Pojechałem do rodziców na niedzielny obiad i tam panowie policjanci przyjechali i powiadomili nas, że syn został pomylony z innym człowiekiem, że spadł z krzesła i po prostu umarł, nie żyje, taki był pierwszy przekaz policjantów - powiedział w "Faktach po Faktach" ojciec Igora, Maciej Stachowiak. - Był pomylony z jakimś innym człowiekiem, osobą poszukiwaną do odbycia kary - dodał.
Igor Stachowiak zmarł we wrocławskim komisariacie 15 maja 2016 roku. W sprawie trwa śledztwo, a okoliczności śmierci mężczyzny wciąż nie zostały wyjaśnione.
Reporter "Superwizjera" Wojciech Bojanowski dotarł do nagrań i informacji, które pokazują, jak wyglądała policyjna interwencja. Na nagraniach widać między innymi leżącego na ziemi w toalecie, skutego kajdankami i rozebranego Igora Stachowiaka, który jest rażony paralizatorem. Mężczyzna zmarł później na komisariacie.
"Został pomylony z innym człowiekiem"
W "Faktach po Faktach" ojciec Igora, Maciej Stachowiak pytany w jakich okolicznościach dowiedział się o śmierci syna, odpowiedział, że pojechał do rodziców na niedzielny obiad i tam policjanci powiadomili rodzinę o tym, że syn został pomylony z innym człowiekiem. - Że spadł z krzesła i po prostu umarł, nie żyje, taki był pierwszy przekaz policjantów - powiedział. - Był pomylony z jakimś innym człowiekiem, osobą poszukiwaną do odbycia kary - dodał.
- W asyście policji przyjechało pogotowie. Oczywiście odmówiliśmy z żoną leków uspokajających, po to żeby świadomie myśleć i móc działać - skomentował.
Jak wyjaśnił, policjanci chcieli, żeby rodzina pojechała i zidentyfikowała syna. - Zadałem pytanie, że skoro został pomylony to dlaczego uważacie, że to jest on? "Wiemy, że to jest on, bo miał przy sobie dokument" - relacjonował ojciec Igora.
Tłumaczył, że w tym dniu, kiedy dojechali, nie udało im się zobaczyć syna. - Robiono wszystko, żebyśmy go nie zobaczyli - mówił. - Tłumaczono to tak, że trwają czynności i nie jesteśmy w stanie być dopuszczeni, taki był komunikat pani prokurator - dodał.
"Zobaczyliśmy syna dzień po śmierci"
Jak mówił, rodzina zobaczyła go dzień po śmierci. - Dostałem telefon, że syn jest przewożony do zakładu medycyny sądowej, będzie wykonywana sekcja i żebym lepiej nie jechał go oglądać. Powiedziałem, że absolutnie nie ma takiej możliwości, jadę, muszę go zobaczyć, żeby się nic bez naszej obecności nie działo - wyjaśniał.
- Nie wyglądał normalnie. Na pewno nie był to upadek z krzesła. Był bardzo mocno pobity - mówił.
Tłumaczył, że technicy nie rozpięli worka z ciałem do końca. - Miałem na tyle siły, że rozpiąłem worek do samego końca. Zrobiłem zdjęcia. Dzisiaj się z tego bardzo cieszę, że je zrobiłem. Być może dlatego ujrzały one światło dzienne - mówił.
"Udało nam się dotrzeć do ministra"
Po śmierci Igora we Wrocławiu wybuchły zamieszki. Jak mówił Stachowiak, wtedy udało się rodzinie dotrzeć do ministra Błaszczaka.
- Prosiliśmy pana wojewodę o to, żeby udało się zorganizować takie spotkanie. Po to, żeby po prostu poinformować, pokazać zdjęcie, pokazać kilka faktów, do których udało nam się we własnym śledztwie dotrzeć i zgromadzić - powiedział.
- Bardzo dziękuję za to spotkanie (z Błaszczakiem - red.), dzięki temu udało się przenieść sprawę. Z Wrocławia ona miała pójść do Legnicy, w między czasie po interwencji pana ministra została przeniesiona do Poznania. Chodziło o to, żeby nie było mataczenia w sprawie - dodał.
"Film zrobił na mnie piorunujące wrażenie"
- W tej chwili widząc ten film, który zrobił na mnie piorunujące wrażenie, ja nie oglądałem (wcześniej - przyp. red.) tego filmu. Jeżeli nadal się słyszy opinię, że nic się nie stało, to przecież ten film się sam obroni - powiedział Maciej Stachowiak.
Wyraził nadzieję, że sprawa w tej chwili nabierze tempa. - Bardzo bym był wdzięczny za rzetelne podejście do sprawy i przyjrzeniu się jej troszeczkę szerzej, w tej sprawie chodzi o to, żeby dojść do prawdy, dlaczego on nie żyje. Nie rozumiem tych uników - mówił.
"Nie ma świadków agresji Igora"
Podkreślał, że z żadnego materiału, który posiada rodzina, który posiada miasto, czyli monitoring miejski, nie ma zapisów o zachowaniach agresywnych Igora. - Nie ma świadków jego agresji - powiedział.
- Stąd ci niewygodni fotoreporterzy, ci ludzie, którzy nagrali, bo na ich telefonach można było nagrać dźwięk, a na miejskim monitoringu nie. Myślę, że to było główną przyczyną aresztowania tych ludzi. - tłumaczył.
Jak dodawał, na ich nagraniach z dźwiękiem słychać, że Igor nie jest agresywny, że prosi o pomoc.
"Uczestniczyłem w przesłuchaniach policjantów"
Maciej Stachowiak podkreślił, że spotkał tych funkcjonariuszy. - Uczestniczyłem we wszystkich przesłuchaniach policjantów. Zaangażowałem się w tę sprawę. To jest chyba naturalne, że rodzic chce wyjaśnienia sprawy i że chce spojrzeć tym ludziom prosto w oczy - mówił.
Pytany, czy ci policjanci próbowali coś wytłumaczyć, odpowiedział, że to były suche przekazy, co się działo.
- Oczywiście to jest słowo przeciwko słowu, bo Igor już się nie może bronić w tej chwili. To jest zmowa kilku policjantów, którzy mają swoją wersję zdarzeń i ona jest wygodna dla nich - powiedział.
- Myślę, że może nawet nie mieli świadomości, że one się gdzieś zapisały po prostu - dodał.
Ojciec Igora zaznaczył, że nie wiedział, że ci wszyscy policjanci wrócili do pracy po śmierci syna. - Wiedziałem, że jeden został zawieszony, bo śledztwo było prowadzone w Biurze Spraw Wewnętrznych, ale z jakimi skutkami nie zdawałem sobie sprawy - wyjaśnił.
Jak mówił, z prokuraturą poznańską rodzinie pracuje się dobrze. - Na każde wnioski, które z pełnomocnikami składamy do prokuratury, pani prokurator nie odrzuca, jest chęć wyjaśnienia tej sprawy, ale trwa to trochę długo - tłumaczył.
Biegli o przyczynach śmierci
Maciej Stachowiak został także zapytany co mówią biegli o przyczynach śmierci. - Są podane trzy przyczyny śmierci. Ja bym o tym nie chciał mówić, bo jest to tajemnica śledztwa. Ale między innymi paralizator jest wymieniany - powiedział.
- Oprócz używania paralizatora jeszcze widać na rynku ewidentnie w jakich okolicznościach on był wsadzany do tego auta, jak był duszony, podduszany. Nie są to typowe chwyty policyjne, brakuje mi słowa jak to nazwać - skomentował ojciec Igora.
Stachowiak pytany, jakiego finału tej sprawy oczekuje, odpowiedział, że niczego nie żąda. - Chciałbym, żeby ta sprawa po prostu się zakończyła, żeby prawda wyszła na jaw, żeby mój syn został oczyszczony z zarzutów, które się pojawiają - mówił. - Żeby sprawę nagłośnić, żeby każdy młody człowiek na rynku wrocławskim i gdzie indziej czuł się bezpiecznie - dodał.
Mówił, że w pierwszym okresie po śmierci Igora to był dramat rodziny. - Nie potrafiliśmy się ze sobą dogadać, nie potrafiliśmy ze sobą żyć, to jest tak traumatyczne przeżycie, zaburza normalne funkcjonowanie rodziny - relacjonował.
ZOBACZ CAŁĄ ROZMOWĘ Z MACIEJEM STACHOWIAKIEM:
Autor: kb/sk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24