Kto zapłaci za leczenie dzieci z nowotworem chorych na A/H1N1, które przeniesiono do innego szpitala? - W moim przekonaniu dobra wola załatwia tą sprawę od ręki - deklaruje Jerzy Karpiński, pomorski lekarz wojewódzki. Niezupełnie. Resort Zdrowia uważa, że zapłacić powinien NFZ, a Fundusz mówi, że nie został na czas poinformowany i teraz jest za późno.
Sprawa dotyczy zapłaty za leczenie dzieci z nowotworem chorych na A/H1N1. W trakcie leczenia 30 dzieci przeniesiono z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku do szpitala dziecięcego przy ulicy Polanki. Gdyby dzieci nie przetransportowano do innego szpitala, mogłyby umrzeć. Maluchom podawano tam nie tylko leki przeciwwirusowe, ale również onkologiczne. Za te ostatnie nie chce jednak zapłacić NFZ. Powód? Dzieci nie były leczone w macierzystym szpitalu.
NFZ: trzeba było informować wcześniej
- Jeśli chodzi o opłatę dla szpitala dziecięcego w Oliwie, to tu nie ma żadnego problemu. Szpital dziecięcy rozlicza każde z tych dzieci jako procedurę w naszym katalogu – zapewniła dyrektor ds. medycznych Narodowego Funduszu Zdrowia w Gdańsku, Barbara Kawińska. - Problem jest inny. Dzieci te zostały przekazane z oddziału onkologicznego UCK do szpitala w Oliwie. Stało się to bez porozumienia z nami jako płatnikiem. NFZ ma procedury, którymi się rządzi. Jeden albo drugi szpital powinien wystąpić do nas o tzw. przeniesienie za zgodą płatnika i nie byłoby żadnych problemów – wyjaśniła.
Pytana, co dalej, Kawińska przyznała, że nie wie. - My działamy wobec zarządzeń prezesa i musimy tego przestrzegać. Może zwrócimy się o zgodę do prezesa, żeby procedurę zastosować post factum. Sztab prawników nad tym pracuje – zapewniła.
MZ: przyglądamy się sprawie
A Ministerstwo Zdrowia uważa, że zapłacić powinien Fundusz, choć jego rzecznik Piotr Olechno dał do zrozumienia, że nie ma pomysłu na rozwiązanie sprawy. - Według nas, powinien to być NFZ, ale będziemy się temu przyglądać. Znamy sprawę z mediów. NFZ ma swoją opinię, zobaczymy, czy jest tak jak mówi - zapewnił.
Pomorski lekarz wojewódzki jest optymistą. - Jestem przekonany, że pieniądze się znajdą. To nie jest duża kwota. Podjęte procedury były w pełni uzasadnione dla ratowania życia - uważa Karpiński. Jak zaznacza, problem pojawił się dlatego, że działania te były niestandardowe.
Kto zapłaci 100 tysiecy?
Koszt całej akcji wyniósł około 100 tysięcy złotych. Problem polega na tym, że szpital na Polankach nie ma kontraktu na leczenie onkologiczne. Formalnie nie ma możliwości finansowania go przez NFZ. Tymczasem z informacji uzyskanych od ministerstwa zdrowia wynika, że za zgodą płatnika NFZ może zapłacić za podjęte przez szpitale leczenie.
Całe zdarzenie miało miejsce tydzień temu. Po wykryciu wirusa, dzieci natychmiast przeniesiono z jednej do drugiej placówki. Było to konieczne, by je ratować, ale także nie narażać innych dzieci chorych na raka.
Dzieci zostały objęte najlepszą opieką. - Zastosowano najdroższe antybiotyki, najdroższe leczenie. Zaordynowano też najlepsze metody izolacyjne w obecności respiratorów. W skrócie wszelkie dostępne w XXI wieku procedury - opowiada Karpiński.
Źródło: TOK FM, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24/sxc.hu