- W sprawie podróży do Madrytu zrobiłem wszystko zgodnie z prawem - zapewniał w "Faktach po Faktach" Mariusz A. Kamiński. - Zgodnie z przepisami, poseł biorąc ekwiwalent, ma skutecznie dotrzeć do celu - przekonywał były poseł PiS, usiłując wytłumaczyć w ten sposób fakt, że mimo pobrania ekwiwalentu za bilet LOT, poleciał wraz z kolegami tanimi liniami. Dopytywany o to, czy nie uważa, że zachował się nieuczciwie, konsekwentnie unikał odpowiedzi.
Adam Hofman, Adam Rogacki i Mariusz A. Kamiński wyjaśniali m.in., że w przypadku wyjazdów zagranicznych posłów nie obowiązuje tzw. kilometrówka, a poseł może skorzystać z biletu lotniczego zakupionego przez Kancelarię Sejmu albo odebrać jego równowartość i udać się takim środkiem transportu, jakim tylko będzie chciał, bo najważniejsze jest, żeby "skutecznie dojechać na miejsce". Kancelaria Sejmu nie zgadza się jednak z taką interpretacją przepisów.
- Każdy ma prawo do obrony, więc też się bronimy - wyjaśniał w "Faktach po Faktach" Mariusz A. Kamiński.
- Nie damy sobie wmówić, że popełniliśmy rażące błędy, bo tak nie było. Doszło do linczu medialnego, wylano na nas kubeł pomyj - przekonywał.
"To nie jest kwestia posłów, co się wypełnia"
Trzej byli już posłowie PiS pod koniec października wybrali się służbowo do Madrytu. Polecili tanimi liniami lotniczymi, mimo iż zadeklarowali, że w podróż udali się samochodem. Kamiński wielokrotnie pytany w "Faktach po Faktach" o to, czy nie uważa, że takie zachowanie jest nieuczciwe, unikał bezpośredniej odpowiedzi. Zamiast tego zasłaniał się przepisami.
- Zgodnie przepisami, poseł biorąc ekwiwalent, ma skutecznie dotrzeć do celu - podkreślił Kamiński w "Faktach po Faktach". - Otrzymaliśmy równowartość biletu lotniczego, którego ceny ustala Kancelaria Sejmu i LOT - wyjaśnił.
Były poseł PiS przekonywał, że wypełnił kartę podróży samochodem, bo Kancelaria Sejmu nie dysponuje innymi drukami. - To nie jest kwestia posłów, co się wypełnia, tylko marszałka Sejmu - stwierdził i po raz kolejny podkreślił, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem.
"Chciałem być elastyczny"
Kamiński zapytany o to, dlaczego po prostu nie zadzwonił do Kancelarii Sejmu i nie poprosił o zamówienie biletu lotniczego odparł, że chciał "być elastyczny".
- Był gorący okres kampanii wyborczej. Decyzję o tym, kiedy ma być wyjazd, podjąłem w ostatniej chwili. I napisałem o tym marszałkowi Sejmu, zrobiłem wszystko w zgodzie z przepisami prawa - przekonywał znów powołując się na przepisy.
Kamiński argumentował, że nie jest winą posłów, iż wartość ekwiwalentu wyliczana jest na podstawie tak wysokich cen.
- Pan uważa, że to uczciwe, że bierze się 3300 zł, kupuje się bilet za 500 zł, a reszta zostaje w kieszeni? - dopytywał prowadzący rozmowę Kamil Durczok.
- Bardzo bym chciał, żeby Kancelaria Sejmu tak oszczędzała i potrafiła kupić bilet np. tanich linii lotniczych - odpowiedział były poseł PiS.
"Wiedzieliśmy, że doszło do pewnego incydentu"
Kamiński zapewnił, że z poprzednich delegacji nie zostały mu nigdy żadne pieniądze. Przypomniał, że pieniądze z wyjazdu madryckiego zdecydował się zwrócić.
- Wiedzieliśmy, że doszło do pewnego incydentu (na pokładzie samolotu, z udziałem żon polityków - red.). Wiedzieliśmy, że jest gorący okres kampanii wyborczej. Wiedzieliśmy, że będzie to wykorzystane przeciwko Prawu i Sprawiedliwości - wytłumaczył. Jak dodał, oddając pieniądze, chciał uciąć wszelkie spekulacje.
- To była nasza decyzja. Chcieliśmy też chronić nasze żony i rodziny - zaznaczył.
Były poseł PiS zapowiedział kroki prawne wobec wszystkich, którzy jego zdaniem naruszyli jego dobre imię. Zapytany o to, czy będzie się starał o powrót do PiS, odpowiedział, że w pierwszej kolejności będzie starał się "oczyścić z zarzutów".
Autor: kg//gak/kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24