Pewnie śmierć Wojciecha Pszoniaka spowodowała, że na kanale TVP Kultura pokazane zostało "Wesele" Wyspiańskiego. Szkoda, że z takiej smutnej okazji, ale dobrze, bo "Wesele" powinna publiczna telewizja pokazywać przynajmniej raz na miesiąc, bez żadnej okazji, jako materiał pomocniczy do przedmiotu wychowanie obywatelskie.
Od razu wyjaśnię: to, co oglądałem kilka dni temu, to nie był film reżyserowany przez Andrzeja Wajdę, tylko spektakl Teatru Telewizji. W tym spektaklu Pszoniak grał Poetę, u Wajdy był Dziennikarzem. Patrząc na Pszoniaka i "Wesele", nie mogłem się od telewizora oderwać. Ostatnio tylko mecz Igi Świątek tak mnie do ekranu przykleił.
Teraz przejdę do wspomnień. Otóż kilkadziesiąt lat temu, w jedynej telewizji, jaka wtedy istniała, prowadziłem program kulturalny "Pegaz". W tym programie rozmawiałem z Andrzejem Łapickim (młodszym czytelnikom wyjaśniam - Łapicki to wybitny aktor, znany nie tylko z tego, że ożenił się ze studentką), a okazją była filmowa wersja "Wesela" wyreżyserowana przez Wajdę. Łapicki grał Poetę.
"Wesele", jak wiadomo, jest wspaniałym dramatem, historycznym i politycznym. Jest wielkim dziełem literackim. Zwrotami z "Wesela" posługują się od kilku pokoleń Polacy, także ci, którzy nie wiedzą, że pisał i malował jakiś Wyspiański. Kiedy trafią na "Wesele", to - bardziej uświadomieni - ryczą ze śmiechu, kiedy słyszą, że "Chińcyki trzymają się mocno" albo popadają w patriotyczną zadumę słysząc, że "Polska to jest wielka rzecz". Wiele zależy od temperamentu i orientacji politycznej, ale u Wyspiańskiego każdy znajdzie coś dla siebie i dlatego władza w Polsce w zasadzie kocha Wyspiańskiego, choć też trochę się go boi. Każda epoka przegląda się w nim jak lustrze, tyle że w różnych miejscach widzowie myślą sobie: "Jak on to przewidział? To o nas!".
Kiedy Łapicki naszą rozmowę lata temu zaczął od tego, że "Wesele" to jest zbiór pięknych arii, przez moment nie wiedziałem, o co chodzi, ale szybko pomyślałem: ale cwany, nie chce wchodzić w politykę, woli chwalić walory literackie dzieła. Dopiero po wielu latach zrozumiałem, że Łapicki miał rację. To jest zbiór arii, na które publiczność czeka. Na przykład niecierpliwie czeka, jak aktor grający Poetę da sobie radę z zarzutem Maryny, że "przez pół żartem przez pół serio, pan się bawisz galanterią", jak odpowie: "nikt nikogo nie dosięga, nikt nikogo nie obraża", albo jak opowie Gospodarzowi, że następny wytwór jego wyobraźni "to taka historia wesoła i ogromnie przez to smutna".
Wstyd mi się przyznać, ale jak Nos zupełnie niepolitycznie skarży się na swoje pijackie ciągi: "prawie co dzień myślę o tym, jak to długo może trwać", to czuję, że to jest również moje westchnienie, wywołane nie tylko strachem przed COVID-em. Wręcz boję się to powiedzieć, ale niech tam: na miejscu prof. Czarnka zastanowiłbym się, czy czytanie Wyspiańskiego w szkole nie jest gorsze od LGBT.
Na początku poleciłem "Wesele" jako materiał pomocniczy do lekcji wychowania obywatelskiego. Teraz posunę się jeszcze dalej: widzę ten dramat jako skarbiec zapomnianych słów do użycia przez naszych parlamentarzystów w szlachetnym w celu poniżenia przeciwnika politycznego. Niedawno w jakimś radiu słyszałem, jak na przestrzeni kwadransa po kolei trzech posłów, żeby zgnębić polemistę, używało słowa "haniebne". Gdyby poczytali Wyspiańskiego, na pewno nie musieliby jak echo, jeden po drugim powtarzać tego zużytego "haniebne". Trafiliby na "oszczerstwo", "nikczemność", "plugastwo" i od razu byłoby ciekawiej.
Wzywam więc TVP, aby śmiało korzystała z "Wesela" kosztem konferencji prasowych Mateusza Morawieckiego, a może nawet pokazywać "Wesele" częściej niż Zenka Martyniuka. Ale nad tym - przyznaję - trzeba się zastanowić, bo trudno zaliczyć Wyspiańskiego do grona bezwarunkowych bardów dobrej zmiany, a ponadto co krok to aluzja.
Mnie na przykład, kiedy słyszę, że Wernyhora "straśnie polskie robił miny", staje przed oczami Andrzej Duda.
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny, polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24