- W kokpicie były osoby trzecie, które zaburzały proces podejmowania decyzji i komunikacji między załogą. To jest niedopuszczalne - podkreślił w "Kropce nad i" Maciej Lasek, przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Zalecił przy tym wstrzemięźliwość w formułowaniu opinii na podstawie opublikowanego we wtorek zapisu rozmów z kokpitu Tu-154 M.
We wtorek RMF FM poinformowało, że dotarło do opinii biegłych, którzy na nowo odczytali zapis rozmów w kokpicie prezydenckiego Tu-154 M. Z opublikowanego stenogramu wynika, że w kabinie do końca znajdowała się osoba oznaczona jako DSP (Dowódca Sił Powietrznych). Naczelna Prokuratura Wojskowa zarzuciła materiałowi szereg nieścisłości, w odpowiedzi rozgłośnia opublikowała całość rozmów z kokpitu.
Maciej Lasek, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych zalecił w "Kropce nad i" wstrzemięźliwość w formułowaniu sądów na podstawie opublikowanego przez RMF FM stenogramu. Jak podkreślił, nie musi być to wcale ostateczna wersja, podsumowująca ustalenia biegłych.
- Mamy do czynienia z wyciekiem informacji. Prokuratura 27 marca poinformowała, że wpłynęła do nich opinia biegłych, która nie we wszystkich elementach jest kompletna, wymaga uzupełnienia - przypomniał Lasek.
- W czasie naszych prac w komisji Millera, kiedy przygotowywany był dla nas stenogram z odsłuchów, było bardzo wiele wersji roboczych. Ale wersja finalna była tylko jedna. Nie wszystkie odsłuchy, które biegłym wydawało się, że słyszą, przetrwały konfrontację z metodologią - zauważył.
Lasek podkreślił, że opublikowany we wtorek zapis nie wnosi nic nowego do ustaleń prokuratury dotyczących przyczyn katastrofy. - Do wypadku doszło wskutek splotu błędów popełnionych przez załogę i kontrolerów - zaznaczył.
Osoby trzecie w kokpicie
Przyznał, że atmosfera w kokpicie "była daleka od profesjonalnej", jednak - jak zauważył - wcześniejsze ustalenia już na to wskazywały.
- Mówiliśmy o tym, że w kokpicie były osoby trzecie, które zaburzały proces podejmowania decyzji i komunikacji między załogą. To jest niedopuszczalne - podkreślił Lasek. - Wiemy jednak to samo, co w 2011 r., kiedy zaczynaliśmy prace: nie ma odgłosu wybuchu, nie ma żadnego zestrzelania, samolot jest sterowany przez załogę praktycznie do samego zderzenia z brzozą - powiedział.
"Nikt nie wydaje poleceń"
Lasek zauważył przy tym, że w opublikowanym stenogramie nie ma żadnego zapisu, który wskazywałyby na polecenia czy rozkazy wydawane członkom załogi.
- W raporcie nazwaliśmy to presją pośrednią. Presja bezpośrednia to wydanie polecenia: ląduj. Czy w dzisiejszych materiałach zostało coś takiego powiedziane? Nie - mówił szef PKBWL. - Jest natomiast osoba trzecia, rozpoznana jako Dowódca Sił Powietrznych, która samą swoją obecnością zaburza ciąg komunikacyjny, ale nie wydaje poleceń - wytłumaczył.
Lasek zaznaczył, że choć obecność Dowódcy Sił Powietrznych w kokpicie była nieuzasadniona, nie można jej traktować jako przyczyny katastrofy.
- Opierając się na faktach, można wskazać, że pan gen. (Andrzej - red.) Błasik - ale nie tylko: spóźnienie, kiepska pogoda, źle wyposażone lotnisko, stres, sugestia załogi JAK-a, że im udało się wylądować - to były elementy presji pośredniej. Żaden ekspert badający wypadki lotnicze nie powie jednak, że to była przyczyna wypadku - powiedział. Dodał, że do katastrofy doprowadziły "błędy, wypaczenia i przekroczenia".
Odnosząc się do fragmentu zapisu, w którym jest mowa o "piwku", Lasek podkreślił, że wszyscy członkowie załogi Tu-154 M zostali w czasie sekcji zwłok przebadani na obecność alkoholu. - Mogę z całą pewnością stwierdzić, że byli trzeźwi. W związku z tym wyciąganie znowu wniosków, czy ktoś komuś dał rzeczone "piwko", żeby schował i wypił po powrocie, czy też ktoś źle coś odsłuchał, jest nieodpowiedzialne - ocenił.
Autor: kg//rzw/kwoj / Źródło: tvn24