Wiceminister obrony odpowiedzialny za modernizację armii przyznał w Sejmie, że opóźnienia czekają dwa najważniejsze programy zakupów: śmigłowce wielozadaniowe i system obrony powietrznej.
Zaledwie dzień po zapewnieniach, że Plan Modernizacji Technicznej armii na lata 2013-2022 idzie zgodnie z harmonogramem, wiceminister Czesław Mroczek przyznał w czasie nadzwyczajnego posiedzenia sejmowej komisji obrony narodowej, że opóźnienia będą dotyczyć dwóch priorytetowych programów zbrojeniowych.
O kilka miesięcy później ma być rozstrzygnięty "duży" przetarg śmigłowcowy, na 70 maszyn.
Śmigłowcowy poślizg
Pierwotnie planowano decyzję jeszcze w tym roku, kontrakt zaś na wiosnę – teraz mowa jest o sierpniu 2015. Zdaniem Mroczka zmiany zaszły wskutek wniosków, próśb i pytań oferentów, którzy mają czas do 28 listopada na złożenie swoich propozycji, ale już teraz zasypują MON wątpliwościami.
Niektóre mają postać demonstracyjnych protestów, jak głośny list prezesa firmy Sikorsky, który zagroził wycofaniem z przetargu swojego Black Hawka, jeśli Polska nie zmieni jego warunków. Nadal nie jest jasne, czy stanie do rywalizacji z francuskim Caracalem i brytyjsko-włoską Agustą AW-149.
Wiceminister Mroczek dopuszcza taki obrót rzeczy. - 28 listopada spodziewamy się co najmniej dwóch ofert, które spełnią nasze wymagania – mówił w Sejmie, podczas gdy jeszcze we wtorek zapewniał, że wszystkie trzy oferty są w grze i wszystkie polskie wymagania spełniają. Część ekspertów uważa nawet, że wokół przetargu narosło tyle niejasności, iż trzeba go będzie rozpisać na nowo.
Oznaczałoby to fiasko planu dostaw maszyn od 2017 roku, co założono w Planie Modernizacji Technicznej.
Zawracanie „Wisły”?
Opóźniony przetarg na śmigłowce – w wersjach transportowej, poszukiwawczej i zwalczania okrętów podwodnych - choć zaliczany przez MON do priorytetów modernizacji, nie zagrozi jednak polskim możliwościom obronnym tak, jak ewentualne potknięcie przy drugim programie.
Dużo poważniej zabrzmiały wypowiedzi Czesława Mroczka odnośnie najważniejszego zbrojeniowego zakupu: systemu obrony powietrznej i antyrakietowej. Znany pod kryptonimem „Wisła” system zapewnić ma Polsce parasol ochronny przed rakietami balistycznymi krótkiego zasięgu, np. rosyjskimi Iskanderami, rakietami manewrującymi i samolotami uderzeniowymi.
Stawiany na czele listy potrzeb, system jest też najdroższym z zaplanowanych w ramach modernizacji, bo na starcie pochłonąć ma nawet 16 mld złotych. MON chciało, by Polska do 2022 roku miała przynajmniej 6 do 8 baterii nowoczesnych antyrakiet zdolnych strącać nadlatujące Iskandery – taki m.in. wymóg postawiono uczestnikom tzw. dialogu technicznego. Ale, jak się okazuje, zarówno terminy, jak i możliwości oferowanych Polsce systemów nie spełnią tych oczekiwań.
- Zmieniliśmy i wymagania, i ilość baterii do pozyskania, z uwagi na wiedzę, której dostarczył nam dialog techniczny - mówił Czesław Mroczek na posiedzeniu komisji, dociskany przez posłów.
- Dalsze postępowanie z tymi dwoma oferentami pokaże nam, w jakim dokładnie czasie jakie zestawy możemy pozyskać - dodał.
Jeszcze we wtorek, na konferencji w MON – przypomnijmy – ten sam wiceminister zapewniał, że nic się w planach nie zmieniło, a dialog techniczny od początku do końca prowadzono na podstawie takich samych kryteriów.
Polska wymaga za wiele?
Wiceminister Mroczek przyznając że plany resortu musiały się zmienić, zapewniał jednocześnie, że poślizg nie oznacza rezygnacji z zakupu. - Nawet jak się będziemy bardzo domagać, to jak nie mogą dać, to nam nie dadzą - wyjaśniał, odnosząc się do rozmów z oferentami (na obecnym etapie są to amerykański Raytheon i francuski Eurosam).
W czym rzecz? Oba oferowane Polsce systemy – Patriot i SAMP/T – muszą zostać zmodernizowane zanim spełnią wszystkie polskie wymagania.
Poseł Ludwik Dorn negatywnie mówił o proponowanej przez Amerykanów modernizacji, która wyeliminowała z przetargu inny system, amerykańsko-niemiecko-włoski MEADS.
Dorn atakował zresztą nie tylko ofertę USA. - Aby SAMP/T spełnił wymagania, musi być głęboko zmodernizowany, również gdy chodzi o efektor, nie Aster-30 ale Aster-30NT - zarzucał braki oferowanej przez Francuzów rakiecie.
Chodzi m.in. o to, że Patriot nie ma wymaganego w Polsce radaru dającego pełne pokrycie, a francuski pocisk w nowszej generacji NT ma lepsze możliwości zwalczania rakiet balistycznych.
Zdaniem fachowców również żaden z systemów nie pozwala obecnie na przyłączanie zewnętrznych radarów czy wyrzutni – co jest kolejnym polskim wymogiem.
Ile wyrzutni? Jakie? Kiedy?
Nadal nie jest jednak jasne, ile wyrzutni, jakie – i ostatecznie kiedy - dostanie polska armia. Wiceminister Mroczek w Sejmie o liczbach nie mówił.
- Dalsze rozmowy z oferentami pokażą dokładnie, jakie zestawy w jakim czasie możemy pozyskać - stwierdził.
Kiedy kilka tygodni temu niższej rangi przedstawiciel MON mówił w Sejmie o zaledwie 2 bateriach do 2022 roku, podniosła się wrzawa, a resort poprzez rzecznika wyjaśniał, że trzyma się Planu. Po środowym posiedzeniu komisji obrony widać jednak, że to Plan nie wytrzymał zderzenia z rzeczywistością.
Nieoficjalnie rozważa się obecnie opcje 2 baterii dostarczonych do roku 2019 – ale będą to systemy w obecnej konfiguracji, nie spełniające wszystkich polskich wymagań. Cztery baterie – już dostosowane do polskich oczekiwań – mają być dostarczane do 2022, o ile w negocjacjach nie okaże się, że ten termin jest nie do utrzymania. Ze słów wiceministra Mroczka wynika, że to całkiem realna perspektywa.
Autor: Marek Świerczyński / Źródło: tvn24