- Co jest na rzeczy, trudno powiedzieć, natomiast jednostronnie nie można pana Falenty uznać za konfabulanta - mówił w "Kropce nad i" generał Henryk Jasik. Skomentował w ten sposób ujawniane w ostatnich dniach w mediach listy, które Marek Falenta pisał między innymi do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
W poniedziałek "Rzeczpospolita" opisała treść listu, jaki Marek Falenta skazany w aferze podsłuchowej na 2,5 roku więzienia, skierował do prezydenta Andrzeja Dudy. Według "Rzeczpospolitej" biznesmen napisał, że ujawni zleceniodawców i szczegóły afery podsłuchowej, jeżeli prezydent go nie ułaskawi i przekonywał, że został "okrutnie oszukany" przez ludzi "wywodzących się z formacji" głowy państwa.
W czwartek ta sama gazeta ujawniła, że istnieje też prywatny list Falenty do premiera Mateusza Morawieckiego.
W środę natomiast "Gazeta Wyborcza" opublikowała fragmenty listu, który Falenta napisał w lutym do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. "Liczyłem, że wielka sprawa, do jakiej się przyczyniłem, zostanie mi zapamiętana i po wygranych wyborach załatwiona niejako z urzędu. Zresztą taka była obietnica Panów z CBA" - czytamy w publikacji.
"Żeby rozwiązać zagadkę Marka Falenty, trzeba wsłuchać się w głosy tego dramatu"
Goście "Kropki nad i" w TVN24 generał Henryk Jasik (były szef zarządu wywiadu UOP - red.) i mecenas, pułkownik Wojciech Brochwicz (były zastępca komendanta głównego Straży Granicznej - red.) dyskutowali o tym, czy słowa Falenty są wiarygodne.
Jak ocenił Brochwicz, "żeby rozwiązać zagadkę Marka Falenty, trzeba wsłuchać się w głosy tego dramatu czy tej tragifarsy i ważyć opinię, wiedząc, jakie są interesy poszczególnych uczestników czy aktorów".
Wyjaśniał, że "z jednej strony, mamy osoby, które odpowiadały za bezpieczeństwo rządu i pokpiły sprawę, nie dopełniły swoich obowiązków w sposób rażący", w związku z czym "ministrowie zostali nagrani".
- Z drugiej strony, mamy skazanego, który broni się tak jak potrafi najlepiej - dodał Brochowicz.
- Czy jest w tym ziarno prawdy, co pisze, co mówi - pewnie teraz się nie dowiemy, bo wymagałoby to podjęcia rożnego rodzaju czynności ze strony prokuratury, na które praktycznie chyba już nie możemy liczyć, znając dotychczasowe reakcje prokuratury na różnego rodzaju skandale, sytuacje o zabarwieniu politycznym - powiedział.
"Nie można pana Falenty uznać za konfabulanta"
Generał Jasik wskazywał, że "jest podważana wiarygodność Marka Falenty". Podkreślił jednocześnie, że biznesmen "sypie nazwiskami". Jako przykład podał byłego skarbnika PiS Stanisława Kostrzewskiego, o którym Falenta pisał w liście do prezesa PiS, że jako pierwszemu pokazał mu nagrania.
- Jeśli padają nazwiska osób ze służb, (...) również osób najwyższego szczebla, to trzeba by było być wariatem, żeby to sobie wymyślić i jeszcze rozpowszechniać - ocenił.
W jego opinii "chyba coś na rzeczy jest".
- Co jest na rzeczy, trudno powiedzieć, natomiast jednostronnie nie można pana Falenty uznać za konfabulanta, za osobę, która nie wiedzieć czemu podjęła się pewnego zadania - przekonywał Jasik.
Jego zdaniem, Falenta "musiał jakieś deklaracje słyszeć".
"Nie posługujemy się słowem dezubekizacja, tylko represja"
Goście "Kropki nad i" odnieśli się także do skutków ustawy dezubekizacyjnej z października 2017 roku. Na jej podstawie prawie 39 tysięcy byłych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa PRL ma obniżone emerytury i renty. Nie mogą być one wyższe od średniego świadczenia wypłacanego przez ZUS.
- W moim środowisku nie posługujemy się słowem dezubekizacja, tylko represja, zemsta - powiedział generał Jasik.
Brochwicz zauważył z kolei, że "ta ustawa - represyjna - daje swoisty immunitet osobom, które będąc funkcjonariuszami służb w PRL, współpracowały z podziemiem demokratycznym a zarazem pozbawia czci i wiary oficerów, którzy przez następnych kilka, kilkanaście, a nawet 20 lat służyli demokratycznemu państwu polskiemu, wywodzącemu się z tej opozycji demokratycznej".
- Gdzie tu jest jakiś sens, gdzie tu jest uczciwość i logika? Ja jej nie widzę - dodał.
"To już nie jest służba wywiadowcza, to jest jakaś agencja PR-owska"
W poniedziałek "Gazeta Wyborcza" napisała, że "nazwiska kilkuset cudzoziemców pracujących dla polskiego wywiadu zostały ujawnione na stronie IPN". Jak dodano w dzienniku "ujawnione zasoby dotyczą cudzoziemców pracujących dla polskiego wywiadu (czyli po prostu szpiegów), oficerów wywiadu nielegalnego, obiektów oraz ośrodków szkolenia".
Jak powiedział Brochowicz, "to jest sprawa sprzed dwóch lat, ona została teraz nagłośniona, ale każdy, kto chciał mógł to wszystko już lata temu przeczytać w internecie".
- Ja to czytałem i muszę przyznać, że kilka razy byłem bardzo wstrząśnięty, załamany, bo czytałem dane oficerów polskiego wywiadu, którzy pracowali dla Urzędu Ochrony Państwa w bardzo niebezpiecznych regionach - dodał.
Jak zaznaczył, "zastały ujawnione również ich nazwiska legalizacyjne, pod którymi tam pracowali".
Generał Jasik ocenił, że w związku z tą sytuacją "będzie ciężko polskim służbom współpracować z innymi". - Jedna służba drugiej nie będzie szanować, jeśli jedna z nich pewne tajemnice - nawet jeśli sięgają przeszłości - upublicznia - przekonywał.
Jego zdaniem, ujawnienie tych informacji, "to jest straszna szkoda, straszna krzywda dla służby".
Jak ocenił Brochwicz, "służba wywiadowcza jest wtedy wartościowa, kiedy się o niej najmniej wie". - Brytyjczycy oficjalnie nie mieli wywiadu jeszcze w latach 90. - wskazywał.
Zdaniem pułkownika, "jak się wie tyle, to to już nie jest służba wywiadowcza, to jest jakaś agencja PR-owska".
- Nie wiem, co to jest - dodał.
Autor: akr//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24