Polska grupa poszukiwawczo-ratownicza wróciła w poniedziałek z Libanu, gdzie doszło do wielkiego wybuchu w porcie w Bejrucie. - To była bardzo trudna akcja, podczas której zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy - ocenił dowódca starszy brygadier Mariusz Feltynowski.
W poniedziałek przed godziną 20 polscy strażacy ratownicy wrócili z Libanu. Wylecieli w ubiegłym tygodniu w środę, by pomagać w akcji ratunkowej po eksplozji w składach bejruckiego portu. W jej wyniku zginęło ponad 160 osób, a przeszło 6 tysięcy zostało rannych. Strażaków na Lotnisku Chopina w Warszawie przywitał komendant główny Państwowej Straży Pożarnej nadbrygadier Andrzej Bartkowiak. - Nasi strażacy, nasi ratownicy, nasi bohaterowie wrócili dzisiaj z ważnej misji. Po raz kolejny pokazaliśmy, że jesteśmy elitą ratownictwa - powiedział, dziękując strażakom za wykonaną pracę.
"My pracujemy non stop, nie ma czasu na noc"
Starszy brygadier Mariusz Feltynowski przyznał, że choć polscy ratownicy robili wszystko, co mogli, to nie udało się im znaleźć żadnej żywej osoby. Jak zaznaczył, nikogo żywego nie znalazły również inne grupy poszukiwawcze pracujące w tych sektorach. - Dla społeczności Libanu, dla Bejrutu, była to zdecydowanie największa tragedia - ocenił Feltynowski. Dodał, że biorąc pod uwagę doświadczenia z podobnych misji, skalę zniszczeń w Bejrucie można porównać do tej po średnim trzęsieniu ziemi.
Stwierdził, że najbardziej zaskoczyło go to, iż polscy strażacy, mimo ustaleń, nie mogli od razu ruszyć do pracy. Na miejscu zostali poddani testowi na Sars-Cov-2, a następnie musieli odczekać osiem godzin. - A potem (było) przekonywanie generalicji zarządzającej operacją, że my pracujemy non stop, że nie ma czasu na noc, zwłaszcza w pierwszych czterech, pięciu dobach. Tylko wtedy jest przeżywalność ludzi - tłumaczył.
CZYTAJ WIĘCEJ: Co wiemy o eksplozji w Libanie? >>>
Większość budynków w porcie nadaje się już tylko do wyburzenia
Jak zaznaczył, strażacy udzielili pomocy medycznej pięciu osobom, służyli też "drobnym wsparciem psychologicznym" oraz wykonali "wiele rozpoznań stabilizacji konstrukcji budowli". Podkreślił, że zostali bardzo dobrze przyjęci przez społeczność lokalną.
Mariusz Feltynowski opisywał, że w porcie wojskowym, gdzie doszło do wybuchu, większość budynków nadaje się już tylko do wyburzenia, a w następnej strefie, cywilnej, budynki są przeznaczone częściowo do wyburzenia. Dodał, że im dalej, tym stan zabudowy jest lepszy, ale "społeczność międzynarodowa musi włączyć się w pomoc".
Kto poleciał do Libanu
W skład grupy strażaków weszło: 39 ratowników grup poszukiwawczych z Warszawy, Poznania, Łodzi, Nowego Sącza, czterech ratowników chemicznych oraz cztery psy. Grupą dowodził st. bryg. Mariusz Feltynowski, kierujący wcześniej działaniami ratowniczymi w czasie misji po trzęsieniach ziemi na Haiti i w Nepalu.
Razem ze strażakami poleciał 11-osobowy zespół medyczny z Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej. W jego skład weszli zarówno lekarze, jak i specjaliści ds. pomocy humanitarnej, którzy na miejscu zajmowali się między innymi oceną potrzeb i rozdziałem pomocy, w taki sposób, by trafiała ona do osób najbardziej potrzebujących.
Po wylądowaniu członkowie grupy poszukiwawczo-ratowniczej zostali przewiezieni na kwarantannę. We wtorek zostanie od nich pobrany wymaz do badań na obecność Sars-Cov-2.
Źródło: PAP