Wypadek przy Puławskiej w Warszawie, w której zginął Jarosław Zabiega, a Maciej Zientarski walczy wciąż o życie w szpitalu, wstrząsnął całą Polską. Daniel Stefański, który był świadkiem wypadku mówi, że dramat rozegrał się błyskawicznie. Teraz zostały tam jedynie pojedyncze znicze, ale respekt przed prędkością powinien zostać u wszystkich kierowców.
Daniel Stefański mówi, że prawo jazdy odebrał zaledwie tydzień temu. W wieczór, kiedy wydarzył się wypadek akurat wracał do domu. Była to jedna z jego pierwszych samodzielnych podróży autem. Zostanie teraz na całe życie w jego pamięci.
Pojedyncze znicze
Pod osmolonym słupem palą się teraz pojedyncze znicze. Pewnie niedługo ich zabraknie, ale to miejsce zapamiętają Warszawiacy, oraz rodziny dziennikarzy. - Teraz wszyscy zwalniają i obserwują miejsce zdarzenia, ale tam już nic nie ma - mówi Daniel.
To nawet nie były minuty
Jak opowiada świadek, samochód stał na światłach przy Wałbrzyskiej. Kiedy sygnalizacja zmieniła się na zielone ruszył z ogromną prędkością. Dramat rozegrał się błyskawicznie. Nagle rozległ się wybuch, nie można było rozpoznać, co to jest za marka. Leżały alufelgi, opony, samochód był rozdzielony.
Pomyślałem sobie, że nakręcę to, żeby pokazać innym to, co się stało. To naprawdę koszmar, chciałem podkreślić to, żeby inni uważali i żeby takich tragedii było jak najmniej. Sam wciąż obawia się usiąść za kółkiem Daniel Stefani, świadek wypadku
Ku przestrodze
Daniel wyciągnął telefon komórkowy i nagrał film. Jak mówi, ku przestrodze. - Pomyślałem sobie, że nakręcę to, żeby pokazać innym to, co się stało. To naprawdę koszmar, chciałem podkreślić to, żeby inni uważali i żeby takich tragedii było jak najmniej - mówi. Sam wciąż obawia się usiąść za kółkiem. - Emocje nadal są. Jak zamknę oczy wieczorem wciąż widzę to widzę - opowiada. Ten obraz pewnie długo nie zniknie, ale respekt przed prędkością powinien pozostać u wszystkich kierowców.
Walka o życie
W tym samym czasie lekarze w szpitalu klinicznym przy ulicy Lindleya operowali Macieja Zientarskiego. Jego stan jest określany wciąż jako ciężki, ale operacja zakończyła się pomyślnie. Pacjent jest teraz podłączony do respiratora i walczy o życie - mówi lekarz Jerzy Ciszewski.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24