Migranci na granicy polsko-białoruskiej. Policjanci rozbili dodatkowe namioty

Trudna sytuacja uchodźców na granicy polsko-białoruskiej
Źródło: TVN24

Polskie służby mundurowe - Straż Graniczna, wojsko i policja - które pilnują granicy z Białorusią na wysokości wsi Usnarz Górny (Podlaskie) i zabezpieczają miejsce, gdzie od kilkunastu dni koczują migranci, utworzyły swoje miasteczko namiotowe. Zasłania ono częściowo teren, gdzie jest grupa cudzoziemców.

Na wysokości Usnarz Górny przy granicy z Białorusią rozbito dwa duże namioty policyjne, stanęły też przenośne toalety - wszystko tuż przy pasie granicznym, więc w odległości kilkuset metrów od miejsca, gdzie są dziennikarze i wolontariusze organizacji, które działają na rzecz uchodźców.

OGLĄDAJ NA ŻYWO W TVN24 GO

Zza samochodów i namiotów nie widać, ilu funkcjonariuszy Straży Granicznej i żołnierzy jest na jednej zmianie i czy w ogóle takie zmiany mają miejsce. Widać za to ruch wśród policjantów, bo to oni zabezpieczają wejście na łąkę, za którą jest teren z samochodami służb i pasem granicznym.

Policjanci stoją nieruchomo za taśmą odgradzającą ten teren - ustawieni są co kilka-kilkanaście metrów, zmieniają się co godzinę-półtorej. Po skończonej całej zmianie są odwożeni samochodami terenowymi policji do Usnarza Górnego, stamtąd odjeżdżają większymi pojazdami.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: EUROPEJSKI TRYBUNAŁ PRAW CZŁOWIEKA WZYWA POLSKĘ DO POMOCY UCHODŹCOM

Służby nie zezwalają na przekazanie pomocy migrantom

Namiotów uchodźców nie widać, trudno też policzyć, ile ich jest obecnie. Kiedy w czwartek przed południem samochody polskich służb nie odgrodziły tego miejsca od widoku ze strony Usnarza Górnego, było widać trzy nieduże namioty. Polska Straż Graniczna mówi o grupie 24 osób lub nieco większej, fundacja Ocalenie - w oparciu o komunikację z tą grupą - o 32 osobach.

Około dziesięciu namiotów różnej wielkości rozbili wolontariusze, głównie osoby działające lub współpracujące z fundacją Ocalenie. W czwartek, gdy przez kilka godzin padał deszcz i było niecałe 15 stopni Celsjusza, było tam dość cicho i spokojnie. Głośniej robiło się, gdy tłumaczki kontaktowały się z uchodźcami przez megafon. Rano rozmawiały z nimi o stanie zdrowia i jedzeniu, po południu sprawdzały dane personalne.

Polska uważa, że odpowiedzialność za sytuację uchodźców ponosi Białoruś. Służby mundurowe pilnujące grupy nie zezwalają na przekazanie jej pomocy bezpośrednio z polskiej strony, np. przez wolontariuszy Ocalenia. W czwartek taką odpowiedź odmowną dostali też duchowni, którzy przywieźli do Usnarza Górnego leki, wodę i suchy prowiant. Jak mówili, od dowodzącego, z którym rozmawiali na miejscu, usłyszeli, że takie są rozkazy.

Czytaj także: