|

Minister chudnie, bo ćwiczy. A jak chce rozruszać przykute do komputerów dzieci?

zdalny-wf
zdalny-wf
Źródło: Shutterstock

Ministra Przemysława Czarnka ciągle pytają, ile już schudł. Rzadziej o to, jak zamierza rozruszać uwięzionych przed monitorami uczniów. Przyjrzeliśmy się ministerialnemu programowi "Aktywny powrót uczniów do szkół" i temu, jak wygląda ruch w zdalnej edukacji.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Poniedziałek, 22 marca. Tego dnia w Poznaniu świeciło piękne słońce. Joanna Hofman, wychowawczyni trzeciej klasy w Zespole Szkolno-Przedszkolnym nr 9, postanowiła to wykorzystać.

- Mamy dziś piękny dzień, podejdźcie, proszę, do okna – zaczęła lekcję ze swoimi trzecioklasistami. - Co widzicie? Jak wam się podoba? Jak się czujecie? – dopytywała.

Każde dziecko widziało jednak coś innego, bo choć uczą się razem, na tej lekcji nie byli w jednej klasie. Tego dnia, jak tysiące innych dziewcząt i chłopców w całym kraju, decyzją rządu wrócili do nauki zdalnej.

Joanna Hofman nie chciała, by do razu siedli przed komputerami, dlatego wysłała ich do okien.

- Początek lekcji, czy to zdalnej, czy normalnej, lubię wykorzystywać na rozruszanie – wyjaśnia. - Oni wtedy mają większą energię, a potem nauka dzieje się już sama – zapewnia.

Gdy dzieci porozmawiały o tym, co dzieje się za ich oknami, nauczycielka zakomenderowała: - A teraz wszyscy wstańcie, podajcie sobie ręce…

Ręce? Ale jak?

- Na zdalnej lekcji widzimy okienka z twarzami uczniów, jedno obok drugiego. Gdy wszyscy wstaną i rozłożą szeroko ręce, te przestają się mieścić w kadrze i wygląda to tak, jakby dzieci chwytały się za ręce już poza nim – zdradza swój sekret Joanna Hofman. Jej uczniowie, zanim zaczną pisać i liczyć, śpiewają albo ćwiczą i tańczą. Bo Hofman uważa, że ruch to podstawa edukacji.

Tymczasem długie miesiące zdalnej nauki wiele dzieci tego ruchu pozbawiły lub znacznie go ograniczyły.

"Mój syn na wuefie pisze sprawdziany z zasad gry w siatkówkę, nie widziałam, żeby wykonał choć jedno ćwiczenie". "Moja córka napisała już kilkanaście różnych planów treningowych na siłownię, ale jak wygląda siłownia, to już chyba nie pamięta". "Chcieliśmy, żeby dzieciaki z nami biegały, ale usłyszeliśmy, że to brzmi gorzej niż wuef, którego nie lubią" – żalą się rodzice na forach. I jak refren powtarzają: "tylko siedzą przed tymi komputerami".

Minister Przemysław Czarnek obiecuje jednak, że temu bezruchowi zaradzi i gdy dzieci wrócą do szkół, ministerstwo z ekspertami zabierze się za ich rozruszanie. I na szczęście wcale nie chodzi o to, by "odchudzać dziewczynki". Więc o co?

fakty dla justyny
W czasie pandemii dzieci mają duże problemy z brakiem ruchu
Źródło: Fakty TVN

Minister chudnie, ale jest tu większy problem

Na początku lutego minister Czarnek szumnie ogłosił: - Robimy program wsparcia dla dzieci, żeby walczyć z otyłością. Chcemy przeszkolić nauczycieli WF-u, by specjaliści podali sposób na najbardziej efektywne wykorzystanie tych czterech godzin zajęć tygodniowo, aby były takie zajęcia, które będą najbardziej efektywnie walczyć z otyłością i wadami postawy.

I brzmiało to całkiem obiecująco, aż do momentu, gdy wyraźnie zadowolony z siebie minister dorzucił, że resort planuje wprowadzić dodatkowe zajęcia SKS, które będą przede wszystkim kierowane do dziewcząt, ponieważ - według ministra - "tu jest większy problem". - W tych zajęciach pozalekcyjnych częściej biorą udział chłopcy, a do dziewcząt chcemy skierować taki program szczególny – dodał Czarnek.

0402N200XR PIS DNZ MIKOLAJEWSKA
Czarnek i odchudzanie dziewcząt
Źródło: TVN24

Zawrzało. Dane pokazują, że to chłopcy mają większy problem z wagą. A danych o udziale w SKS-ach z podziałem na płeć w zasadzie w ogóle nie ma. Słowa ministra przez wiele kobiet, w tym uczennic, zostały odebrane jako niestosowny komentarz na temat kobiecego wyglądu. 

Czarnek tłumaczył się, że zupełnie nie to miał na myśli. I publicznie obiecał, że w czasie Wielkiego Postu sam zrzuci co najmniej 5 kilogramów, by dać dobry przykład. W połowie marca chwalił się: - Zrzuciłem 5,5 kilograma. Ale jeszcze trochę czasu do kwietnia.

Tydzień później i jeden kilogram mniej dziennikarzom "Faktu" tłumaczył, że nie tylko przeszedł na dietę, ale też ćwiczy. - Żona przed laty kupiła mi orbitrek, więc dwa, trzy razy w tygodniu po 40 minut staram się trenować – wyznał.

Efekt publicznej deklaracji ministra jest taki, że w wywiadach i na konferencjach prasowych Czarnek dość często pytany jest teraz o wagę, ale znacznie rzadziej o program, który obiecał. 

Dlatego przyjrzeliśmy się bliżej ministerialnym zapowiedziom i temu, co do tej pory się działo - lub nie działo - w kwestii ruchu młodych ludzi.

Dane nie napawają optymizmem. Z raportu "Aktywność fizyczna i żywienie dzieci w czasie pandemii" wynika, że rodzice bardzo negatywnie oceniają wpływ izolacji na ich dzieci. 41 proc. wskazało odpowiedź "źle" lub "bardzo źle". Za najbardziej doskwierające uznali brak kontaktu z rówieśnikami (70 proc. wskazań). Dalej - brak możliwości uczestniczenia w zajęciach sportowych (47 proc.), co mocniej odczuły dzieci na co dzień aktywne fizycznie.

Minister Czarnek zapowiada wsparcie psychologiczne dla uczniów
Minister Czarnek zapowiada wsparcie psychologiczne dla uczniów

Jak pokazuje badanie, dzieci na co dzień nieaktywne gorzej zniosły czas izolacji pod względem emocjonalnym – częściej napotykały trudności z nauką, odczuwały apatię i niepokój niż ich regularnie ćwiczący rówieśnicy.

W trakcie pandemii aktywność fizyczna dzieci wyraźnie spadła. W trakcie lockdownu dzieci przeznaczały na rower, podwórko czy zajęcia sportowe blisko 37 proc. mniej czasu niż przed pandemią. Mocno wzrosła też liczba dzieci, które są aktywne tylko trzy lub mniej dni w tygodniu – z 21 do 58 proc.

Kto to widział, żeby dziecko bolał kręgosłup

Pierwsze kroki skierowaliśmy do prof. Bartosza Molika, rektora warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Bo to ze stołecznej AWF wyszedł pomysł na rozruszanie uczniów i uczennic, z którego następnie powstał wspierany przez ministra projekt "Aktywny powrót uczniów do szkół".

- AWF wielu kojarzy się ze sportem wyczynowym, a często zapomina się, że my też dbamy o kondycję fizyczną i zdrowie Polaków – zaznacza rektor. I zapewnia, że wie, co mówi, bo zanim zaczął kierować uczelnią, był dziekanem Wydziału Rehabilitacji, gdzie studenci uczą się prowadzenia terapii zajęciowej, fizjoterapii i pielęgniarstwa.

Zajęcia rehabilitacyjne przez internet
Zajęcia rehabilitacyjne przez internet. Inicjatywa fizjoterapeutów
Źródło: Marta Kolbus | Fakty TVN

- Co w takim razie wiemy o zdrowiu i kondycji uczniów w czasie pandemii? – pytamy rektora. 

- Nie tak szybko – zastrzega. - Będę to powtarzał jak mantrę, ale, rozmawiając o dzieciach, musimy cofnąć się do okresu przed pandemią. Już wtedy sytuacja była zła. Jakieś 80 procent dzieci i młodzieży w Polsce nie spełniało wytycznych Światowej Organizacji Zdrowia – podkreśla.

Te wytyczne zakładają regularne uczestnictwo w aktywności fizycznej. Regularnie, czyli przez godzinę dziennie. Tymczasem w Polsce tak często ruszało się tylko co piąte dziecko.

To nie koniec kłopotów. - Od lat 70. prowadzimy stały monitoring sprawności fizycznej, masy i wysokości ciała młodych ludzi – opowiada prof. Molik. - Od 20 lat widzimy pogarszanie się ich sprawności, co ma przełożenie na wady postawy i coraz częstsze bóle kręgosłupa. Kiedy studiowałem, to w zasadzie nie słyszałem o czymś takim jak bóle kręgosłupa u dzieci, a teraz to powszechne doświadczenie – dodaje.

Z badań przeprowadzonych (jeszcze przed pandemią) w regionie bialskim wynika, że aż 74 procent dzieci i nastolatków deklarowało, że odczuwa takie bóle.

- Aż strach pomyśleć, co by powiedziały teraz, po tylu godzinach spędzonych przed ekranami – mówi prof. Molik.

Te godziny, które jeszcze rok temu wynikały często z wyboru, bo czas przed komputerem był formą rozrywki, teraz związane są z przymusem, a dokładniej z obowiązkiem szkolnym. Nauka zdalna dla dzieci w całej Polsce zaczęła się ponad rok temu – 12 marca 2020 roku. W minionym roku szkolnym na stacjonarne zajęcia uczniowie już nie wrócili. W tym roku szkolnym większość z nich była w szkołach tylko we wrześniu i październiku. W listopadzie z powodu koronawirusa szkoły znów zamknięto. W styczniu na kilka tygodni do nauki w ławkach wrócili najmłodsi uczniowie, ale w marcu ich też odesłano ich do domów.

- Pandemia to wielomiesięczny okres bezruchu, czyli hipokinezji, do której dzieci w pewnym sensie zostały przymuszone – mówi prof. Molik. I zapewnia, że na AWF mają pomysł, jak temu zaradzić.

Ale po kolei.

Dla zdrowia, nie dla wyniku

- Często zajęcia wychowania fizycznego są nakierowane na te sprawniejsze dzieciaki. Na wynik, czas, to, kto wyżej skoczy, dalej rzuci – mówi prof. Molik. - My chcielibyśmy, żeby nasz program trafił do wszystkich, również do tych, którzy nie uprawiają sportu – podkreśla.

Prof. Molik zauważa, że to nastawienie "na wynik" to część kultury. I wspomina, że gdy pracował na uczelni w amerykańskiej Montanie, jego syn, wówczas kilkuletni, przechodził w szkole testy sprawności fizycznej. - Miał na przykład wisieć na drążku i standard dla jego wieku to było, powiedzmy, 30 sekund. Gdy się przez ten czas utrzymał, nauczyciel mówił: "okay, koniec, wszystko w normie". To była część systemu ukierunkowanego na zdrowie – tłumaczy prof. Molik.

Gdy wrócili do Polski, syn przechodził podobny test. Wisiał na drążku ponad 3 minuty. I jeszcze żalił się, że mógł dłużej, ale spociły mu się ręce. - Miał wisieć do oporu, bo to był system nastawiony na wynik, a nie na zdrowie. Niestety on u nas dominuje – mówi rektor.

xrpisMIKOLAJEWSKA
Negatywne skutki pracy zdalnej
Źródło: TVN24

Katarzyna Ptaszyńska, lekarka i autorka bloga "Nie z krwi, a z duszy i z serca", nie pozwoliła trójce swoich dzieci "się zasiedzieć". - Codziennie wychodzimy chociaż do małego ogródka i biegamy, gramy w piłkę, a w domu urządzamy aerobik, tańce. Co tydzień chodzimy na bieg na orientację po lesie – wylicza liczne aktywności swojej rodziny.

Czy szkoła ją wspiera?

- Nauczyciele się starają, wysyłają zestawy ćwiczeń i tym podobne – mówi lekarka. Ale przyznaje: - Z tego, co wiem, większość dzieci z klas moich córek i syna nie bardzo z tego, niestety, korzysta. Moje dzieci bardzo lubią wuef, ale myślę, że to jest w dużej mierze nasza zasługa, bo od początku dbamy o wspólny ruch i bardzo chwalimy zajęcia wuefu – dodaje.

Prof. Molik z dumą opowiada o tym, jak co drugi dzień biega z córką licealistką. Robią razem osiem kilometrów po okolicznych lasach. - Jeśli dzieci mają dobre wzorce w domu, rodziców, którzy się ruszają, to jest większa szansa, że same będą aktywne – przypomina. I dodaje: - Problem w tym, że często narzekamy, że dzieci nie ćwiczą, ale równocześnie sami tego nie robimy. Wielu się wydaje, że trzeba dziecko posłać na angielski, zadbać, żeby miało piątkę z matematyki i odrobione lekcje, ale ilu z nas pyta, co było na wuefie i czy dziecko dziś pobiegało? – zastanawia się.

Potwierdzają to dane. Jeszcze przed pandemią ponad połowa dorosłych Polaków (52 proc.) w ogóle nie uprawiała sportu – tak wynikało z raportu Eurobarometru. Tylko 5 proc. regularnie uczestniczyło w zajęciach sportowych. Dla porównania – 70 proc. Szwedów ćwiczyło co najmniej raz w tygodniu.

Nauczyciel skacze z rodzicami

Właśnie z tego powodu rodziców próbował rozruszać Wojciech Simm, nauczyciel wuefu i trener młodych siatkarzy z Wałbrzycha. Bo - uwaga - nie wszędzie dzieci tylko piszą sprawdziany, jak żalą się rodzice na forach.

W pandemii Simm zaczął nagrywać filmiki do wspólnych ćwiczeń dla dzieci i rodziców. - Wiem, że jesteśmy wszyscy zapracowani, ale jak poświęcimy te pięć minut na wspólne ćwiczenie, to dla dziecka będzie to podwójna frajda – zwraca uwagę Simm.

Wie, co mówi, sam do nagrywania filmów z ćwiczeniami namówił własnych rodziców, którzy są po pięćdziesiątce.

Piłka siatkowa zajęcia w dwójkach
Wojciech Simm uczy zdalnie siatkówki
Źródło: Wojciech Simm

Nagrywa nie tylko to, jak poprawnie wykonać poszczególne ćwiczenia, ale na przykład wciela się też w uczniów sprzed lat. - Przygotowywałem specjalne zestawy ciuchów z lat 70., 80., 90. i odtwarzałem tamte mody. Raz miałem szelki, innym razem takie duże spodnie – opowiada. Przebierankami zachęcał do rozmów o tym, jak się kiedyś ćwiczyło czy bawiło. - W odpowiedzi dostawałem na przykład filmy, jak dzieci grają w gumę, bo rodzice im pokazali, że tak się kiedyś bawili – opowiada. I dodaje: - Umówiłem się z nimi tak, że filmy nie są obowiązkowe. Że nie muszą ich odtwarzać jeden do jednego, pokazywać swoich pokoi. Mówiłem uczniom: wysyła, kto chce, a ja nikomu nie będę tego pokazywał. Oni widzieli, że jestem konsekwentny, nie odpuszczam i z czasem tych filmów stworzonych przez nich dostawałem więcej i więcej.

Sam od ubiegłej wiosny nagrał setki krótszych i dłuższych filmów. - Na początku to było dość spontaniczne, nagrywałem, jak stałem – wspomina. - Ale gdy chwyciło, zacząłem bawić się w montaż, dobierać muzykę, robić animacje. Jestem na przykład dumny z filmu, gdzie sam ze sobą gram w tenisa. Nakręciłem ujęcia w dwóch różnych bluzach, stojąc po dwóch stronach kortu, i potem to połączyłem. 

Tenis ziemny
Trening tenisa ziemnego autorstwa Wojciecha Simma
Źródło: Wojciech Simm

Nauczyciele tacy jak Simm zachwycają prof. Molika. - Pandemia to był test dla nauczycieli wszystkich przedmiotów. Metody stosowane w klasach i na salach gimnastycznych przestały działać – zauważa prof. Molik. - Trzeba było na nowo się zastanowić, jak ich zmotywować, ale też skontrolować. Bo co, gdy nie można zrobić sprawdzianu ze skoku przez kozła? – zastanawia się.

1803N397XR PIS DNZ OTREBA DZIECI NA ZDALNYM
Nauka zdalna i jej wpływ na uczniów
Źródło: TVN24

Dzieci mogły chorować

Tymczasem w walce z bezruchem uczniów nie chodzi tylko o nadwagę, o której mówił minister, czy bolące plecy, o których wspominał rektor. Jest jeszcze jeden powód, dla którego powinno nam zależeć na rozruszaniu dzieci. - Na Zachodzie są już wyniki badań, które pokazują, że tzw. syndrom pocovidowy pojawia się również u dzieci – mówi prof. Molik. - Nawet te dzieci, które przechodziły chorobę bezobjawowo, miewają później ataki duszności, zaburzenia rytmu serca, są senne i zmęczone. A my często przecież w ogóle nie wiemy, że były chore. I to jest bardzo duże zagrożenie.

Ministerstwo Zdrowia informuje, że dzieci rzadziej niż dorośli zarażają się koronawirusem, a jeśli zachorują, choroba często przebiega bezobjawowo lub łagodnie. Jednak równocześnie podaje, że może pojawiać się u nich zespół objawów po przejściu COVID-19. Wieloukładowy zespół zapalny u dzieci po przechorowaniu COVID-19, nazywany PIMS (z ang. pediatric inflammatory multisystem syndrome temporally associated with SARS-CoV-2), to powikłanie po przebytej chorobie. "Najczęściej chorują dzieci w wieku szkolnym, mediana wieku to około dziewięć lat" – czytamy w materiałach ministerstwa. Jakie są objawy? Choroba przypomina infekcję, dolegliwości mogą pojawiać się w różnych układach (dlatego nazywa się ją wieloukładowym zespołem zapalnym).

Projekt prowadzony przez specjalistów z AWF-ów zakłada, że nauczyciele powinni to wiedzieć. Chcą ich uczulić, żeby wiedzieli, co obserwować.

korcz
Koronawirus u dzieci. Szef śląskiego sanepidu komentuje
Źródło: TVN24

To co z tymi dziewczynami?

Co jeszcze? Część szkoleń dla nauczycieli to moduł psychologiczny. Chodzi m.in. o to, by nauczyciele dowiedzieli się, jak motywować dzieci do ruchu. Szczególnie te, które nie czują potrzeby regularnej aktywności fizycznej. Szkolenia zakładają przedstawienie metod na przeciwdziałanie hipokinezji i izolacji społecznej. Prowadzący opowiedzą również o konsekwencjach psychicznych nauczania zdalnego, metodach wzbudzania i utrzymywania motywacji.

Łącznie w całym kraju przeprowadzonych zostanie 420 sesji szkoleniowych dla nauczycieli. Zarówno w trybie online, jak i stacjonarnie. Mają się zacząć w połowie kwietnia. Cała Polska zostanie podzielona między poszczególne AWF-y – w Warszawie, Białej Podlaskiej, Gdańsku, Katowicach, Wrocławiu, Krakowie i Poznaniu.

Na koniec projektu - od września - w szkołach miałyby powstać tzw. sportkluby, w których pod okiem przeszkolonego nauczyciela dzieci mogłyby ćwiczyć to, co lubią. Na te zajęcia pozaszkolne szkoły dostaną dodatkowe pieniądze.

Placówki, które zechcą dołączyć do programu, otrzymają środki na organizację zajęć sportowych dla uczniów w 20-osobowych grupach. Ministerstwo szacuje, że pozwoli to na przeprowadzenie około 300 tysięcy godzin zajęć. Na ten cel w 2021 roku przeznaczy blisko 42 miliony złotych.

Co będą robić na tych zajęciach? - To, co lubią – podkreśla prof. Molik. - Metodycy będą pomagali w poszukiwaniu tych aktywności, które trafiają do młodych. Nie chodzi tylko o sporty zespołowe, które zwykle trenowane są na SKS-ach, ale też szukanie innych form. Jeśli gdzieś lubią zumbę czy fitness, to niech to będą zumba i fitness – dodaje.

I tu warto przyjrzeć się dziewczętom. Jakie to ważne, przekonały się kilka lat temu władze Göteborga. Tę historię w książce "Niewidzialne kobiety" opisała Caroline Criado Perez. A było tak: władze miasta przekazywały klubom i towarzystwom sportowym około 80 milionów koron rocznie. Po szczegółowej analizie okazało się, że większość pieniędzy przeznaczana była na sporty zespołowe, w których dominują chłopcy. W sumie na aktywność fizyczną chłopców przekazywano 15 milionów koron więcej niż na aktywność dziewcząt. Perez zastrzega: "Nie znaczy to, że zajęcia sportowe dziewcząt otrzymywały mniejsze dofinansowanie - nieraz nie otrzymywały żadnego, a dziewczynki musiały płacić za udział w zajęciach prywatnych. Albo - jeśli rodziców nie było na nie stać - dziewczynki nie uprawiały sportu w ogóle".

Zanim sportkluby ruszą, tę lekcję warto odrobić.

Biegaj, kręć się!

Ważne, że ze wsparcia specjalistów będą mogli skorzystać nie tylko nauczyciele wuefu, ale też nauczyciele wczesnoszkolni, którzy pracują z najmłodszymi uczniami.

U Joanny Hofman z Poznania nawet matematyka jest okazją do ruchu. Na przykład w słoneczny poniedziałek, od którego zaczęliśmy tę opowieść, dzieci stworzyły żywy pociąg. - Mówiłam na przykład: "a teraz skręcamy w lewo", a oni przed komputerami wyginali ciała. Obliczenia matematyczne wykonywaliśmy, gdy nasz pociąg "zatrzymywał" się na stacji – tłumaczy nauczycielka. I dodaje ze śmiechem: - Czasem zastanawiam się, co myślą rodzice, gdy widzą swoje dzieci wykonujące te różne dziwne ćwiczenia przed komputerami.

Fakty są jednak takie, że nie wszędzie zajęcia wyglądają jak u Joanny. - Z moich badań tak zwanej dużej motoryki wynika, że ona się pięknie rozwija w wieku przedszkolnym, a potem w szkole nagle staje w miejscu – mówi prof. Molik.- Nie wiemy jeszcze, czemu tak się dzieje, ale widzimy, że jest taki problem. Jedną z hipotez jest to, że w szkole niemal przymocowujemy dzieci do ławek i najczęściej słyszą: "nie kręć się", "nie biegaj". Często przegapiamy ten ważny moment edukacji, gdy najłatwiej kogoś zachęcić do sportu – dodaje.

Zdaniem rektora Molika tak naprawdę nie ma znaczenia, czy lekcje wychowania fizycznego są w tygodniu dwie, czy cztery, ale to, czy po ukończeniu szkoły będziemy mieli wpojoną potrzebę aktywności fizycznej. - My chcemy, żeby każdy był mistrzem lub mistrzynią dla siebie. Celowo nie używam słowa rywalizacja. Nie chcemy, żeby dzieci wróciły po pandemii i się porównywały. To ostatnia rzecz, której teraz potrzebujemy – dodaje.

Czytaj także: