Polskie służby mundurowe - Straż Graniczna, wojsko i policja - które pilnują granicy z Białorusią na wysokości wsi Usnarz Górny (Podlaskie) i zabezpieczają miejsce, gdzie od kilkunastu dni koczują migranci, utworzyły swoje miasteczko namiotowe. Zasłania ono częściowo teren, gdzie jest grupa cudzoziemców.
Na wysokości Usnarz Górny przy granicy z Białorusią rozbito dwa duże namioty policyjne, stanęły też przenośne toalety - wszystko tuż przy pasie granicznym, więc w odległości kilkuset metrów od miejsca, gdzie są dziennikarze i wolontariusze organizacji, które działają na rzecz uchodźców.
Zza samochodów i namiotów nie widać, ilu funkcjonariuszy Straży Granicznej i żołnierzy jest na jednej zmianie i czy w ogóle takie zmiany mają miejsce. Widać za to ruch wśród policjantów, bo to oni zabezpieczają wejście na łąkę, za którą jest teren z samochodami służb i pasem granicznym.
Policjanci stoją nieruchomo za taśmą odgradzającą ten teren - ustawieni są co kilka-kilkanaście metrów, zmieniają się co godzinę-półtorej. Po skończonej całej zmianie są odwożeni samochodami terenowymi policji do Usnarza Górnego, stamtąd odjeżdżają większymi pojazdami.
Służby nie zezwalają na przekazanie pomocy migrantom
Namiotów uchodźców nie widać, trudno też policzyć, ile ich jest obecnie. Kiedy w czwartek przed południem samochody polskich służb nie odgrodziły tego miejsca od widoku ze strony Usnarza Górnego, było widać trzy nieduże namioty. Polska Straż Graniczna mówi o grupie 24 osób lub nieco większej, fundacja Ocalenie - w oparciu o komunikację z tą grupą - o 32 osobach.
Około dziesięciu namiotów różnej wielkości rozbili wolontariusze, głównie osoby działające lub współpracujące z fundacją Ocalenie. W czwartek, gdy przez kilka godzin padał deszcz i było niecałe 15 stopni Celsjusza, było tam dość cicho i spokojnie. Głośniej robiło się, gdy tłumaczki kontaktowały się z uchodźcami przez megafon. Rano rozmawiały z nimi o stanie zdrowia i jedzeniu, po południu sprawdzały dane personalne.
Polska uważa, że odpowiedzialność za sytuację uchodźców ponosi Białoruś. Służby mundurowe pilnujące grupy nie zezwalają na przekazanie jej pomocy bezpośrednio z polskiej strony, np. przez wolontariuszy Ocalenia. W czwartek taką odpowiedź odmowną dostali też duchowni, którzy przywieźli do Usnarza Górnego leki, wodę i suchy prowiant. Jak mówili, od dowodzącego, z którym rozmawiali na miejscu, usłyszeli, że takie są rozkazy.
Źródło: PAP