Premier Mateusz Morawiecki, odnosząc się do ustaleń TVN24 i tvn24.pl co do sprzedaży działki, która należała do jego żony, powiedział, że "pewne rzeczy trzeba sprostować". Przekonywał, że zarówno zakup, jak i sprzedaż odbyły się po cenie rynkowej. Jeden ze współautorów artykułu na ten temat, Grzegorz Łakomski z tvn24.pl powiedział, że słowa premiera "można nazwać mydleniem oczu". Podkreślał, że niezaprzeczalne fakty są takie, że działka została kupiona przez państwa Morawieckich za 700 tysięcy złotych w 2002 roku, a została sprzedana za prawie 15 milionów złotych w sierpniu tego roku.
Podczas poniedziałkowej konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki został zapytany o ustalenia TVN24 i tvn24.pl dotyczące tego, że jego żona, Iwona Morawiecka, zarobiła ponad 14 milionów złotych na sprzedaży działek we Wrocławiu, które razem z mężem kupili w 2002 roku za 700 tysięcy złotych. Oznacza to, że przebicie było dwudziestokrotne.
- Trzeba sprostować pewne rzeczy, które podała stacja TVN. Po pierwsze, aby móc dysponować całą działką, mniej więcej po 10 latach, czyli około 10 lat temu, wykupione zostało 25 procent całej tej działki. W związku z tym łączna suma to około trzy miliony, więc nie dwudziestokrotność - powiedział premier. - Łatwo sobie policzyć, jaka była wartość tej transakcji - dodał.
- Jednocześnie trzeba podkreślić, że i wówczas zakup odbył się po cenie rynkowej - na co są stosowne dokumenty, wyceny biegłych - jak również sprzedaż odbyła się po cenie rynkowej, co także jest potwierdzone wyceną biegłych - mówił dalej Morawiecki.
- Zobowiązania, które moja żona podjęła jakieś 2,5 roku temu, zostały wszystkie wykonane zgodnie z obietnicą. Wszelkie powierzchnie, które będą potrzebne miastu na drogi, jak miasto się określi, które potrzebuje, będzie potrzebowało, zostaną przekazane w sposób bezpłatny za symboliczną złotówkę - zapewniał szef rządu.
Grzegorz Łakomski: to, co powiedział premier, można nazwać mydleniem oczu
Do tych słów premiera odniósł się w TVN24 Grzegorz Łakomski, jeden z autorów tekstu o sprzedaży działki.
- To, co powiedział premier, jest nie do końca jasne. Fakty są takie: działka została kupiona przez państwa Morawieckich za 700 tysięcy złotych w 2002 roku. Została sprzedana - jak ustaliliśmy - za prawie 15 milionów złotych w sierpniu tego roku. W międzyczasie, co opisały już media, część działki została sprzedana za 190 tysięcy - mówił.
- Po czym Iwona Morawiecka, bo już wtedy ona była właścicielką, odkupiła tę samą część działki za 1 milion 900 tysięcy - kontynuował Łakomski.
Jak to się ma do wyliczeń, które zaprezentował szef rządu? Jeżeli dodamy do siebie 700 tysięcy, za które Morawieccy pierwotnie kupili działkę, do 1,9 miliona złotych, za które Morawiecka odkupiła później część działki, to otrzymujemy kwotę 2,6 miliona złotych. To prawdopodobnie w tym kontekście - zaokrąglając liczbę - premier mówił o trzech milionach.
- Natomiast to, co powiedział premier, można nazwać mydleniem oczu. Działka została kupiona za 700 tysięcy i to jest fakt niezaprzeczalny - podkreślił Grzegorz Łakomski. - Poprosiliśmy służby prasowe premiera o odniesienie się do tej sprawy i nie dostaliśmy odpowiedzi - dodał.
Część działki sprzedana za 190 tysięcy, odkupiona za 1,9 miliona
Sprawy finansowych operacji związanych z działkami Morawieckich opisywał Jacek Harłukowicz z "Gazety Wyborczej".
Informował też, że część działki Morawiecki sprzedał później za 190 tysięcy biznesmenowi Bogdanowi Szagdajowi. Zastanawiał się również, jak to możliwe, że potem ten sam kawałek odkupił z dziesięciokrotnym przebiciem - za 1,9 miliona złotych. "Dlaczego Mateusz Morawiecki odsprzedał część działki kupionej po okazyjnej cenie od Kościoła i odkupił ją potem, płacąc aż dziesięć razy więcej? Ani dzisiejszy premier, ani jego znajomi nie chcą o tym rozmawiać" - pisał Harłukowicz w czerwcu 2019 roku.
Ponadto "Wyborcza" pisała, że 700 tysięcy złotych, za jakie w 2002 roku Morawieccy kupili działkę, "to kilkakrotnie mniej niż realna wartość gruntu, która wynosi 4 mln zł".
Zapowiedź Iwony Morawieckiej
W 2019 roku w reakcji na publikację "Gazety Wyborczej" żona szefa rządu wydała oświadczenie, w którym zapowiedziała, że w związku - jak przekazała - z "kłamliwymi pomówieniami" z artykułu "GW" kieruje "sprawę na drogę sądową".
"Ponadto oświadczam, że w przypadku przystąpienia przez Gminę Wrocław do budowy dróg, ujętych w PZP [planie zagospodarowania przestrzennego - przyp. red.] dla tego rejonu i przebiegających przez działkę, która jest obecnie moją własnością, a od 2002 r. była współwłasnością, dokonam sprzedaży wszelkich wyodrębnionych terenów po cenie zakupu wynikającej z aktów notarialnych z uwzględnieniem inflacji" - zapowiedziała żona szefa rządu.
"Deklaruję również, że całą otrzymaną kwotę od Gminy Wrocław przeznaczę na cele charytatywne" - dodała. Taki scenariusz się zatem nie spełni.
Gdyby planowana droga faktycznie powstała, to wartość nieruchomości by wzrosła, zwłaszcza gdyby działka została podzielona na części, co mogłoby dać większe możliwości inwestycyjne.
Trybunał Konstytucyjny zakwestionował ustawę o jawności majątków
Po publikacji artykułu "GW" premier mówił, że z żoną "absolutnie nie mają nic do ukrycia". - Bardzo chętnie przywitałbym też takie zmiany, takie regulacje, żeby cały majątek, również współmałżonków, był prezentowany - powiedział wówczas na konferencji prasowej. Rząd zapowiedział przyjęcie przepisów, które miały zapewnić jawność majątków rodzin polityków.
We wrześniu 2019 roku została uchwalona ustawa w sprawie jawności majątku rodzin najważniejszych urzędników państwowych. Jej zapisy mówiły, że premier, ministrowie, posłowie, europosłowie, senatorowie, prezesi Trybunału Konstytucyjnego, Naczelnego Sądu Administracyjnego i Sądu Najwyższego, a także osoby stojące na czele innych instytucji państwowych będą zobowiązani do umieszczania w oświadczeniu majątkowym informacji o majątku osobistym małżonków, dzieci i osób pozostających we wspólnym pożyciu.
Jednak ustawa nie weszła w życie. W październiku 2021 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł, że jest ona niezgodna z konstytucją. Wniosek o zbadanie ustawy skierował do TK prezydent Andrzej Duda wkrótce po jej uchwaleniu. Jak mówił wtedy ówczesny jego rzecznik Błażej Spychalski, prezydent w pełni popiera ideę samej ustawy, natomiast chciał się upewnić, czy nie ma nawet najmniejszych wątpliwości prawnych co do jej wprowadzenia.
Według TK ujawnianie sytuacji majątkowej dzieci funkcjonariuszy publicznych narusza prywatność, cześć i dobre imię, a sporny mechanizm ujawniania majątku osłabiałby też więzi rodzinne i mógłby prowadzić do konfliktów wśród najbliższych. Zdaniem Trybunału Konstytucyjnego zakwestionowane przepisy są nierozerwalnie związane z całą ustawą, a prezydent ma obowiązek odmowy podpisania tej ustawy, co w konsekwencji oznacza zakończenie procesu legislacyjnego w tej sprawie.
Źródło: TVN24, tvn24.pl, Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24