"Był mniejszym złem, ale zło nawet mniejsze jest również złem" - tak o stanie wojennym pisze w swojej najnowszej i zarazem ostatniej książce "Starsi o 30 lat" Wojciech Jaruzelski. Przekonuje, że jego wprowadzenie nie było tajemnicą. "Nie czailiśmy się w ukryciu" - zapewnia i podkreśla, że choć o planach polskich władz wiedzieli Amerykanie, to nie poinformowali o tym "Solidarności, Kościoła, Papieża-Polaka".
Jaruzelski we wstępie książki, która właśnie wchodzi do księgarń, pisze, że "rodziła się ona w warunkach ciężkiej choroby, długotrwałego przebywania w szpitalu i przemiennie reżimu leczenia w domu". Osią "Starszych" jest zaktualizowane i poszerzone wystąpienie generała na konferencji naukowej w Akademii Humanistycznej w Pułtusku w listopadzie ubiegłego roku.
Mówię nie tylko w swoim imieniu. Mówię w imieniu wszystkich, którzy wtedy poparli stan wojenny, m.in. setek tysięcy żołnierzy. Oni wtedy też byliby sprawcami zbrodni komunistycznej. Wojciech Jaruzelski
"Mówię nie tylko w swoim imieniu"
W rozmowie z tvn24.pl Jaruzelski tłumaczy, że napisał książkę, ponieważ "brakuje obiektywnej analizy wydarzeń sprzed 30 lat". - Nie mówi się o tym, co próbowano zrobić, by zapobiec stanowi wojennemu. Im dalej jesteśmy od tych wydarzeń, tym bardziej agresywnie się je komentuje. Powinno być na odwrót - ocenia.
Podkreśla, że książka jest obroną nie jego samego, ale - honoru osób, które brały udział w wydarzeniach sprzed lat. - Mówię nie tylko w swoim imieniu. Mówię w imieniu wszystkich, którzy wtedy poparli stan wojenny, m.in. setek tysięcy żołnierzy. Oni wtedy też byliby sprawcami zbrodni komunistycznej - tłumaczy.
Jaruzelski zapowiada, że to jego ostatnia książka. - Nie napiszę już żadnej. Mój stan fizyczny i psychiczny na to nie pozwala - wyjaśnia.
Generał zna scenariusz. Będzie "koncert Pani Dody"
Książka właśnie trafia na półki księgarń, na niespełna dwa tygodnie przed 30. rocznicą wprowadzenia stanu wojennego. Generał pisze w niej, że jest pewien, jak będą wyglądały najbliższe dni i sam 13 grudnia. Za każdym razem jest podobnie - "huragan psychologiczno-propagandowy".
"W okolicach 13 grudnia koncentrowany jest obraz (telewizja, film, znaczna część prasy), który przedstawia emocjonalną ocenę stanu wojennego - czołgi, pałki, gazy łzawiące i ponura fizjonomia Jaruzelskiego w okienku telewizora. (...) Wzmożona 'eksplozja' niewątpliwie nastąpi w 30. rocznicę" - twierdzi generał.
Wydarzenia z ubiegłego roku komentuje zaś słowami: "Jeszcze nigdy przed moimi oknami nie zgromadziły się takie tłumy - niemal jak na koncercie Pani Dody".
"Społeczeństwo chciało stanu wojennego"
W swojej książce Jaruzelski ani na moment nie przestaje bronić jednej, stawianej od zawsze przez siebie tezy: stan wojenny był koniecznością, ostatecznością i mniejszym złem, a on sam robił, co mógł, by do niego nie doszło.
"Natrętnie upowszechniana jest opinia, iż ja, że tzw. autorzy stanu wojennego, asekuracyjnie zasłaniają się, usprawiedliwiają jego wprowadzenie nieuchronnością interwencji militarnej bloku.
Jeszcze nigdy przed moimi oknami nie zgromadziły się takie tłumy - niemal jak na koncercie Pani Dody. Jaruzelski o ubiegłorocznej rocznicy stanu wojennego
Przekonuje ponadto, że przy decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego decydujący był stosunek społeczeństwa. "Badania opinii wykazały, iż w listopadzie 1981 roku - w tym dramatycznie trudnym momencie zaufanie do wojska osiągnęło rekordowy wskaźnik 93 procent. (...) Oto jeszcze jeden z dowodów, iż stan wojenny nie był po prostu generalskim "widzi mi się" - pisze.
Jaruzelski zwraca także uwagę, jak wielkie znaczenie mogło mieć spotkanie trzech - jego, Lecha Wałęsy i Józefa Glempa, które odbyło się na miesiąc przed wprowadzeniem stanu wojennego: że gdyby się powiodło, gdyby doszło do porozumienia, 13 grudnia wyglądałby inaczej. Krytykuje przy tym fakt, że "nakryto go na całe lata czapką niewidką", również przez Instytut Pamięci Narodowej.
O Kaczyńskim, politycznym "szczękościsku" i niedocenionej lewicy
Generał, broniąc konieczności wprowadzenia stanu wojennego, odwołuje się do... Jarosława Kaczyńskiego. Przytacza jego słowa z 1994 roku, kiedy to mówiąc o Solidarności przekonywał, że gdyby "1989 roku miała siłę z 1981 roku, to w ogóle żadnego normalnego mechanizmu demokratycznego w Polsce by się nie zbudowało". Jaruzelski uważa, że prezes PiS w ten (niezamierzony) sposób okazał "zrozumienie dla obaw i decyzji władz".
"Logicznie bowiem rzecz biorąc, stan wojenny osłabiając, blokując impet Solidarności, przyczynił się do tego, że po kilku latach, w odmienionej sytuacji międzynarodowej, 'zbudowanie owych demokratycznych mechanizmów' stało się możliwe" - dedukuje generał. I dodaje, że liczy "na aktualny komentarz prezesa PiS" w tej sprawie.
Był on ostatecznością, stał się koniecznością. Był mniejszym złem, ale zło nawet mniejsze jest również złem. Jaruzelski o stanie wojennym
Jaruzelski przy okazji odnosi się także do bieżących wydarzeń. Piętnuje aktualną scenę polityczną i jej aktorów. "(...) W nowej rzeczywistości ustrojowej odżywają stare i powstają nowe antagonistyczne podziały, zaostrza się polityczny "szczękościsk". Jest to szczególnie gorszące, kiedy areną i paliwem konfrontacji staje się tragedia, smoleńska katastrofa czy też różne inne zdarzenia lub pretekst" - pisze.
Wytyka też, że pomijane są zasługi lewicy. Wymienia "polityczno-propagandową oprawę przyjęcia przez Polskę prezydencji w Unii Europejskiej". "O lewicy (prezydent, premier, rząd), która odegrała w staraniach o wejście do Unii czołową rolę - prawie nic" - stwierdza.
"Nie czailiśmy się w ukryciu"
Generał zapewnia, że wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku nie było tajemnicą. "Nie czailiśmy się w ukryciu. Tajemnicą mógł być tylko sam moment, technologia realizacyjna, a nie jego ewentualność, o której władze mówiły, ostrzegały, i poufnie, i głośno" - przekonuje.
Ponadto dodaje, że Amerykanie "doskonale znali sytuację w Polsce, przygotowania do stanu wojennego, realność jego wprowadzenia". "Nie poinformowali jednak Solidarności, Kościoła, Papieża-Polaka" - zaznacza.
Generał przeprasza, ale...
Jaruzelski pisze, że żałuje i przeprasza "za różne dotkliwe konsekwencje stanu wojennego". "Był on ostatecznością, stał się koniecznością. Był mniejszym złem, ale zło nawet mniejsze jest również złem" - przyznaje. Pisze, że "przede wszystkim ubolewa, iż doszło do ofiar śmiertelnych". Twierdzi, że w czasie trwania stanu wojennego "zginęło 16 osób, w tym jeden milicjant".
Dodaje przy tym, że nie zgadza się z "rzucaniem niezweryfikowanymi, wręcz "księżycowymi" liczbami wypadków śmiertelnych". "Nie można godzić się na przypisywanie mi każdej ofiary" - broni się.
Stan wojenny nielegalny
Stan wojenny wprowadzono 13 grudnia 1981 roku uchwałą Rady Państwa. Powołano Wojskową Radę Ocalenia Narodowego (WRON), a władzę w Polskiej Republice Ludowej przejęło wojsko. Trzy dni później, 16 grudnia doszło do pacyfikacji w kopalni Wujek przez ZOMO i wojsko. Zginęło wtedy dziewięć osób.
Nie czailiśmy się w ukryciu. Tajemnicą mógł być tylko sam moment, technologia realizacyjna, a nie jego ewentualność, o której władze mówiły, ostrzegały, i poufnie, i głośno. fragment książki
Stan wojenny zniesiono 22 lipca 1983 roku. W marcu 2011 roku Trybunał Konstytucyjny uznał dekrety Rady Państwa o wprowadzeniu stanu wojennego za niekonstytucyjne.
Proces ws. stanu wojennego toczy się od 2008 roku. W sierpniu sąd uznał, że stan zdrowia gen. Wojciecha Jaruzelskiego nie pozwala na sądzenie go. W październiku sąd uznał Emila Kołodzieja, byłego członka Rady Państwa PRL winnym przekroczenia uprawnień przez głosowanie za uchwaleniem dekretów o stanie wojennym, co było niezgodne z ówczesną konstytucją. Sprawa została jednak umorzona z powodu przedawnienia.
Na ławie oskarżonych zasiadają obecnie trzy osoby - były I sekretarz PZPR, 83-letni Stanisław Kania i były szef MSW, 85-letni gen. Czesław Kiszczak, którzy oskarżeni są o udział w "związku przestępczym o charakterze zbrojnym", który na najwyższych szczeblach władzy PRL przygotowywał stan wojenny. Była członkini Rady Państwa, 81-letnia Eugenia Kempara ma zarzut przekroczenia uprawnień przez głosowanie za dekretami o stanie wojennym - wbrew konstytucji PRL, bo podczas sesji Sejmu (kara do 3 lat więzienia).
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24