Dzisiaj ktoś, kto wydał wielokrotność 40 milionów złotych na swoją kampanię, mówi, że nic się nie stało - komentował w "Jeden na jeden" wicepremier, minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski wątpliwości dotyczące sprawozdania finansowego PiS z wyborów parlamentarnych.
Gościem programu "Jeden na jeden" w TVN24 był wicepremier, minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski (Nowa Lewica). Odniósł się między innymi do trwającej analizy sprawozdania finansowego PiS przez PKW.
Zobacz też: PKW z kolejnymi dokumentami w sprawie PiS
- Prawo i Sprawiedliwość wydało na kampanię wielokrotność limitów Państwowej Komisji Wyborczej i za to powinna być kara. Przypominam sobie, jak został potraktowany Sojusz Lewicy Demokratycznej. Mieliśmy takie uchybienie w kampanii wyborczej, które wynosiło kilkaset złotych, pomyliliśmy się, źle rozliczyliśmy. Wykazany został nam błąd, który kosztował nas całą subwencję. Za kilkaset złotych odebrano nam całą subwencję, a dzisiaj ktoś, kto wydał wielokrotność 40 milionów złotych na swoją kampanię, mówi, że nic się nie stało - powiedział Gawkowski.
- Jeżeli ma być więcej tych danych, jeżeli ma być tak, że złożymy wniosek jako poszczególni ministrowie z wiedzy, którą posiadamy, i PKW będzie potrzebowała jeszcze więcej informacji, żeby mieć później grube uzasadnienie, to niech to się toczy - mówił wiceminister o odroczeniu posiedzenia PKW ws. sprawozdania finansowego komitetu wyborczego PiS z wyborów parlamentarnych.
Czytaj tekst Kontretu24: Ile mogą wydać komitety wyborcze na kampanię?
Państwowa Komisja Wyborcza 25 września zeszłego roku poinformowała, jakie limity wydatków na kampanię parlamentarną przysługują 53 komitetom wyborczym uczestniczącym w wyborach do Sejmu i Senatu w 2023 roku. Limity ustalono na podstawie zarejestrowanych list kandydatów na posłów i senatorów. Najwyższy limit przysługiwał Prawu i Sprawiedliwości - wynosił on 38 781 152 zł. Zgodnie z Kodeksem wyborczym komitety nie mogą wydać na kampanię więcej niż to, co określiła PKW, pod groźbą utraty subwencji na działalność partyjną, o ile dana partia zdobędzie w wyborach odpowiedni procent głosów.
Gawkowski: PiS prowadziło kampanię na dopalaczach
Gawkowski odniósł się też do dokumentów podlegającej ministerstwu cyfryzacji Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej (NASK), które zostały dostarczone do Państwowej Komisji Wyborczej, by wyjaśnić wątpliwości w sprawozdaniu finansowym PiS.
- Przez wiele miesięcy KPRM zlecała za rządów PiS-u różnego rodzaju badania, które wskazywały kierunki, jak powinien zachować się rząd PiS-u czy jak powinna partia reagować na różnego rodzaju działania, które są na scenie politycznej. To jasno wskazywało, że te badania były przygotowane pod strategię polityczną partii, która rządzi, czyli de facto łączyły się z kampanią wyborczą. To wszystko było realizowane przez ludzi, przez odpowiednie programy, i to wszystko było realizowane w odpowiednim czasie i nie ma wątpliwości, że NASK został wykorzystany w ten sposób - mówił wicepremier.
Przekazał, że KPRM za czasów rządów PiS "żądała od NASK wiedzy", żeby "przygotować strategię polityczną". - To są drogie rzeczy, to są setki tysięcy złotych. Nie można powiedzieć, że to jest brak wpływu na kampanię wyborczą. Ówczesny premier Mateusz Morawiecki doskonale wiedział, że to wszystko, co dostaje, to są dane, które adresowane są pod kampanię wyborczą - tłumaczył Gawkowski.
Minister dodał, że "wiele jest instytucji w państwie, które były wykorzystywane do tego, żeby PiS na dopalaczach prowadził kampanię wyborczą". - To nie są setki tysięcy złotych. Jestem przekonany, że mówimy o milionach złotych, które były kampanią na sterydach Prawa i Sprawiedliwości - uważa gość "Jeden na jeden".
"Nie ma wątpliwości, że Mateusz Morawiecki, będąc premierem, nie miał czasu na zajmowanie się cyfryzacją"
Szefowie MSWiA, MS i MF - Tomasz Siemoniak, Adam Bodnar i Andrzej Domański - podpisali międzyresortowe porozumienie dotyczące skoordynowania działań podległych im służb. Premier Donald Tusk ocenił, że za rządów PiS został stworzony "układ zamknięty", czyli mechanizm wykorzystywania środków publicznych, urzędów i pracowników w kampanii wyborczej na rzecz partii rządzącej. Mówił, że Krajowa Administracja Skarbowa (KAS) oszacowała wydatki ze środków publicznych, które budzą wątpliwości i wymagają zbadania, na 100 miliardów złotych.
Gawkowski był pytany, jakie nieprawidłowości napotkał w Ministerstwie Cyfryzacji. - Wskazaliśmy kierunki dotyczące tego, jak te pieniądze mogły być przejadane, w zły sposób albo ich celowość wydawała się marna. Wydawane były środki finansowe na różnego rodzaju wydarzenia, które (...) mogły służyć promocji jakiegoś kandydata (PiS - red.) - mówił.
Gawkowski powiedział, że nie chce podawać przykładów, ale skierowano w tej sprawie dwa wnioski do prokuratury. - Wysłaliśmy dwa duże wnioski do prokuratury, ale jak one się będą broniły, to zależy od prokuratury - podkreślił wicepremier. Doprecyzował, że wnioski dotyczą okresu, kiedy resortem cyfryzacji kierował ówczesny premier Mateusz Morawiecki i wskazują, że jest przypuszczenie, że "poprzednicy mogli nadużywać uprawnień i upoważnień".
- Mało kto pamięta o tym, że Morawiecki był ministrem cyfryzacji, jednocześnie pełniąc funkcję prezesa Rady Ministrów, wskazywaliśmy te kierunki, gdzie wydaje nam się, że mogło dojść do naruszeń. (...) Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Mateusz Morawiecki, będąc premierem, nie miał czasu na zajmowanie się cyfryzacją - dodał.
"Pan Romanowski jest winny, jego czas nadejdzie"
Wicepremier mówił też o sprawie Marcina Romanowskiego. Wobec Romanowskiego, który był wiceministrem sprawiedliwości w rządzie Zjednoczonej Prawicy, prokuratura chce zastosować areszt na trzy miesiące. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa 16 lipca odmówił jednak aresztowania polityka ze względu na chroniący go immunitet Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.
- Nie ma żadnych wątpliwości co do winy i odpowiedzialności pana Romanowskiego. Są zeznania, są taśmy, są podpisywane dokumenty - mówił Gawkowski.
- To, ile ta sprawa trwa i jak wygląda proces w tej sprawie (...) też świadczy o tym, jaka jest różnica pomiędzy tą władzą i poprzednią władzą. Nikt nie wykonuje telefonu do prokuratora kierującego albo sędziego i nie mówi: macie zrobić tak, żeby wyrok był taki, jak oczekuje władza - tłumaczył.
- Pan Romanowski jest winny, jego czas nadejdzie. Być może dzisiaj są opóźnienia organizacyjno-logistyczne w tym całym procesie. Chciałbym, żeby te rozliczenia przyszły jeszcze szybciej, niż przychodzą. Ale już dzisiaj, po tych zeznaniach, po tym wszystkim, co widzimy, widać wyraźnie - w PiS-ie była zorganizowana grupa przestępcza, która z Funduszu Sprawiedliwości ciągnęła wielką kasę. Nikt nie miał tam umiaru i za to przyjdzie rozliczenie, a jestem przekonany, że dla wielu osób przyjdzie też krata - dodał.
Spory w koalicji, akt o sztucznej inteligencji
O sporach wewnątrz koalicji rządzącej Gawkowski mówił: - Sprawy prawnoczłowiecze będą nas dzieliły. - W lewicowym DNA jest sprawa wsparcia dla kobiet, związków partnerskich, otwartości na różnego rodzaju mniejszości. My będziemy o tym mówili - dodał. Zapewnił jednak, że "koalicja trwa i będzie trwała, bo została dopięta i przygotowana na cztery lata".
Krzysztof Gawkowski powiedział też, że trwają prace nad ustawą dotyczącą sztucznej inteligencji.
- Akt o sztucznej inteligencji jest jednym z najważniejszych elementów budowania odpowiedzialności, żeby człowiek nie pogubił się w nowej technologii i żeby sztuczna inteligencja nie zaczęła decydować za człowieka, jeżeli chodzi między innymi o biometrię - powiedział wiceminister. Z drugiej strony - według szefa Ministerstwa Cyfryzacji - należy "przyspieszyć procesy", które pomogą na wykorzystywanie sztucznej inteligencji w medycynie czy sądownictwie. Dodał, że ustawa jest już na etapie konsultacji.
Jak zablokować dzieciom strony z pornografią?
Pytany, jak idą postępy w weryfikowaniu wieku osób, które chcą mieć dostęp do stron z pornografią, Gawkowski powiedział, że "koncepcja jest taka, żebyśmy wiedzieli, kto jest po drugiej stronie, po identyfikacji swoim dokumentem".
- Ci, którzy będą chcieli korzystać z pornografii, będą weryfikowani. Taka jest koncepcja. Jaka ona będzie ostatecznie, to zobaczymy w drugiej połowie tego roku. (...) Współpracujemy z organizacjami społecznymi i "pozarządówką", która się tym opiekuje przez lata, żeby wypracować taki mechanizm, który z jednej strony nie będzie wskazywał, że kogoś szpiegujemy, (...) ale z drugiej strony chronimy dziecko. Dlatego to nie jest łatwy proces - tłumaczył.
Źródło: TVN24