Identyczne mieszkania w Olsztynie mają różne metraże. Wszystko dlatego, że spółdzielnia z sobie tylko znanych powodów, w jednych lokalach wlicza do powierzchni grubość tynku, a w innych nie. I zapewnia, że wszystko jest "zgodne z prawem". Różnice dochodzą do trzech metrów kwadratowych, choć tynkarze twierdzą, że to praktycznie niemożliwe. Realna jest jednak zmiana czynszu.
Zupełnie niepostrzeżenie mieszkanie pani Łucji Gajdzis przez lata kurczyło się, a potem rozszerzało. Raz miało powierzchnię 51 m kw, kiedy indziej cztery metry mniej, by potem znów wrócić do swojego pierwotnego rozmiaru.
Skąd różnice w powierzchni mieszkania? Otóż gdy w latach 60-tych budowano blok, zgodnie z projektem mieszkanie miało mieć 51 m kw. Blok zbudowano, a w dokumentach została taka właśnie powierzchnia.
Ale w połowie lat 90-tych mieszkanie pani Łucji zostało zmierzone profesjonalnie, w obecności specjalnej komisji. Okazało się, że lokal jest mniejszy niż w dokumentach i na rachunkach za czynsz. Spółdzielnia mieszkaniowa zmieniła więc zapis w dokumentacji i zaczęła naliczać mniejszy czynsz - za mieszkanie niespełna 47-metrowe. Ale do czasu. W 2000 roku na rachunkach znów pojawiła się powierzchnia 51 m kw. I wyższy czynsz.
Jerzy Okulicz, prezes olsztyńskiej spółdzielni mieszkaniowej pytany o taki obrót sprawy mówi reporterowi programu "Prosto z Polski", że "kompletnie nie rozumie spółdzielczości".
"Mierzono tak, jak stanowiło prawo"
Okazuje się, że nie tylko mieszkanie pani Łucji jest większe na papierze niż w rzeczywistości. Pani Halina Chrostek zorientowała się w różnicy, gdy jej mieszkanie zalał sąsiad. - Przyszła firma ubezpieczeniowa, zmierzyła i mówi: Pani nie ma tyle co tu w akcie notarialnym. Skąd tyle metrów - opowiada pani Halina.
Odpowiedzi należy szukać w uchwale podjętej przez spółdzielnię w 2000 roku. Wg informacji, które mieszkańcy wtedy dostali, w starych blokach powierzchnię oblicza się bez tynku na ścianie, a w nowych już z tynkiem.
Ponownie pytany o tę sprawę prezes Okulicz ponownie ma krótką odpowiedź: - Mierzono tak, jak stanowiło prawo.
Musiałoby być "dochlapywane na dwa razy"
A jak prawo ma się do rzeczywistości? Jak twierdzi tynkarz Tomasz Furmański, żeby mówić o takiej różnicy w powierzchni, trzeba by było kłaść cztery lub pięć razy więcej tynku niż się robi zazwyczaj. - Chyba że ściany już byłyby tak krzywe, że "dochlapywane na dwa razy" - mówi.
Pani Łucja jako jedyna postanowiła walczyć w sądzie. Mimo, że ma 80 lat nie brakowało jej energii, by przed sądem walczyć samotnie, bez adwokata. Jak twierdzi, mogła źle sformułować pozew i poprzednią sprawę oddalono. Teraz przy pomocy innych skierowała ją ponownie. Ale walczyć i tak będzie bez adwokata. - Chodzi o zasadę. Nie można w ten sposób robić wolnej amerykanki - twierdzi.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24