Były trudności z dojazdem samochodów, zwłaszcza tych większych - relacjonował przebieg akcji ratunkowej po wypadku samolotu wojskowego Piotr Serafin z Nadleśnictwa Mińsk. - Ratownicy podjęli decyzję, żeby pieszo dotrzeć do pilota. Widziałem, jak wyjęli nosze i udali się w kierunku wraku - opowiadał. MiG-29 rozbił się w poniedziałek wieczorem w okolicach Kałuszyna na Mazowszu.
Do wypadku wojskowego samolotu MiG-29 doszło w poniedziałek w godzinach wieczornych podczas lotu szkolnego. Około godziny 17.15 podczas podejścia maszyny do lądowania na lotnisku w Mińsku Mazowieckim utracono z nią łączność.
Samolot pilotował jeden 28-letni pilot, startował z tego samego lotniska, na którym miał wylądować. Pilot zdołał się katapultować przed wypadkiem. W momencie odnalezienia był przytomny, miał połamane kończyny. Został przewieziony do szpitala wojskowego na ul. Szaserów w Warszawie. Jego życiu ani zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Utrudnienia z dojazdem na miejsce zdarzenia
Jak mówił Piotr Serafin, nadleśniczy z Nadleśnictwa Mińsk, informację o wypadku samolotu i braku kontaktu z pilotem leśnicy otrzymali z powiatowego zarządzania kryzysowego.
- Zaoferowałem swoją pomoc. O zdarzeniu poinformowałem komendanta straży leśnej, miejscowego leśniczego, zastępcę nadleśniczego i udałem się na miejsce zdarzenia - tłumaczył.
Serafin w rozmowie z reporterem TVN24 poinformował, że nadleśnictwo zostało poproszone o "wskazanie dróg, którymi można byłoby dojechać do miejsca zdarzenia".
- Wypadek miał miejsce na terenie lasów prywatnych, było utrudnienie z dojazdem, gdyż tam nie ma takich dróg jak w Lasach Państwowych - mówił.
"Doprowadziłem straż pożarną do samego wraku"
- Były trudności z dojazdem samochodów, zwłaszcza tych większych. Podjąłem decyzję o wskazaniu drogi alternatywnej. Droga została wskazana straży pożarnej, którą doprowadziłem do samego wraku. W tym czasie z drugiej strony dotarła służba medyczna i podjęła akcję ratowniczą pilota - wyjaśniał.
Jak relacjonował nadleśniczy, widział również, jak "ratownicy podjęli decyzję, żeby pieszo dotrzeć do tego człowieka, w momencie kiedy robił się zator na drogach leśnych". - Widziałem, jak wyjęli z samochodu nosze i udali się w kierunku wraku - powiedział.
"Byłem przy samym wraku"
- Byłem przy samym wraku. Obraz był nieciekawy z tego względu, że cały praktycznie samolot był porozrywany. Również drzewa były połamane, odłamki samolotu były porozrzucane na pewną odległość. Była jedna większa część i mnóstwo mniejszych - mówił Piotr Serafin.
W poszukiwaniach brało udział co najmniej 200 osób: Żandarmeria Wojskowa, a także - zgodnie z procedurami - policja i straż pożarna.
Miejsce wypadku badane
MON zapowiedziało, że okoliczności wypadku będą wyjaśniane przez Żandarmerię Wojskową oraz prokuraturę. Na miejscu wypadku samolotu rozpoczęła działania Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego.
Na miejsce zdarzenia udał się w poniedziałek wieczorem wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki, który zastępuje przebywającego w Afganistanie szefa MON Antoniego Macierewicza, i dowódca 23. Bazy Lotnictwa Taktycznego płk Piotr Iwaszko.
Minister obrony - jak mówił Kownacki - jest na bieżąco informowany o sytuacji.
Autor: kb/kg / Źródło: tvn24