"Mogło dojść do popełnienia przestępstwa przeciw działalności instytucji państwowych, wymiarowi sprawiedliwości lub przeciwko wiarygodności dokumentów" - poinformowało ministerstwo obrony narodowej. Resort skierował sprawę do prokuratury. Chce, aby śledczy przyjrzeli się pracom "komisji Millera", która badała katastrofę smoleńską.
"W związku z informacjami posiadanymi przez Podkomisję do Spraw Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego oraz opublikowanym przez agencję prasową Ria Nowosti wywiadem przeprowadzonym z Aleksiejem Morozowem z Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) (...) powstała uzasadniona wątpliwość co do rzetelności i prawdziwości raportu końcowego Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego działającej pod przewodnictwem Edmunda Klicha, a następnie Jerzego Millera" - oświadczył MON.
"Podejrzenia o zaniechania i zaniedbania"
Według resortu zasadne są "podejrzenia o zaniechania i zaniedbania, jakich mogli dopuścić się członkowie polskiej komisji".
"W tym stanie rzeczy mogło dojść do popełnienia przestępstwa przeciw działalności instytucji państwowych, wymiarowi sprawiedliwości lub przeciwko wiarygodności dokumentów. Z powyższych względów MON kieruje sprawę do wyjaśnienia przez prokuraturę" - poinformował resort obrony.
Wnioski komisji Millera
Komisja Badania Wypadków Lotniczych, której przewodniczącym był ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller w opublikowanym w lipcu 2011 roku raporcie stwierdziła, że przyczyną katastrofy smoleńskiej było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, a w konsekwencji zderzenie samolotu z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji maszyny. Komisja podkreślała, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu.
Jednak politycy Prawa i Sprawiedliwości, w tym obecny szef MON Antoni Macierewicz wielokrotnie kwestionowali efekty prac komisji Millera. W marcu 2016 roku swoją pracę rozpoczęła podkomisja do spraw ponownego zbadania katastrofy.
10 kwietnia bieżącego roku podkomisja zaprezentowała film podsumowujący jej dotychczasowe badania. Wynika z niego, że polski Tu-154M w Smoleńsku został rozerwany eksplozjami w kadłubie, centropłacie i skrzydłach, a destrukcja lewego skrzydła rozpoczęła się jeszcze przed przelotem nad brzozą. Za najbardziej prawdopodobną przyczynę eksplozji podkomisja uznała "ładunek termobaryczny inicjujący silną falę uderzeniową".
Materiał TVN24
O sprawie badania przyczyn katastrofy smoleńskiej ponownie zrobiło się głośno w ubiegłym tygodniu, po wyemitowaniu materiału "Czarno na białym" TVN24.
Reporter TVN24 dotarł do analizy naukowców Wojskowej Akademii Technicznej wykonanej na zlecenie podkomisji.
Z ustaleń reportera wynika, że w zaprezentowanym 10 kwietnia filmie, podkomisja korzystając z analizy sporządzonej przez naukowców z Wojskowej Akademii Technicznej, pominęła jej kluczowy fragment. "Oderwanie lewego skrzydła na długości 6 metrów nie może spowodować obrotu samolotu i przeszkodzić w jego dalszym locie" - brzmiał fragment prezentacji podkomisji smoleńskiej. Tyle że z oryginalnego opracowania naukowców WAT, do którego dotarł reporter TVN24, wynika zupełnie coś innego - że samolot się obracał.
W reportażu "Czarno na białym" Świerczek pracę naukowców WAT pokazał ekspertom od spraw lotniczych. Potwierdzają oni, że z analizy WAT wynika, że samolot po utracie fragmentu skrzydła musiał się obracać. W odpowiedzi na materiał wyemitowany przez TVN24, pełniący obowiązki szefa podkomisji dr Kazimierz Nowaczyk wystosował komunikat, w którym stwierdził, że "zaprezentowany przez TVN materiał wprowadza w błąd opinię publiczną i nie oddaje wyników analizy WAT".
Autor: azb / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24