Marian Turski nie żyje - podało w komunikacie Muzeum POLIN. Był historykiem, dziennikarzem i jednym z ocalałych z Auschwitz oraz członkiem Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej. Miał 98 lat. "Marianie, Twoje muzeum opłakuje Cię i żegna. Mieliśmy w Tobie oparcie, trudno uwierzyć, że już nigdy Twój palec nie wytyczy szlaku, po którym będziemy zmierzać, ufni, że to najlepsza dla nas droga" - napisał w pożegnaniu Zygmunt Stępiński.
"Zmarł Marian Turski, przyjaciel i współzałożyciel Muzeum POLIN" - napisało muzeum we wtorkowym komunikacie wystosowanym przez dyrektora Muzeum POLIN Zygmunta Stępińskiego.
"Znałem Go osobiście od 5 dekad. Nie zawsze staliśmy po jednej stronie politycznej barykady. Ale Marian należał do grona tych, o których po latach można mówić za Bartoszewskim (przyjaźnili się, oczywiście) – 'zachowywał się przyzwoicie'. Sam żałował niektórych swoich wyborów, najbardziej pewnie młodzieńczej ślepej wiary w komunizm, lewicowcem pozostał jednak do końca swoich dni" - czytamy.
Jak zaznaczył, Turski "nie wygumkowywał" ze swojego życiorysu faktów z perspektywy czasu niewygodnych. "Lecz jak każdy porządny historyk chciał zwrócić uwagę na całość, a nie tylko fragment. Jego życie – od wczesnego dzieciństwa przez cudem przetrwaną Zagładę, zaangażowanie w komunizm i nim rozczarowanie, wreszcie pracę dla i na rzecz społeczności żydowskiej w Polsce, budowanie porozumienia z Polakami i dążenie do pojednania z Niemcami – to wszystko był pewien proces, w którym każdy etap był po coś" - podkreślił Stępiński.
"Marian, człowiek drobny i delikatny (jakże by się na te słowa oburzył!) został międzynarodowym autorytetem dla prezydentów, koronowanych głów i najwybitniejszych intelektualistów naszych czasów (z którymi utrzymywał kontakt i zupełnie pozaprotokolarne relacje) nie przez przypadek. Marian WIEDZIAŁ, ponieważ tyle i w taki właśnie sposób przeżył. Cechowała Go mądrość uczestnika, nie komentatora, choć potrafił też myśleć szeroko, bez narzucania własnej perspektywy. Umiał nie tylko wspaniale mówić, ale naprawdę z uwagą słuchał" - zauważył dyrektor POLIN.
"Marianie, Twoje muzeum opłakuje Cię i żegna. Mieliśmy w Tobie oparcie, trudno uwierzyć, że już nigdy Twój palec nie wytyczy szlaku, po którym będziemy zmierzać, ufni, że to najlepsza dla nas droga. Zostawiasz po sobie wielką spuściznę intelektualną, zostawiasz muzeum, które pomagałeś stworzyć i któremu do ostatnich chwil poświęcałeś zaangażowanie, czas i energię. Energię, która wydawała się niespożyta" - czytamy. Zapewnił też: "Nie będziemy obojętni".
Trafił do Auschwitz z łódzkiego getta
Marian Turski urodził się 26 czerwca 1926 roku w Druskiennikach w rodzinie polskich Żydów. Po wybuchu wojny wraz z rodziną znalazł się w getcie łódzkim. Jego bliscy zostali wywiezieni do Auschwitz. Mariana Turskiego w pewnym stopniu chronili przyjaciele z podziemnej organizacji Lewica Związkowa, do której należał. Został deportowany dopiero w sierpniu 1944 roku, jednym z ostatnich transportów do Auschwitz z łódzkiego getta.
W styczniu 1945 roku przeżył Marsz Śmierci do Buchenwaldu, a w kwietniu, gdy do obozu zbliżały się wojska amerykańskie, drugi marsz do Theresienstadt. Tam, chory na tyfus, doczekał wyzwolenia przez wojska sowieckie. Po wojnie zamieszkał w Warszawie. Od 1945 roku działał w młodzieżowej organizacji PPR, a następnie pracował w wydziale prasy PZPR. Od 1958 roku kierował działem historycznym tygodnika "Polityka". Turski był członkiem Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej, organu doradczego premiera RP w sprawach ochrony i zagospodarowania terenów byłego obozu Auschwitz oraz innych miejsc zagłady leżących w granicach Polski.
"Myśmy byli przekonani, że ma jakąś specjalną umowę ze śmiercią"
Turskiego wspominał na antenie TVN24 Jerzy Baczyński, redaktor naczelny tygodnika "Polityka". Jak mówił, przepracowali razem wiele dekad. - Marian nieprzerwanie od 1958 roku był szefem działu historii "Polityki" - mówił. Dodał, że stale aktywnie brał udział w kolegiach dziennikarskich gazety. - Nie było go z nami tylko przez ostatnie 2-3 tygodnie. Marian czuł się słabo tak gdzieś na początku roku, ale myśmy byli przekonani, że ma jakąś specjalną umowę ze śmiercią - powiedział.
- Byliśmy świadomi, ile ma lat, ale był z twarzy, z energii, zachowania, intelektu młodszy o kilkadziesiąt lat - dodał.
Baczyński mówił, że Turskiemu zależało, aby wziąć udział w obchodach 80. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz i tak się stało. - I to był też ten ostatni raz, kiedy go widziałem, bo już był bardzo słaby, on był po wielodniowej chorobie - mówił.
CZYTAJ: Trzy tysiące uczestników, w tym 50 ocalałych. Uroczystości 80. rocznicy wyzwolenia Auschwitz
Dziennikarz wspominał, że jego przekazem było to, że "nie wolno przegapić momentu, w którym przemoc zaczyna brać górę". -Przemoc między ludźmi, przemoc polityczna, przemoc werbalna - coś, co my dzisiaj nazywamy hejtem, a co ludzi zaraża, jak najcięższa infekcja - dodał.
- Dziełem życia Mariana było Muzeum POLIN. On pracował nad realizacją tego przez wiele lat, zbierał przyjaciół, fundusze, jeździł po całym świecie i chciał, żeby powstało muzeum, które nie będzie muzeum Holocaustu, ale muzeum historii Żydów polskich. On to nazwał "muzeum życia" - powiedział.
Piotr Wiślicki, przewodniczący zarządu Stowarzyszenia Żydowski Instytut Historyczny w Polsce i członek rady Muzeum POLIN, mówił, że żegnamy "wielkiego człowieka". - On był naszym drogowskazem. Wspaniały człowiek, dla mnie wspaniały nauczyciel. Jeden z najlepszych, a może najlepszy mój przyjaciel przez lata - powiedział.
Według niego Turski "to był człowiek, który po tak strasznych przejściach wojennych, bardzo trudnych powojennych, był jednak bardzo, bardzo radosną osobą". - Potrafił dawać z siebie taką ilość siły, energii i idei, że zarażał tym wszystkich naokoło - zaznaczył.
Wskazywał też, że "kalendarz miał wypełniony zupełnie". - On był właściwie wszędzie tam, gdzie go potrzebowano. Nigdy nie odmawiał, nigdy - dodał.
Wspominał, że historyk był schorowany, a "jednak zdecydował się, że pojedzie na uroczystość 80-lecia Auschwitz". - On nie był obojętny na żadną krzywdę. I uważał zawsze, że nie być obojętnym, znaczy nie być obojętnym dla każdego. I każdy powinien być dostrzegany - dodał.
"Przypominał, żeby nie być obojętnym. Nie będziemy. Obiecuję to Panu"
Premier Donald Tusk pożegnał Turskiego we wpisie na X. "Nie bądź obojętny. Te słowa Mariana Turskiego stały się dla nas mottem. XI Przykazaniem na te trudne czasy. Cześć Jego pamięci" - napisał.
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski napisał na X: "Marian Turski przeżył piekło obozu koncentracyjnego. A przez całe późniejsze życie zrobił wiele, żeby podobne piekło nigdy więcej się już nikomu nie przydarzyło. Przypominał, żeby nie być obojętnym".
"Nie będziemy. Obiecuję to Panu" - dodał. Wspominał też, że przy każdym spotkaniu Turski "był pełen energii". "Dziękuję za każde z nich, za każdą rozmowę" - napisał.
"Całe swoje życie poświęcił walce o pamięć i ludzką godność. Przestrzegał nas przed obojętnością, bagatelizowaniem przejawów antysemityzmu, ksenofobii i pogardy dla inności. Uczył, że historia nie jest tylko przeszłością – jest zobowiązaniem, by budować świat oparty na dialogu, empatii i wzajemnym szacunku" - napisał o Turskim na X minister sprawiedliwości i prokurator generalny Adam Bodnar.
"Dawał świadectwo do końca" - napisał natomiast marszałek Sejmu Szymon Hołownia.
"Bardzo smutna wiadomość, w którą trudno uwierzyć. Zmarł prof. Marian Turski, niezastąpiony autorytet, który przypominał nam w każdym swoim wystąpieniu, co jest w życiu najważniejsze. Jedenaste przykazanie, które skierował do całego świata, zostanie z nami na zawsze. Wielki żal" - stwierdziła marszałek Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska.
We wpisie na platformie X konto Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego napisało, że wiadomość o śmierci Turskiego, "świadka historii i jednego z ocalałych z Auschwitz, przyjęto z wielkim smutkiem". Podkreślono, że dziennikarz był "cenionym nauczycielem i publicystą, który przez całe życie przekazywał prawdę o dramacie Holokaustu, walcząc o pamięć o ofiarach i edukację przyszłych pokoleń".
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: M. Jaźwiecki / Muzeum Historii Żydów Polskich