Policjanci wypraszający publiczność z rozprawy, wybiórcze legitymowanie uczestników, brak chęci wysłuchania argumentów stron, zagadkowe usunięcie ławnika ze składu orzekającego. - Sposób, w jaki obraduje Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego, rodzi uzasadnione wątpliwości - ocenia korespondentka sądowa Katarzyna Żaczkiewicz-Zborska. Izba - pomysł prezydenta Andrzeja Dudy na organ, który będzie "naprawiał wymiar sprawiedliwości" i "patrzył trzeciej władzy na ręce" - ma nienaruszalny budżet, osobną kancelarię, a jej sędziowie wyższe zarobki. Prezes Tomasz Przesławski nie reaguje na prośby dziennikarzy o spotkanie i nie odpowiada na ich pytania. Materiał "Czarno na białym".
Interwencją policji rozpoczęło się 13 listopada posiedzenie Izby Dyscyplinarnej, której pracy chciała przyglądać się publiczność.
Jeszcze zanim pojawił się skład sędziowski, pracownik administracyjny Izby w asyście policji chciał wyprosić publiczność.
Były sędzia Wojciech Łączewski skomentował, że "jeżeli na sprawę sędziego wzywa się policję, żeby kontrolowała, kto wchodzi na salę rozpraw – to widać, że odwagi brakuje".
Łączewski - znany między innymi z tego, że jako sędzia skazał za przekroczenie uprawnień ówczesnego szefa CBA, obecnego ministra spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Kamińskiego - w październiku zrezygnował ze stanowiska sędziego, tłumacząc, że to znak sprzeciwu wobec "niszczenia wymiaru sprawiedliwości w imię partyjnego interesu".
Immunitet Wojciecha Łączewskiego
Odbywająca się 13 listopada sprawa przed Izbą Dyscyplinarną Sądu Najwyższego dotyczyła uchylenia immunitetu Wojciechowi Łączewskiemu.
Prokuratura regionalna w Krakowie chce postawić Łączewskiemu zarzuty fałszywego zawiadomienia o przestępstwie i składania nieprawdziwych zeznań.
W lutym 2016 r. sędzia Łączewski złożył w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie ustne zawiadomienie, że nieznana mu osoba włamała się na jego konta prowadzone pod fikcyjnymi nazwiskami na Twitterze i w jego imieniu prowadziła korespondencję. W sprawie zostało wszczęte śledztwo. Biegły ocenił, że nie doszło do włamania.
Krakowski sąd dyscyplinarny w kwietniu bieżącego roku odmówił uchylenia sędziemu immunitetu. To nie spodobało się prokuraturze regionalnej i rzecznikowi dyscyplinarnemu. Izba Dyscyplinarna miała rozpatrzyć zażalenia prokuratury i rzeczników.
"Dziwne posiedzenie" Izby Dyscyplinarnej
- Dla mnie to było dziwne posiedzenie – ocenia sędzia Dariusz Mazur, rzecznik stowarzyszenia Themis, a w sprawie Łączewskiego jeden z pełnomocników. – Jeżeli chodzi o usunięcie z sali publiczności, zamiast podać podstawę prawną i poprosić o opuszczenie sali rozpraw, to weszła jakaś osoba i zaczęła te osoby wypraszać – relacjonuje.
Ostatecznie sam sędzia przewodniczący posiedzeniu, były prokurator Jacek Wygoda, nakazał mediom i publiczności wyjść z sali. – Funkcjonariuszy policji proszę o wyproszenie – nakazał. Gdy Wojciech Łączewski wstał i próbował zareagować, przewodniczący uciął: - Nie udzieliłem panu sędziemu głosu! Proszę usiąść!
- Według mnie nie tak to powinno wyglądać. Kultura prowadzenia sprawy sądowej wymagała, żeby podać podstawę prawną i poprosić o opuszczenie sali – tłumaczy sędzia Dariusz Mazur.
Korespondentka sądowa Katarzyna Żaczkiewicz-Zborska przyznaje, że "rozprawa sędziego Łączewskiego była rzeczywiście zadziwiająca". - Na wokandzie nie było zaznaczone, że rozprawa jest niejawna – podkreśla. Informacja o niejawności znalazła się natomiast na wokandzie elektronicznej.
- Publiczność ma prawo wiedzieć, dlaczego jawność została wyłączona. Po pewnym czasie sędzia przewodniczący wyjaśnił, ale kolejność została zaburzona – dodaje dziennikarka.
Zastępcy rzecznika, Lasota i Radzik, nie opuścili sali
Nim wyproszono publiczność, sędzia zwrócił się z pytaniem do zasiadających w ławach dla publiczności Michała Lasoty i Przemysława Radzika, zastępców rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych, czy oni również przyszli w charakterze wsparcia lub publiczności.
Oświadczyli, że przyszli na posiedzenie służbowo, a siedzą na miejscach dla publiczności, bo zabrakło dla nich miejsc wśród skarżących, gdzie już zasiadało dwóch prokuratorów i rzecznik dyscyplinarny. Mimo że zajęli miejsca dla publiczności, nie opuścili sali rozpraw z pozostałymi.
Pojawia się więc pytanie, w jakim charakterze pozostali na sali? - Bez żadnego trybu – twierdzi Katarzyna Żaczkiewicz-Zborska.
Sytuację na posiedzeniu obserwowała dziennikarka "Gazety Wyborczej" Ewa Ivanova. - Ich rola była zagadkowa, bo jeśli byli publicznością, to powinni opuścić salę, a jeśli byli stroną postępowania, to powinni siedzieć na swoim właściwym miejscu – tłumaczy.
Katarzyna Żaczkiewicz-Zborska zapytała sędziego Przemysława Radzika, gdy wyszedł po pięciu minutach, czy i on został wyproszony. – Zaśmiał się i powiedział: nie, nie – wspomina.
Gdy kamera jeszcze znajdowała się na sali, sędzia Jacek Wygoda zarządził legitymowanie, ale - co widać na zdjęciach - tylko jednej strony. – Nie legitymuje rzeczników dyscyplinarnych, nie legitymuje prokuratorów, którzy oskarżają. Tak daje wyraźnie do zrozumienia, że sympatyzuje z jedną ze stron postępowania – opowiada Ewa Ivanova.
"Dał się złapać pan Wygoda na najstarszą sztuczkę świata"
Zdaniem sędziego Dariusza Mazura "najbardziej uderzał brak chęci wysłuchania argumentów stron". Ocenia, że posiedzenie było prowadzone w sposób bardzo chaotyczny. – Sędzia nie może w pierwszym wypowiadanym zdaniu, z nie wiadomo jakiego powodu, wybuchnąć złością. To od razu sprawia wrażenie, że on jest źle nastawiony do strony – podkreśla.
W opinii rzecznika stowarzyszenia Themis moment, w którym przewodniczący posiedzenia podniesionym głosem zwraca się do sędziego Wojciecha Łączewskiego, był "odległy od postępowania sądowego, do jakiego był przyzwyczajony od dwudziestu lat pracy".
- Kiedy ja chciałem tylko powiedzieć, że zamierzam w toku posiedzenia jeszcze złożyć wnioski, głos został mi odebrany. Dał się złapać pan Wygoda na najstarszą sztuczkę świata. Kiedy zadałem pytanie w związku z odebraniem mi głosu, czy ogranicza mi prawo do obrony, powiedział szczerze, że tak – mówi sędzia Wojciech Łączewski. – Zostało to zapisane w protokole – twierdzi.
Dziennikarze magazynu "Czarno na białym" wystąpili do Sądu Najwyższego o wgląd do protokołu z posiedzenia. Izba Dyscyplinarna nie odpowiedziała dotychczas na to zapytanie.
- Taki sposób, w jaki obraduje Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego, rodzi uzasadnione wątpliwości, czy to przypadkiem nie jest "supersąd", który nie jest przewidziany w konstytucji – ocenia Katarzyna Żaczkiewicz-Zborska.
Izba, której pomysłodawcą był prezydent
Izba Dyscyplinarna ma niespotykane dotąd uprawnieniach. Jej pomysłodawcą był prezydent. - Chcemy, żeby ta Izba Sądu Najwyższego była w możliwie największym stopniu niezależna - powiedział Andrzej Duda we wrześniu 2018 roku.
Izba ma nienaruszalny budżet, osobną kancelarię, sędziowie wyższe o 40 procent zarobki, a prezes - obecnie Tomasz Przesławski - praktycznie nie podlega pierwszemu prezesowi Sądu Najwyższego.
Sędziów nowej Izby wyłoniła wybrana przez polityków Prawa i Sprawiedliwości nowa Krajowa Rada Sądownictwa. Nominacje wręczył prezydent, mimo pytań i kontrowersji ze strony opozycji i znacznej części środowisk prawniczych.
- Jeżeli ktoś naprawdę naprawi polski wymiar sprawiedliwości, jeżeli ktoś się do tego przyczyni najbardziej, to jestem przekonany, że najbardziej możecie się przyczynić państwo – zwrócił się Andrzej Duda do sędziów Izby Dyscyplinarnej.
Jest ich dziesięcioro, ale tylko dwóch ma doświadczenie w orzekaniu – Piotr Niedzielak i Konrad Wytrykowski. Poza nimi jest dwóch radców prawnych, profesor i pięciu prokuratorów.
"Błąd wpisany jest w tę pracę, ale tu błędu nie było"
Dotychczas Izba wydała 274 orzeczenia, ale jedno z nich jest szczególne, bo dotyczy nie uchybienia godności sędziego, ale wydanego orzeczenia.
Chodzi o sędzię Alinę Czubieniak z Sądu Okręgowego w Gorzowie Wielkopolskim. Uchyliła ona areszt w sprawie podejrzanego 19-latka z niepełnosprawnością intelektualną. I nie dlatego, że był niewinny, tylko dlatego, że podejrzany nie miał zapewnionego obrońcy. Decyzję podjęła sędzia Czubieniak i właśnie za to spotkały ją kłopoty.
Izba Dyscyplinarna uznała ją winną, ale odstąpiła od kary. Sprawa z 21 listopada to pierwszy przypadek skazania sędziego przez nową Izbę Dyscyplinarną za wydane orzeczenie.
"Jeśli dyscyplinować będziemy sędziów za orzeczenia, to praca sędziego przestanie mieć sens. Potencjalny błąd jest wpisany w tę pracę, ale tu błędu nie było" – ocenił w rozmowie z Oko.press mecenas Radosław Baszuk.
Wypowiedzi dla mediów tylko za zgodą prezesa
Kontrowersyjne są też zalecenia prezesa Tomasza Przesławskiego – byłego radcy prawnego bez doświadczenia w orzekaniu. "Rzeczpospolita" informowała, że na początku października wysłał on ławnikom zalecenie, że mogą wypowiadać się do mediów tylko za zgodą prezesa.
Mimo tych zaleceń na rozmowę z dziennikarzami "Czarno na białym" zgodził się ławnik Sądu Najwyższego Marek Popowicz, bo, jak mówi, szanuje swoją suwerenność.
– Nie widzę powodu, żebym go pytał, czy ja mogę z kimkolwiek rozmawiać, bo jestem dorosłym człowiekiem. Jeśli chodzi o moją suwerenność w orzekaniu i w szanowaniu przysięgi, którą złożyłem jako ławnik Sądu Najwyższego, to ja mam świadomość tego, kiedy mógłbym przekroczyć swoje uprawnienia – powiedział.
Emerytowany wojskowy i informatyk jest jednym z 27 ławników Sądu Najwyższego. Są włączeni do składów orzekających Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Izby Dyscyplinarnej. Nie muszą mieć wiedzy prawniczej, bo ważniejsze ma być ich życiowe doświadczenie. Są tak zwanym czynnikiem społecznym w Sądzie Najwyższym.
Prezydent Andrzej Duda mówił, że rolą sędziów ławników SN jest między innymi "patrzenie na ręce, jak działa ta trzecia władza".
Ławnik wyłączony ze sprawy
Jak ławnicy przydzielani są do konkretnej sprawy? - Tego nikt nie wie - przyznaje Popowicz. Kto o tym decyduje? - Od tego jest, mniemam, prezes Izby - odpowiada. Czy jest tego pewien? - Ależ nie! - mówi.
Zasadą jest, że skład orzekający to dwóch sędziów i ławnik. W październiku doszło jednak do kontrowersyjnej dla ławników sytuacji. Pierwotnie wyznaczony do składu ławnik Arkadiusz Sopata, który na co dzień pracuje w elektrowni w Bełchatowie, został wymieniony na sędziego Adama Rocha, a sprawa została przełożona z 15 października na 4 grudnia.
- Nie widzimy powodu, dla którego takie zniknięcie ławnika miałoby podstawę prawną. Z punktu widzenia tych, którzy są na sali sądowej, to idealne rozwiązanie: skład powołany niezgodnie z ustawą, orzeczenia nie ma – uważa Marek Popowicz.
Ponad tydzień temu usunięty ze składu ławnik wysłał pismo do prezesa Izby Dyscyplinarnej z prośbą o wyjaśnienia, powołując się na szereg przepisów. Do dziś nie otrzymał odpowiedzi.
Dziennikarze "Czarno na białym" chcieli także prezesa zapytać między innymi o sprawę wypraszania publiczności i usunięcie ze składu ławnika, ale prośba o spotkanie z Tomaszem Przesławskim także została bez odpowiedzi.
Autor: asty//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24