- Nie ma podstaw prawnych, żeby mnie odwołać, dlatego że nie powoływała mnie komisja - tak Edmund Klich broni się przed zarzutami członków Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, którzy zarzucają mu błędy w prowadzeniu dochodzenia ws. katastrofy prezydenckiego samolotu i domagają się jego odwołania. Wcześniej w programie "Polska i Świat" w TVN24 mówił: - Oczywiście wiedziałem, że niektórzy są przeciwni mojej osobie. Bo mają sami ambicje, żeby zostać przewodniczącym.
Z 15-osobowego składu komisji, który zaprezentowano na stronach resortu infrastruktury, aż 13 głosowało za odwołaniem Klicha. Za przewodniczącym głosowały dwie osoby - jedną z nich był on sam. Stosowne pismo trafiło następnie już do Ministerstwa Infrastruktury.
"Nikt inny tych taśm by nie otrzymał"
Klich w TVN24 przekonywał, że "konflikt w komisji nie jest konfliktem akredytowanego i komisji". - To konflikt wewnętrzny - ocenił.
Mówił również, że jako akredytowany "zrobił absolutnie wszystko, co mógł". - Otrzymałem taśmy nagrań w wieży smoleńskiej. Nikt inny tych taśm by nie otrzymał. To była moja dobra współpraca z panem Morozowem (szefem komisji technicznej MAK - red.). Dwóch specjalistów bez nacisków politycznych dobrze pracowało. Pan Morozow uznał, że te taśmy można nam przekazać - mówił.
"Ja nie byłem reprezentantem komisji"
Klich, odpierając zarzuty swoich komisyjnych kolegów, odparł: - Członkowie komisji chcieli codziennie pić po dwie-trzy godziny kawę, nie chcieli rozliczać swoich wyjazdów, szykanują mnie mobbingami nieuzasadnionymi. Akredytowany tłumaczył, że jest po prostu wymagającym szefem.
Jak powiedział, minister infrastruktury stwierdził, że nie ma podstaw prawnych żeby go odwołać, dlatego że nie powoływała go komisja. - Ja nie byłem reprezentantem komisji - tłumaczył.
Przekonywał także, że dokładnie udokumentował swoją pracę w Rosji. - Ja w Smoleńsku spałem trzy godziny. Kładłem się o godz. 12 i wstawałem o godz. 3 i zapisywałem. (...) I ja kiedyś to wszystko będę musiał opublikować dla historii i dla zabezpieczenia własnej osoby, żeby nie być tak szkalowanym - dodał.
Nie przychyli się
Ministerstwo infrastruktury mówi, że do odwołania Klicha raczej nie dojdzie. - Analizujemy stanowisko członków komisji, choć wiele wskazuje na to, że minister Grabarczyk nie przychyli się do tego wniosku. - mówi Mikołaj Karpiński, rzecznik resortu.
Kilka tygodni temu to właśnie Cezary Grabarczyk wyznaczył Klicha na kolejną 5-letnią kadencję. Głównym oponentem Klicha jest były przewodniczący PKBWL i jej obecny członek. Stanisław Żurkowski na pięciu stronach pisma wysłanego 14 stycznia do ministerstwa ostro skrytykował Klicha. Obecny przewodniczący komisji podczas badania katastrofy smoleńskiej miał wykazać się "nieudolnością. "brakiem profesjonalizmu" i "brakiem skuteczności".
Wymagający szef czy pieniądze?
Tomasz Hypki ze "Skrzydlatej Polski" nie ma wątpliwości: - To rozgrywki personalne.
Jest też inny trop. Członkom komisji, która bada katastrofę smoleńską, płaci ministerstwo spraw wewnętrznych Jerzego Millera. Niektórym z nich płaci też ministerstwo infrastruktury Grabarczyka. Te podwójne wynagrodzenia Klichowi miały się nie podobać, a podwładnym jak najbardziej.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24