Hospicjum dla dzieci, które jeszcze nie przyszły na świat. Mają tak poważne wady, że mimo wysiłków lekarzy, po urodzeniu nie mają szansy na długie życie. Ich rodzice dostają w tym hospicjium wsparcie i szansę na to, by pierwsze i ostatnie chwile z dzieckiem spędzić w przyjaznym otoczeniu.
Joanna Kozińska, jedna z pacjentek łódzkiego hospicjum perinatalnego (dla nieuleczalnie chorych dzieci, które jeszcze nie przyszły na świat) urodziła Mieszka. Lekarze zrobili dla nich wyjątek: przy cięciu cesarskim, na sali operacyjnej mógł być obecny ojciec dziecka. Tak na wszelki wypadek, gdyby trzeba było od razu się pożegnać z synem. - Druga rzecz, że może też być na sali ksiądz, który dziecko ochrzci, bo nie wiedzieliśmy ile Mieszko jeszcze przeżyje. Cały czas modliłam się, żeby urodził się żywy, ale do końca nie wiedzieliśmy - mówiła Joanna Kozińska. Do tej myśli przygotowywała się od 12 tygodnia ciąży, syn miał na tyle poważną wadę, że mogli stracić go w każdym momencie. - Okazało się, że całą ciążę donosiłam, a nawet przenosiłam w sumie. Myślę, że on wiedział, że chciał jak najdłużej ze mną zostać - powiedziała.
Hospicjum dla nieuleczalnie chorych dzieci
Nie chciała przerywać ciąży, chociaż zgodnie z prawem mogła. Trafiła pod opiekę fundacji Gajusz, która prowadzi w Łodzi dziecięce hospicjum, a teraz także hospicjum perinatalne. Hospicjum perinatalne włącza się w opiekę przedurodzeniową w momencie, kiedy mama dowiaduje się, że ma niepomyślną diagnozę, że urodzi ciężko chore dziecko. Po porodzie na dzieci czeka też miejsce w hospicjum. Ale na początku najważniejsze jest wsparcie psychologiczne rodziców i pomoc medyczna dla ciężarnej. - Panie, które mają rozpoznanie, mogą tutaj być monitorowane przez lekarza ginekologa i lekarza genetyka klinicznego, czyli wykonujemy tzw. usg genetyczne płodu - powiedziała dr Aleksandra Korzeniewska-Eksterowicz z Centrum Opieki Paliatywnej Fundacji Gajusz.
Pomoc także w sprawach organizacyjnych
Pomagają także w kwestiach organizacyjnych przy samym porodzie. Pierwszego chrztu "z wody" Mieszkowi, jeszcze na sali operacyjnej, udzielił właśnie kapelan z hospicjum. Potem był ten chrzest właściwy na oddziale neonatologii, już z rodzicami chrzestnymi i dziadkami. - A później trochę zmęczony już Mieszko przyjechał na jakieś 10 minut do mnie. No i po raz pierwszy mogłam go tak dokładnie zobaczyć, przytulić - powiedziała Kozińska Fundacja Gajusz przekonała też panią Joanne, by przy jej spotkaniu z synem obecny był fotograf. Na początku była sceptyczna. - Ja ze względu na znieczulenie, na nerwy, na emocje, ja po prostu niczego nie pamiętałam i tak naprawdę te wspomnienia, te moje minuty z Mieszkiem, odtwarzam właśnie z tych zdjęć - mówiła Joanna Kozińska. Mieszko żył tylko jedną dobę. Moment jego powitania na świecie był zarazem pożegnaniem. Ale jego rodzice mówią, że to jedno z piękniejszych doświadczeń w ich życiu.
Autor: kło//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24