonstracyjnie udzielili mu poparcia. Wciąż cieszy się względami u władz więzienia. Między 1999 a 2001 rokiem dostaje aż 37 przepustek! W połowie czerwca 2001 roku zostaje warunkowo zwolniony z Zakładu Karnego nr 1 w Łodzi. Mimo że Komisja Penitencjarna negatywnie zaopiniowała wystąpienie z wnioskiem o przedterminowe warunkowe zwolnienie. Niecałe cztery miesiące później porwany zostaje Krzysztof Olewnik. Gangster, który osobiście dał prezent Papieżowi
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: KGP