Dwudziestoletnia kobieta, która w Kozach k. Bielska-Białej pod wpływem amfetaminy śmiertelnie potrąciła na przejściu dla pieszych dwoje dzieci, będzie odpowiadać za ten czyn z wolnej stopy. W rozmowie z TTV rzecznik sądu tłumaczy, że nie można było zamknąć jej w areszcie, bo we wniosku prokuratury zabrakło opinii biegłych lekarzy. Prawnicy krytykują taką decyzję.
Do tragedii doszło 10 października. - Nie było nawet drogi hamowania. Tylko wielki huk - relacjonuje babcia jednego z zabitych dzieci, Patryka.
Prokuratura od razu wystąpiła z wnioskiem o areszt. Ale Sąd Rejonowy w Bielsku-Białej do prośby się nie przychylił.
- Z wniosku prokuratury wynikało, że do zakończenia tego postępowania brakowało opinii biegłych - tłumaczy Jarosław Sablik, rzecznik bielkiego sądu.
We krwi 20-letniej kobiety wykryto amfetaminę. We wniosku prokuratury nie było jednak opinii biegłych, która wskazywałaby, czy to narkotyki były przyczyną wypadku.
- Nie ma obawy podejmowania matactwa przez podejrzaną. Nie ma obawy ukrywania się. Nie ma obawy innego wpływania na przebieg postępowania. Jeżeli zastosowano by areszt, to doszłoby do sytuacji, w której odbywałaby ona karę przed wydaniem wyroku - dodaje Sablik.
Słońce czy narkotyki?
Z informacji TTV wynika, że kobieta najpierw skarżyła się na oślepiające słońce. Do zażycia amfetaminy przyznała się dopiero po pobraniu od niej krwi. Sablik nie chciał komentować tych doniesień.
- To jakieś nieporozumienie - komentuje katowicki prawnik, Mariusz Marszołek. - Przy tego typu zarzutach niezabezpieczenie możliwości ucieczki i mataczenia tej pani powoduje to, że następuje przyzwolenie społeczne: "Można brać narkotyki, zabijać ludzi i nic cię nie spotka" - dodaje.
20-latce postawiono zarzuty umyślnego naruszenia zasad bezpieczeństwa i doprowadzenia do wypadku. Grozi jej kara do 12 lat więzienia.
Autor: kcz / Źródło: TTV
Źródło zdjęcia głównego: TTV