Gdyby popłynęły sygnały, że polscy sędziowie w skupieniu zastanawiają się co zrobić, żeby ich praca była lepiej oceniana, lepiej zorganizowania i żeby mieli większe uznanie w opinii publicznej, ten kongres pełniłby bardzo ważne zadanie - powiedział w "Faktach po Faktach" były premier Leszek Miller.
Ponad 1000 sędziów z całego kraju zebrało się na Nadzwyczajnym Kongresie Sędziów Polskich w sobotę. W przyjętych uchwałach wezwali m.in. do przekazania nadzoru administracyjnego nad sądami I prezesowi SN. Wyrazili też sprzeciw wobec "arbitralnej odmowy" powołania przez prezydenta kandydatów na sędziów przedstawionych przez Krajową Radę Sądownictwa oraz wezwali do "poszanowania wyroków Trybunału Konstytucyjnego i ich publikowania". Na Kongresie nie pojawili się m.in. zaproszeni prezydent Andrzej Duda, premier Beata Szydło, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
- To niedobrze, że żaden z szacownych zaproszonych gości nie przybył. Nikomu korona z głowy by nie spadła. Zwłaszcza mam na myśli szefa resortu sprawiedliwości, czy jego współpracowników. Przecież, żeby wziąć udział w tego rodzaju zebraniu niekoniecznie trzeba podzielać poglądy tych, którzy je artykułują - skomentował Leszek Miller. Jego zdaniem, "zwłaszcza jedna z przyjętych uchwał dotycząca spraw korporacji sędziów, prawników powinna stać się przedmiotem poważnej analizy resortu sprawiedliwości". - Tam są różne uwagi, nad którymi warto się zastanowić - dodał.
"Uwag jest mnóstwo"
Natomiast - jak zwrócił uwagę Miller - takich akcentów było za mało. Spodziewał się, że "kongres będzie w przytłaczającej mierze koncentrował się na kwestiach działania sądów, bo uwag jest mnóstwo"
- Niedawno jeszcze byłem posłem i jak sobie przypominam interwencje w moim biurze poselskim, to 60 procent stanowiły prośby o pomoc, albowiem ludzie uważali, że sądy działają opieszale, niesprawiedliwie - powiedział Miller.
Zaznaczył, że nie mógł nic w tej sprawie zrobić, bo władza nie może zastępować sądowniczej. - Ale gdyby popłynęły tego rodzaju sygnały, że polscy sędziowie w skupieniu zastanawiają się co zrobić, żeby ich praca była lepiej oceniana, lepiej zorganizowania i żeby mieli większe uznanie w opinii publicznej, ten kongres pełniłby bardzo ważne zadanie - ocenił były premier.
Pytany czy podpisałby się po wypowiedziami polityków PiS , którzy uważają, że sędziowie powinni się zająć sobą a nie polityką, powiedział, że to nie sprawa PiS-u, tak myślą ludzie.
Zwrócił uwagę na skandaliczne wyroki sądowe w sprawach reprywatyzacji. Dodał, że jest wrażenie, iż działały tu grupy interesu złożone z prawników, sędziów, prokuratorów, polityków.
"Zdaje się, że prezydent nie ma wyjścia"
Miller odnosząc się do kwestii reprywatyzacji w Warszawie, powiedział, że sprawa zwrotu działki na Placu Defilad (dawny adres Chmielna 70) jest w szczególności bulwersująca.
Ocenił, że nawet jeśli prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz nie ponosi odpowiedzialności karnej, to na pewno ponosi odpowiedzialność polityczną.
Pytany, czy powinna podać się do dymisji, odparł, że nie chce niczego przesądzać, czy doradzać, ale - jak dodał - "zdaje się, że prezydent nie ma wyjścia".
- Jeżeli mówi, że nic nie wiedziała o tych patologiach, to łatwo jej zarzucić, że nie wykonywała obowiązków nadzorczych w wystarczającym stopniu. Jeżeli zaś mówi, że coś wiedziała, ale nie była pewna, to samo - zwrócił uwagę Miller. Dodał, że dobrego wyjścia z tej sytuacji nie ma.
- Jest tylko pytanie, co jej zaplecze polityczne na to. Czy Grzegorz Schetyna i jego koledzy są zainteresowani dymisją pani Gronkiewicz-Waltz, czy też nie są - dodał Miller.
"Brexit ożywił rozmaite upiory i właśnie widzimy skutki"
Były premier odniósł się również w "Faktach po Faktach" do polecenia premier Beaty Szydło, by trzech ministrów: spraw zagranicznych, spraw wewnętrznych i administracji oraz sprawiedliwości udało się pilnie do Londynu w "związku z incydentami, do których doszło w ostatnim czasie, i które skierowane były przeciwko polskim obywatelom na Wyspach". O decyzji poinformowano po doniesieniach o kolejnym ataku na Polaków w brytyjskim Harlow.
Miller nie sądzi, żeby taki kilkuosobowy oddział cokolwiek osiągnął. - Przecież to, czy dalej będą się powtarzały tego typu incydenty nie zależy od liczby polskich ministrów, którzy odwiedzą Wielką Brytanię, tylko od tego jak sami wyspiarze, a zwłaszcza rząd jej królewskiej mości będzie starał się oddziaływać na swoich obywateli, aby do takich aktów przemocy nie dochodziło - dodał.
Powiedział, że rząd Wielkiej Brytanii zdaje sobie sprawę z tego, jakie tego rodzaju incydenty wywołują konsekwencje. Zdaniem Millera, to ma niewątpliwie związek z Brexitem. - Po referendum i znanym wyniku uaktywniły się siły, które krzyczą: Brytania dla Brytyjczyków. Tak samo jak są w Polsce siły, które mówią: Polska dla Polaków. To wspólny mianownik tych zachowań - dodał. - Brexit ożywił rozmaite upiory i właśnie skutki działań tych upiorów widzimy - ocenił Miller.
Autor: js//gak / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24