Do polskich żołnierzy zaczęły trafiać jedne z najnowocześniejszych moździerzy samobieżnych na świecie. To wozy nazywane Rak - dzieło krajowego przemysłu zbrojeniowego. Pierwsze odbierają właśnie żołnierze 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej. - To przejście na zupełnie nowy poziom - stwierdza Michał Likowski z miesięcznika "Raport WTO".
Żołnierze z 17. Brygady stacjonującej w Międzyrzeczu (woj. lubuskie) właśnie przejmują pierwsze wozy będące częścią tak zwanego "modułu", który ma być całością obejmującą same moździerze, jak i różne dodatkowe pojazdy wspierające je w walce.
- Na razie, do końca czerwca, będzie to osiem moździerzy i cztery wozy dowodzenia - mówi tvn24.pl oficer prasowa 17. Brygady porucznik Weronika Milczarczyk. Później, choć w nieokreślonym jeszcze czasie, mają dotrzeć dodatkowe pojazdy logistyczne, czyli na przykład te przewożące zapasową amunicję czy będące ruchomymi stacjami serwisowymi oraz wozy rozpoznawcze służące do znajdowania i wskazywania celów.
- Docelowo nasza brygada ma otrzymać trzy takie moduły - mówi por. Milczarczyk. Pierwsze strzelanie z nowych moździerzy ma się odbyć 21 sierpnia.
Broń XXI wieku
Żołnierze z międzyrzeckiej brygady są już wstępnie przeszkoleni w obsłudze nowego sprzętu, bo uczyli się tego od wczesnej wiosny pod okiem instruktorów z firmy Huta Stalowa Wola. To ona jest głównym wykonawcą zamówienia na osiem modułów Rak, czyli łącznie 64 właściwych wozów z moździerzami i 32 wozów dowodzenia. Kontrakt na ich dostawę wart 968 milionów złotych podpisano w kwietniu 2016 roku.
- Jest to rzecz, którą można uznać za przełomową. Nowy typ uzbrojenia o zupełnie nowych możliwościach - mówi w rozmowie z tvn24.pl Likowski. Będące głównym elementem całego systemu moździerze samobieżne Rak to połączenie nowej wieży z moździerzem kalibru 120 mm ładowanym automatycznie z dobrze już znanym w Polsce transporterem opancerzonym Rosomak. Jak tłumaczy redaktor naczelny miesięcznika "Raport WTO", taki pojazd jest czymś zupełnie innym niż to, co zastępuje, czyli ciągnięte za pojazdami stare moździerze kalibru 120 mm.
Główną różnicą jest drastyczne zwiększenie mobilności takiego uzbrojenia. Rak może oddać salwę kilku pocisków i odjechać w trzy minuty, dzięki czemu ma dużą szansę uniknąć ewentualnego odwetu przeciwnika. Współcześnie istnieją bowiem specjalne radary, które namierzają lecące pociski, obliczają skąd je wystrzelono i przekazują tą informację do swojej artylerii, które może następnie szybko otworzyć tak zwany "ogień kontrbateryjny". Dzisiaj sceny znane dobrze z filmów o na przykład II wojnie światowej, gdzie działa były okopywane i przez kilka dni strzelały z jednego miejsca, oznaczałyby śmiertelne ryzyko dla artylerzystów. Z dużym prawdopodobieństwem po kilkunastu minutach sami znaleźliby się pod ostrzałem.
Dodatkowo raki mają nowoczesny system dowodzenia Topaz, który znacząco ułatwia celne strzelanie. Dzięki zaawansowanym systemom celowniczym mogą też prowadzić tak zwany ogień MRSI, czyli wystrzelić trzy granaty jeden po drugim, które lecąc różnymi trajektoriami spadają na cel w niemal tym samym momencie. Przeciwnik nie ma wówczas czasu na reakcję. Mogą też prowadzić ogień na wprost, czyli nie tak jak normalnie czyni to artyleria, nie widząc celu, ale obniżając lufę i strzelając prosto do wroga. Pomaga im w tym zamontowany w wieży system noktowizyjny. Obsługa starych moździerzy kalibru 120 mm może tylko pomarzyć o takich możliwościach.
Kosztowna innowacja
Raki są jednak dalekie od ideału. Jak mówi Likowski, nie da się ukryć, że są bardzo drogie. - Wielokrotnie droższe niż moździerze holowane - stwierdza. Z ujawnionej ceny kontraktu wynika, że jeden moduł kosztuje 121 milionów złotych.
Jest też problem z amunicją. Opracowanie odpowiednich nowoczesnych granatów 120 mm jest opóźnione i te wykorzystywane obecnie mają ograniczone możliwości. Między innymi mniejszy zasięg wynoszący około 10 kilometrów zamiast wcześniej deklarowanych 12 i gorsza celność. Obiecywane niegdyś granaty naprowadzane na razie są pieśnią przyszłości.
Jest też problem ze wspomnianymi pojazdami wsparcia, które mają zostać dostarczone 17. Brygadzie w "późniejszym czasie". Po prostu podczas prac nad nimi pojawiły się opóźnienia. Najgorzej ma być ze specjalnymi pojazdami rozpoznawczymi. Nie ma informacji kiedy konkretnie będą gotowe i trafią do brygady.
Jednak jak mówi Likowski, nie ma wątpliwości, że właśnie dostarczane pierwsze raki to "nowa jakość". Istotnie wzmocnią one dwie brygady zmechanizowane (12. i 17.), których podstawowym wyposażeniem są transportery Rosomak. Na dodatek raki są produkowane niemal w całości w Polsce, nie licząc drobnych podzespołów.
Autor: Maciej Kucharczyk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: 17. Wielkopolska Brygada Zmechanizowana