Larwy muchy plujki i pijawiki wracają do szpitali. Choć psychiczny opór pacjentów czasem trudny jest do przełamania, to wielu przypadkach okazuje się, że nekrofagi - organizmy żywiące się martwymi tkankami - są ratunkiem w trudnych przypadkach.
Rany zaniedbane lub te powstałe w wyniku poparzeń, odleżyn, odmrożeń, ropiejące stopy cukrzycowe, owrzodzenia. Nie dają się zaleczyć nawet wiele lat. Często diagnoza to amputacja kończyny - by przed nią uciec, pacjent gotowy jest na wszystko.
To nie ma znaczenia czy to jest jakiś tam gronkowiec złocisty, czy jakiś bakcilus, one po prostu bakterie rozpuszczają i je zjadają, rana po nich jest całkiem sterylna dr Zygmunt Dynowski
Nie tylko dla wędkarzy
Larwy muchy plujki znane są ze sklepów wędkarskich. Te używane do opatrunków, są jednak wyhodowane na specjalnej pożywce w sterylnych warunkach laboratorium. Bywają skuteczniejsze niż skalpel. Ich tajemnica tkwi w tym, że są nekrofagami, żywią się tylko martwymi komórkami i chorobotwórczymi drobnoustrojami.
- One je po prostu na drodze enzymatycznej rozpuszczają, wypijają, to stanowi dla nich pożywienie i to nie ma znaczenia czy to jest jakiś tam gronkowiec złocisty, czy jakiś bakcilus, one po prostu bakterie rozpuszczają i je zjadają, rana po nich jest całkiem sterylna – wyjaśnia dr Zygmunt Dynowski, instruktor hirudoterapii i larwoterapii.
Z dziada pradziada
Larwoterapia to dziś medycyna niekonwencjonalna, ale o bardzo konwencjonalnych korzeniach. Kiedyś stosowana powszechnie do dezynfekcji, jak choćby w szpitalach polowych, przy opatrywaniu rannych na frontach I wojny światowej. Po odkryciu penicyliny nastała era antybiotyków, ta jednak według specjalistów powoli się kończy, bo dziś mutacje bakterii są coraz bardziej antybiotykooporne - tym chętniej lekarze wracają do korzeni.
Oprócz tego do "służby" wracają pijawki, które wytwarzają hirudynę – związek o działaniu przeciwzakrzepowym. Te metody często stosowane są równolegle, bo larwy nie spełnią swojego zadania, gdy kończyna jest źle ukrwiona.
Ze starych sprawdzonych metod korzysta coraz więcej lekarzy. - Może oficjalnie o tym nie mówią, bo to tak dziwnie wygląda: tyle lat studiował, a teraz robala przykłada albo larwę, albo pijawkę – mówi dr Dynowski.
Rosną jak na drożdżach
W ciągu czterech dni kilkumilimetrowe larwy rosną na ranie nawet dziesięciokrotnie. Jeśli więc cena takiego opatrunku - kilkaset złotych - nie jest zaporowa, to największą barierą jest ta psychologiczna.
rs//kdj
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24