- Od wczoraj pracujemy nad analizą prawną całego zajścia w redakcji "Wprost". Zależy mi na jakości tej analizy, która musi być perfekcyjna. Ale zdaję sobie sprawę, że musi być ona przygotowana szybko, bo sprawa wywołuje duże emocje społeczne - mówi Marek Biernacki, minister sprawiedliwości, odnosząc się do akcji ABW w redakcji tygodnika "Wprost".
Biernacki był jedną z osób - obok prokuratora generalnego i szefa ABW - do których o ocenę wydarzeń w redakcji tygodnika w środę wieczorem zwrócił się premier Donald Tusk. - Z jednej strony chcemy zrobić to jak najszybciej, bo wiem, jaka jest sytuacja, ale też chcę, żeby ta opinia była wykonana dobrze - powiedział. - Zależy mi na jakości, nie tylko na szybkości - podkreślił.
Tymczasem dopiero na 16 swoją konferencję zapowiedział prokurator generalny Andrzej Seremet. W środę po południu poleciał samolotem do Rzeszowa, a następnie do domu pod Tarnowem na długi weekend.
Premier o działaniach wobec "Wprost"
- Według zapewnień prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta działania prokuratury w redakcji "Wprost" były uzasadnione i zgodne z prawem - dodał Tusk. - Zadzwoniłem do prokuratora Seremeta, to był późny wieczór, z prostym pytaniem, czy na pewno czynności, które budzą takie emocje i przede wszystkim wyglądają na co najmniej będące w konflikcie z zasadą wolnego słowa, czy pan prokurator generalny jest przekonany, że te czynności są uzasadnione, potrzebne i zgodne z prawem. I prokurator poinformował mnie, że jest o tym absolutnie przekonany, i że nie ma żadnych wątpliwości, że czynności, jakie podjęła prokuratura, są uzasadnione - powiedział premier.
Dwie wizyty
W środę agenci ABW dwukrotnie przyszli do siedziby tygodnika "Wprost". Po raz pierwszy około południa, gdy przyszli z postanowieniem prokuratury o wydanie nagrań, na których utrwalono rozmowy wysokich urzędników państwowych. Redakcja wydania materiałów odmówiła, dlatego około godz. 20 wrócili na miejsce już w towarzystwie prokuratora Józefa Gacka.
Przeszukanie redakcji "Wprost" zleciła Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. Według niej, nośniki zawierające nagrania rozmów, których ujawnianie dziennikarze "Wprost" rozpoczęli w minioną sobotę, są dowodem przestępstwa dotyczącego nielegalnych podsłuchów. Redakcja odmówiła jednak wydania nagrań, uzasadniając to ochroną źródła.
Kilka godzin przepychanek
Kilka godzin trwały rozmowy i przepychanki w redakcji, zanim funkcjonariusze ABW i prokuratorzy przerwali przeszukanie i po godz. 23 opuścili siedzibę tygodnika. "W związku z zaistniałą sytuacją tj. eskalacją konfliktu, w szczególności zagrożeniem dla bezpieczeństwa i zdrowia prokuratorów i funkcjonariuszy ABW wykonujących czynności przeszukania w siedzibie redakcji oraz brakiem prawidłowego i realnego zabezpieczenia pracy tychże przez obecnych na miejscu funkcjonariuszy Policji, prokuratorzy zmuszeni byli odstąpić od kontynuowania zadań służbowych" - napisała rzeczniczka prokuratury Renata Mazur w specjalnym komunikacie.
"Konfliktowa sytuacja". Na miejscu 13 policjantów
Rzecznik KGP Mariusz Sokołowski powiedział, że na miejscu było 13 funkcjonariuszy wezwanych w trybie alarmowym w ostatniej fazie "tej konfliktowej sytuacji". Jak mówił, zgodnie z prawem w takiej sytuacji prokurator wydaje funkcjonariuszom polecenia na miejscu, a takich poleceń nie było. - Zostaliśmy wezwani na miejsce przez prokuratorów wykonujących czynności w celu zapewnienia bezpieczeństwa. Nie jesteśmy tutaj stroną. Dla nas działanie w takiej sytuacji, sytuacji sporu, nie jest prostym działaniem. Naszą rolą jest zapewnienie porządku w danym miejscu - powiedział. Redakcja zapowiada zażalenie na działanie prokuratury.
Autor: kło/kka / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24