Rzecznik dyscypliny finansów publicznych umorzyła postępowanie wobec byłego szefa gabinetu politycznego i rzecznika MON Bartłomieja Misiewicza uznając, że nieplanowane wydatki promocyjne przed szczytem NATO były uzasadnione - podały w czwartek media.
Postępowanie zostało wszczęte z zawiadomienia NIK, która badała wykonanie budżetu MON za 2016 r. Zastrzeżenia dotyczyły ponad 650 tys. zł przeznaczonych w marcu ubiegłego roku na działania promocyjne, a nieujętych w planie wydatków urzędu ministra obrony narodowej.
"Rzecznik uwzględniła wyjaśnienia MON"
Jak poinformowało radio RMF FM, rzecznik uwzględniła wyjaśnienia MON, że wydatki promocyjne były niezbędne ze względu na organizowany w lipcu ubiegłego roku w Warszawie szczyt NATO.
Chodziło o umowę na spot "MON - Bezpieczeństwo" oraz umowę z telewizją państwową o emisji filmów reklamowych.
"We wszczętym przez RDFP postępowaniu MON złożyło wyjaśnienia, z których wynika, że pośpieszne wydanie sumy przekraczającej plan finansowy resortu związane było ze zbliżającym się szczytem NATO. Sam proszony o wyjaśnienia Bartłomiej Misiewicz zwrócił się do Rzecznika o przedłużenie terminu na złożenie wyjaśnień w tej sprawie, czego jednak nie uczynił" - podało RMF FM. Mimo to rzecznik umorzyła postępowanie, "uznając, że stopień szkodliwości jego działania dla finansów publicznych jest znikomy".
Uznano, że czyn nie wywołał negatywnych skutków
Według RMF FM, decyzję podjęto, uznając, że czyn nie wywołał negatywnych skutków finansowych, zaciągnięcie zobowiązania było ściśle związane z organizacją wydarzenia najwyższej rangi - szczytu NATO w Warszawie, "procedura przygotowań była dynamiczna i odbywała się w relatywnie krótkim czasie, wymagając przy tym zaangażowania znacznych środków osobowych i pieniężnych", a "realizacja zamówienia w krótkim terminie i wybór wykonawców determinowane były potrzebą wykonania zadania przed świętami wielkanocnymi, tak by szerokie grono Polaków mogło skutecznie zapoznać się z tematyką szczytu NATO".
"Dziękuję wszystkim, którzy nie dali się nabrać na kolejnego fake newsa mającego mnie dyskredytować" - napisał Misiewicz na Twitterze.
Dziękuję wszystkim, którzy nie dali się nabrać na kolejnego fake newsa mającego mnie dyskredytować. https://t.co/44vNtA6JSZ
— Bartłomiej Misiewicz (@MisiewiczB) November 30, 2017
27-letni obecnie Misiewicz został szefem gabinetu politycznego i rzecznikiem MON w 2015 r., w 2016 r. został także powołany do rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
We wrześniu 2016 r. po publikacji "Newsweeka", według którego Misiewicz miał proponować radnym PO w Bełchatowie przystąpienie do koalicji z PiS, sugerując, że w zamian zapewni im zatrudnienie w państwowej spółce, Misiewicz poprosił szefa MON Antoniego Macierewicza o zawieszenie w funkcjach w ministerstwie i zrezygnował z posady w PGZ. Sprawę badała prokuratura, która odmówiła śledztwa w listopadzie 2016 r.
Rzecznikiem i szefem gabinetu politycznego MON Misiewicz został ponownie na początku grudnia 2016. Jego nazwisko zniknęło ze stron internetowych resortu na początku lutego br. Wcześniej "Fakt" opisał wizytę Misiewicza w klubie studenckim w Białymstoku.
10 kwietnia 2017 r. został pełnomocnikiem PGZ do spraw komunikacji, dwa dni później umowa została rozwiązana za porozumieniem stron ze skutkiem natychmiastowym.
13 kwietnia komisja PiS oceniła, że Misiewicz nie ma kwalifikacji do pełnienia funkcji w administracji publicznej, spółkach skarbu państwa ani innych sferach życia publicznego. Jarosław Kaczyński zawiesił go w prawach członka partii; po spotkaniu z komisją partyjną Misiewicz zrezygnował z członkostwa w PiS.
Autor: kb/sk / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24