Ekipa remontująca jedną z kamienic na Starym Mieście w Lublinie zniszczyła część roślin zasadzonych w ramach projektu polegającego na zagospodarowaniu podwórka, na który magistrat wydał w 2018 roku 20 tysięcy złotych. Roślinność pojawiła się tu dzięki pracy stowarzyszenia, okolicznych mieszkańców i wsparciu lokalnych firm.
- Trudno określić to co się stało inaczej niż bezmyślnością - komentuje Agnieszka Chwiałkowska ze Stowarzyszenia Artystycznego "Otwarta Pracownia", jedna z mieszkanek kamienicy przy ul. Jezuickiej 10 w Lublinie.
W 2018 roku stowarzyszenie uzyskało 20 tys. zł dotacji z magistratu na zagospodarowanie podwórka między dwiema kamienicami - przy Jezuickiej 10 i Rynek 14/15. Posadzono wtedy rośliny i postawiono ławeczki. Wzmocniono też jedną ze ścian. Powstał na niej mural z wizerunkami staromiejskich kotów i ozdobami z ceramiki. Powieszono również girlandę z ledowych żarówek. Nie zabrało kwietników, hamaków i huśtawki. Wrażenie robi też stół wykonany z ceramiki.
Szereg warsztatów, między innymi z sadzenia roślin
- Mnie i i mojej przyjaciółce Marcie Ryczkowskiej, z którą od lat tworzymy kolektyw Karuzela Sztuki, nie udałoby się tego wszystkiego zrobić, gdyby nie współpraca z moimi sąsiadami – mieszkańcami kamienic oraz szerokie wsparcie jakiego udzieliły nam lokalne firmy. Wspólnie stworzyliśmy miejsce, które w letnich miesiącach tętni życiem, zaś w zimie zdobi je sąsiedzka choinka. Przeprowadziłyśmy tu również szereg warsztatów dla dzieci i młodzieży z całego Starego Miasta oraz pobliskiej świetlicy środowiskowej. Między innymi z przetwarzania niepotrzebnych przedmiotów, takich jak stare ceramiczne płytki, które znalazły nowe zastosowanie w prześwicie wejściowym. Ale też stosowania różnych technik malarskich, robienia kolaży czy sadzenia roślin. Zależy nam na tym, aby pokazać dzieciakom, że ich postawy oraz działania są ważne i mogą wpływać na otaczający ich świat. W 2019 roku urząd miasta przekazał nam na ten cel 10 tysięcy złotych – podkreśla nasza rozmówczyni.
Dodaje, że podwórko jest symbolem walki o zmianę w sposobie myślenia mieszkańców o swoim domu i jego otoczeniu. – Odbył się tu też cykl śniadań, w których brali udział mieszkańcy wraz z władzami Lublina czy też radnymi Starego Miasta. Nasze podwórko stało się nowym i niezależnym punktem na mapie turystycznej miasta – mówi.
"W poniedziałek dzwoniłam do administracji. Prezes był nieuchwytny"
W piątek (23 kwietnia) zauważyła, że firma remontująca jedną z kamienic zasypała żwirem mniej więcej połowę z kiełkujących nasadzeń. Zostały one wykonane w 2018 roku przy użyciu sadzonek wieloletnich roślin, które sprowadzono na specjalne zamówienie. Wybór określonych gatunków podyktowany był trudnymi warunkami wpływającymi na uprawę zieleni na Starym Mieście.
– Oczywiście remont jest jak najbardziej potrzebny, jednak nie jest to jednoznaczne z tym, że należy niszczyć czyjąś pracę. W poniedziałek dzwoniłam do administracji. Prezes był nieuchwytny. Administracja pozostawiała bez odpowiedzi moje prośby o interwencję w tej sprawie. Dopiero po publikacji postu w mediach społecznościowych oraz telefonie ze strony przewodniczącego rady dzielnicy Starego Miasto usunięto żwir – opowiada nasza rozmówczyni.
"Natychmiast gdy pracownicy mnie o tym powiadomili, poleciłem zabrać żwir"
Jako, że część mieszkań w kamienicach należy do miasta, sprawą zainteresował się też lubelski magistrat. - Za nadzór nad właściwym prowadzeniem prac remontowych i budowlanych zleconym firmom zewnętrznym odpowiada wspólnota mieszkaniowa. Zarząd Nieruchomości Komunalnych w Lublinie podjął jednak działania dyscyplinujące zarządcę nieruchomości, do właściwej realizacji zadań, by w przyszłości uniknąć tego typu sytuacji – mówi Monika Głazik z Kancelarii Prezydenta Miasta Lublin.
Michał Woć, prezes spółki Ade – Em Centrum administrującej kamienicą przy Rynku 14/15 zaznacza, że prace zostały zlecone przez wspólnotę mieszkaniową prywatnej firmie remontowej, która faktycznie częściowo zasypała nasadzenia.
- Byłem poza biurem, gdy otrzymaliśmy w tej sprawie zgłoszenia telefoniczne, niemniej natychmiast gdy pracownicy mnie o tym powiadomili, poleciłem firmie zabrać żwir. Tak też się stało. Żwir leży obecnie w innym miejscu. Został od terenu nasadzeń oddzielony deskami - mówi.
Dodaje, że jeśli przedstawiciele stowarzyszenie, które jest twórcą podwórka określi, ile nasadzeń zostało zniszczonych i jakie są koszty ich odtworzenia, przekaże te roszczenia firmie remontowej. – To po jej stronie będzie leżała kwestia pokrycia powstałych szkód – podkreśla.
"Tak łatwo można zniszczyć czyjąś pracę"
Agnieszka Chwiałkowska komentuje, że stowarzyszenie jest otwarte na pomoc prezesa, jednakże nie potrzebuje pośredników w przekazaniu dokumentów. - Zachęcamy przedstawicieli administracji oraz firmy remontowej do własnoręcznego odtworzenia nasadzeń – mówi.
Dodaje, że z podobnymi problemami stowarzyszenie miało do czynienia również w 2018 roku. – Podczas pierwszych przymiarek do remontu, inna firma budowlana również dokonała zniszczeń części nasadzeń. Przygotowaliśmy protokół strat oraz wycenę sporządzoną przez architekta krajobrazu, zwrotu kosztów nie otrzymaliśmy do dziś, a nasadzeń nie odtworzono – zaznacza.
Podkreśla, że ingerencja firmy remontowej w podwórkową przestrzeń kolejny raz podważyła wspólnotowe działania mieszkańców oraz członków stowarzyszenia, pokazując że tak łatwo można zniszczyć czyjąś pracę. Dodaje również, że problemem tej sytuacji nie jest brak należności za wyrządzone szkody, ale brak interwencji ze strony odpowiedniego organu na zgłaszane zastrzeżenia.
- Kluczowym i bardzo przykrym problemem pozostaje także brak szacunku do przestrzeni. Owe sytuacje zabijają ducha wspólnotowych działań, pozbawiając nadziei na możliwość zmiany. Tego rodzaju projekty są realizowane na wielu płaszczyznach, głównym celem nigdy nie jest jedynie zewnętrzne upiększenie przestrzeni – mówi Agnieszka Chwiałkowska.
"Projekt się skończył, można go zasypać. Dosłownie"
Natomiast Marta Ryczkowska dodaje, że sytuacja ta rodzi pytania o rolę stowarzyszeń w procesie wprowadzania zmiany w mieście.
- Animatorzy kultury i twórcy w ramach miejskich projektów inicjują zmianę, poprawiają jakość przestrzeni, angażują ludzi do działania. To są projekty niskobudżetowe, które wymagają ogromu pracy wolontaryjnej. A potem następuje szereg działań, które tę pracę całkowicie anulują. Projekt się skończył, można go zasypać. Dosłownie. Rozwiązaniem tej sytuacji nie jest zwrot kosztów za nasadzenia - ktoś powinien teraz zniszczony teren odtworzyć, poświęcić na to swój czas, energię i wiedzę, tak jak zrobili to ludzie z „Otwartej Pracowni”. W przeciwnym razie wszechobecna "projektoza" okaże się działaniem pozorowanym i przeciwskutecznym – mówi.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Agnieszka Chwiałkowska