"Myślałem, że to wygląda normalnie". 34-latek tłumaczy się z ataku na prezydenta

Nie miałem złych intencji
Remigiusz Dominiak tłumaczy się ze swojego zachowania w Toruniu
Źródło: tvn24
- Nie miałem złych intencji, to miała być rozmowa - przekonuje Remigiusz Dominiak, który usłyszał zarzut usiłowania czynnej napaści na prezydenta. Do zdarzenia doszło, gdy Bronisław Komorowski zmierzał na wiec wyborczy na dziedzińcu Ratusza Staromiejskiego w Toruniu.

34-latek, który zgodził się na upublicznienie swojego wizerunku i danych personalnych, w rozmowie z TVN24 przekonuje, że nie miał złych zamiarów.

- Myślałem, że to wygląda normalnie, że to dobiegnięcie nie jest niczym złym, tym bardziej, że u góry miałem ulotkę. (…) Padły moje słowa: panie prezydencie. Miała się potoczyć rozmowa (…), ale tak się nie stało - stwierdza mężczyzna, tłumacząc, że chciał porozmawiać z Bronisławem Komorowskim o ruchu antyaborcyjnym, z którym sympatyzuje.

Wyjaśnia, że to, iż gwałtownie ruszył w kierunku prezydenta, kiedy ten wchodził do toruńskiego ratusza, wynikało "z całej nerwowej reakcji tłumu, nerwowej sytuacji".

- Zostaliśmy poinformowani, że prezydent wjedzie tylnym wejściem, banery przesunięto, (…), a jeszcze się nie zdążyłem się zaaklimatyzować do nowego miejsca, wybrałem takie miejsce, w którym stał funkcjonariusz. Nie miałem złych intencji, miał to być rozmowa - stwierdza Dominiak.

Prokuratorskie zarzuty

Mariusz Trela, adwokat 34-latka, przekonuje, że było wiadomo, że prezydent, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze wizyty wyborcze, nie jest osobą, która jest "otwarta na dialog uliczny".

- Mój klient działał troszeczkę taki podkręcony, że będzie chciał zrobić coś takiego, żeby móc dotrzeć do prezydenta. Włożył w to cały swój młodzieńczy, sportowy wigor - powiedział adwokat.

Przyznał, że "w oderwaniu od intencji może to wyglądać groźnie".

34-letniemu mężczyźnie przedstawiono też zarzut stosowania przemocy w celu zmuszenia funkcjonariuszy policji do zaniechania czynności służbowych podejmowanych bezpośrednio po jego zatrzymaniu.Zarzuty postawione 34-latkowi, który jest mieszkańcem Torunia, są zagrożone karą pozbawienia wolności do 5 lat. Wobec podejrzanego zastosowano poręczenia majątkowe i dozór policji.

Artur Krause z Prokuratury Okręgowej w Toruniu podkreślił, że zarzuty nie zostały zmienione, a śledczy wykonują czynności, które mają je potwierdzić. - Oczywiście, jeśli się one nie potwierdzą, to spotka się to z dalszymi działaniami prokuratora. Obecnie śledztwo pozostaje w toku - zaznaczył Krause.

Incydent na wiecu

Prokuratura podtrzymuje zarzuty dla 34-latka

Prokuratura podtrzymuje zarzuty dla 34-latka

Do zdarzenia doszło, gdy prezydent zmierzał na wiec wyborczy na dziedzińcu Ratusza Staromiejskiego w Toruniu. Gdy prezydent wchodził do ratusza, w jego kierunku ruszył gwałtownie młody mężczyzna. Został obezwładniony przez funkcjonariuszy BOR i policjantów. Jak informowała krótko po zajściu rzeczniczka kujawsko-pomorskiej policji nadkom. Monika Chlebicz, mężczyzna był bardzo pobudzony, rozemocjonowany, uderzył jednego z policjantów.Według policji, w trakcie incydentu w uniesionej lewej ręce trzymał reklamówkę, w której znajdowała się żółta koszulka z czerwonym symbolem płodu ludzkiego, w drugiej ręce miał ulotki i zdjęcia płodów po aborcji.W oświadczeniu zamieszczonym na stronie internetowej BOR rzecznik Biura mjr Dariusz Aleksandrowicz napisał, że gdy prezydent udawał się na spotkanie wyborcze w Toruniu "miał miejsce bezpośredni atak na osobę ochranianą, który za sprawą błyskawicznej i zdecydowanej reakcji funkcjonariusza BOR, został udaremniony, a napastnik został przekazany w ręce policji".

Autor: MAC\mtom / Źródło: tvn24

Czytaj także: