Rzucanie słów na wiatr to w polskiej polityce zjawisko powszechne. Tak było i w przypadku przynależności partyjnej członka KRRiT Tomasza Borysiuka. Andrzej Lepper stwierdził dwa tygodnie temu, że Borysiuk jest w Samoobronie, ale dowodu w postaci deklaracji nadal nie przedstawił.
Na początku sierpnia na antenie TVN24 szef Samoobrony grzmiał, że Borysiuk łamie konstytucję, bo zabrania ona członkom Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji przynależności do partii, a on jest członkiem Samoobrony. Deklaracji członkowskiej podpisanej przez Borysiuka jednak nie pokazał.
Nie miał jej także jego najbliższy współpracownik Janusz Maksymiuk. Ale obiecał, że poszuka. Choć, jak przyznawał w rozmowie z tvn24.pl, nie ma pewności czy wspomniany dokument w ogóle istnieje. - Poszukamy, a jak jej nie będzie, to przeprosimy - stwierdził.
Poszukamy? W przyszłym tygodniu
Ewentualnych przeprosin jednak na razie nie będzie. Pozostaje słowo przeciwko słowu. Lepper utrzymuje, że Borysiuk w Samoobronie jest, sam zainteresowany z kolei zdecydowanie zaprzecza.
Wiceszef partii, który deklaracji Borysiuka miał szukać w partyjnym archiwum wciąż to przekłada. - Poszukam w przyszłym tygodniu. To nie jest łatwe. Mamy tysiące deklaracji - powiedział nam Maksymiuk.
Sprawa ewentualnej politycznej przynależności Borysiuka wypłynęła po wyborze nowych rad nadzorczych TVP i Polskiego Radia.
Borysiuk, który do KRRiT trafił z rekomendacji Samoobrony, najpierw trzymał z p.o prezesa TVP Piotrem Farfałem kojarzonym z LPR (dzięki temu przystawki mogły pozbawić PiS władzy przy Woronicza). Ostatnio zaczął jednak sympatyzować z SLD i porozumiał się z członkami KRRiT z nadania PiS. Dzięki temu można było wybrać rady nadzorcze mediów publicznych.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24