W tegorocznych wyborach do europarlamentu startuje dwa razy więcej kobiet niż poprzednim razem - 44 proc. To spora zmiana, zawdzięczana przede wszystkim ustawie parytetowej. Problem w tym, że na pierwszych miejscach list wyborczych - a to one przecież dają największe szanse na wygraną - reprezentacja pań jest niezwykle skromna. Na "jedynkach" jest ich zaledwie 20 proc. - Jeśli idzie o konia pociągowego, to chyba zdecydowanie lepsi są panowie - komentuje Beata Kempa, jedyna "jedynka" Solidarnej Polski.
W wyborach do Parlamentu Europejskiego z Polski startuje 557 kobiet. To 44 proc. wszystkich 1279 kandydatów biorących udział w wyścigu do Brukseli.
W żadnym z okręgów wyborczych liczba startujących kobiet nie przewyższa liczby mężczyzn. Najskromniejszą reprezentację panie mają w woj. małopolskim i świętokrzyskim (okręg nr 10) - 41 proc. Najwięcej kandydatek znajdziemy na listach w woj. wielkopolskim (okręg nr 7) - 47 proc.
Samoobrona najmniej kobieca. Na drugim biegunie Zieloni
Spośród 13 komitetów wyborczych najmniej kobiet na swoich listach mają Samoobrona - 37 proc., Polskie Stronnictwo Ludowe - 40 proc. oraz Ruch Narodowy - 41 proc.
Niewiele lepiej sytuacja wygląda w Platformie Obywatelskiej, w której kobiety na listach zajmują 42 proc. Z taką samą sytuacją mamy do czynienia w przypadku Nowej Prawicy Janusza Korwin-Mikke oraz Demokracji Bezpośredniej.
Najwięcej pań znajduje się w szeregach Europy Plus Twojego Ruchu - dokładnie 50 proc. oraz Zielonych - 49 proc.
Ugrupowania po raz pierwszy biorące udział w wyborach - Polska Razem Jarosława Gowina i Solidarna Polska Zbigniewa Ziobro - wystawiły po 43 proc. reprezentantek. Z kolei na listach politycznych wyjadaczy - Prawa i Sprawiedliwości i koalicji Sojuszu Lewicy Demokratycznej-Unii Pracy - znajdziemy kolejno 44 proc. i 46 proc. kobiet.
Tylko 26 kobiet to "jedynki"
W porównaniu do poprzednich wyborów liczba kobiet na listach wzrosła niemal dwukrotnie - w 2009 roku wynosiła bowiem jedynie 24 proc. (306 kobiet na 1301 kandydatów). Ale tak duża zmiana jest efektem nie tylko dobrej woli partii politycznych, ale również przyjętej w 2010 roku ustawy o parytetach. Nakazuje ona, by na każdej liście wyborczej było co najmniej 35 proc. kobiet.
Tyle, że sama obecność na liście nie gwarantuje wygranej i zdobycia euromandatu. Jednym z najważniejszych czynników jest pozycja, jaką na niej zajmuje kandydat. A największą szansę na wyborczy sukces dają "jedynki".
Okazuje się jednak, że na 130 list wyborczych zarejestrowanych w całym kraju kobiety na pierwszych miejscach znajdują się tylko 26 razy - to zaledwie 20 proc. wszystkich "jedynek". Najmniej kobiet w skali kraju na szczycie list odnajdziemy w okręgu nr 11, czyli w woj. śląskim - zaledwie 9 proc. Najwięcej - 30 proc. - w okręgu nr 10, czyli woj. małopolskim i świętokrzyskim.
Trzy partie bez damskich "lokomotyw"
Pod względem ilości kobiet otwierających listy najgorzej wypadają Polska Razem Jarosława Gowina, Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikkego oraz Samoobrona - te partie na "jedynce" nie wystawiły żadnej kobiety (ugrupowania Korwin-Mikkego i Gowina zarejestrowały listy we wszystkich 13 okręgach, Samoobrona w dwóch).
Natomiast tylko po jednej kobiecie na pierwszym miejscu listy znajdziemy u Prawa i Sprawiedliwości, Solidarnej Polski, Polskiego Stronnictwa Ludowego i Ruchu Narodowego (wszystkie partie mają listy w każdym z 13 okręgów).
Jedną kobietę na szczycie listy ma także Demokracja Bezpośrednia, ale w związku z tym, że zarejestrowała się w tylko 6 okręgach, "kobieca" średnia w jej przypadku wynosi 17 proc.
Przykładem za to świecą Zieloni - aż w 80 proc. przypadkach to panie są tam "lokomotywami" (w 4 na 5 okręgach wyborczych, gdzie mają zarejestrowane listy).
Na niemal połowie list - 46 proc. - panie znajdują się na pierwszym miejscu u Platformy Obywatelskiej i Europy Plus Twojego Ruchu (w 6 na 13 okręgów). Z kolei koalicja Sojusz Lewicy Demokratycznej-Unia Pracy na "jedynkach” swoich list postanowiła wystawić 38 proc. pań - zajmują one pierwsze miejsca w 5 z 13 zarejestrowanych okręgów.
LISTA KOBIET NA "JEDYNKACH" WSZYSTKICH KOMITETÓW WYBORCZYCH:
Polskie Stronnictwo Ludowe: Jolanta Fedak (o. 13) Samoobrona: - Platforma Obywatelska: Barbara Kudrycka (o. nr 3), Danuta Hubner (o. nr 4), Julia Pitera (o. nr 5), Agnieszka Kozłowska-Rajewicz (o. nr 7), Elżbieta Łukacijewska (o. nr 9), Róża Thun (o. nr 10) Ruch Narodowy: Marta Cywińska (o. nr 2) Demokracja Bezpośrednia: Joanna Bachlej (o. nr 10) Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikke: - Polska Razem Jarosława Gowina: - Solidarna Polska Zbigniewa Ziobro: Beata Kempa (o. nr 12) Prawo i Sprawiedliwość: Anna Fotyga (o. nr 1) Sojusz Lewicy Demokratycznej-Unia Pracy: Anna Kalata (o. nr 5), Weronika Marczuk (o. nr 6), Krystyna Łybacka (o. nr 7), Joanna Senyszyn (o. nr 10), Lidia Geringer de Oedenberg (o. nr 12) Partia Zieloni: Elżbieta Jachlewska (o. nr 1), Agnieszka Grzybek (o. nr 4), Monika Paca (o. nr 11), Ewa Koś (o. nr 13) Europa Plus Twój: Dorota Gardias (o. nr 1), Kazimiera Szczuka (o. nr 2), Wioletta Kowalska (o. nr 3), Ewa Wójciak-Pleyn (o. nr 6), Barbara Nowacka (o. nr 8), Marta Niewczas (o. nr 9)
"Same poprosiły o niższe miejsca", "mężczyzna lepszym koniem pociągowym"
- Bardzo nad tym ubolewam - mówi w rozmowie z tvn24.pl Jarosław Gowin, szef Polski Razem, pytany o brak kobiet na "jedynkach" list jego partii. - Pierwotnie przewidywaliśmy, że w trzech okręgach na "jedynkach" będą panie, ale w dwóch przypadkach same kandydatki poprosiły o niższe miejsca - nie czuły się na siłach być lokomotywami list. W trzecim z okręgów zgłoszona kandydata ze względów osobistych musiała wycofać się w ogóle z wyborów - tłumaczy.
A jak PSL tłumaczy obecność tylko jednej kobiety na szczycie swoich list? - Podstawową przesłanką, którą kierowaliśmy się wybierając osoby na "jedynki" nie było to, czy ktoś jest mężczyzną czy kobietą, tylko doświadczenie, kompetencje i praca. To decydowało, a nie płeć - przekonuje Krzysztof Kosiński, rzecznik PSL.
Natomiast jedyna "lokomotywa" PSL - Jolanta Fedak - zwraca uwagę, że w okręgu, w którym startuje (nr 13) na "jedynce" nie ma żadnej kobiety z pozostałych sejmowych partii. - W okręgu, w którym największe szanse mają duże partie, kobiety nie są wystawiane - wyjaśnia nam. I dodaje: - Duża ilość wystawionych kobiet do PE nie gwarantuje, że będą one miały cokolwiek do powiedzenia - stwierdza.
Inna osamotniona "lokomotywa" - Beata Kempa z SP (okręg nr 12) - mówiąc o skąpej reprezentacji kobiet na "jedynkach" w swoim ugrupowaniu podkreśla: - Rzecz nie jest w ilości, a w jakości. Kandydatów dobiera się w zależności od tego, jaką mają wagę w okręgu. Akurat u nas tak wyszło.
- "Jedynka" jest zawsze tzw. koniem pociągowym, a jeśli idzie o konia pociągowego, to są chyba zdecydowanie lepsi panowie - ocenia dalej.
Jak argumentuje, w rozmowach z kobietami słyszy często, że te nie chcą iść do polityki, bo jest ona brudna i brutalna, a one do takiego świata się nie nadają. - On jest rzeczywiście brudny i brutalny. Ja mam innych charakter, jestem zatarta w bojach, mnie średnio ruszają fanaberie panów - podsumowuje.
Polki na szarym końcu Europy
Ile kobiet dostanie się do Parlamentu Europejskiego zdecydujemy 25 maja. W poprzednich wyborach z Polski bilety do Brukseli zdobyło 11 kandydatek - około 22 proc. wszystkich startujących.
Obecnie w europarlamencie na 755 deputowanych 36 proc. to kobiety. Najwyższym odsetkiem swoich przedstawicielek może pochwalić się Finlandia (62 proc.), Dania (54 proc.) czy Chorwacja, Estonia, Malta i Słowacja (po 50 proc.).
Polska znajduje się na szarym końcu. Wyprzedza nas tylko Luksemburg, który do PE jako deputowanych wysłał tylko 17 proc. europosłanek.
Autor: Natalia Szewczak/ ola/zp / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24