Są tam informacje, które świadczą o tym, że cały proces nie był prawidłowy - taką hipotezę postawił w "Faktach po Faktach" Krzysztof Luft, rzecznik rządu Jerzego Buzka, w związku z nieujawnieniem list poparcia kandydatów do nowej Krajowej Rady Sądownictwa. W sobotę Sąd Okręgowy w Olsztynie wezwał Kancelarię Sejmu do ich publikacji. - To jest prawdziwa moc sądów i wymiaru sprawiedliwości. To nie musi być Sąd Najwyższy czy Trybunał Konstytucyjny - podkreślił w programie Michał Tober, rzecznik rządu Leszka Millera.
Sąd Okręgowy w Olsztynie, rozpatrujący apelację w sprawie, w której orzekał sędzia nominowany przez nową Krajową Radę Sądownictwa, chce sprawdzić - po wtorkowym wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej - czy sędzia spełnia wymogi niezależności i niezawisłości.
Sąd wezwał dyrektora Kancelarii Sejmu - pod rygorem "skazania na grzywnę" - do dostarczenia w ciągu tygodnia utajnionych list poparcia kandydatów do KRS.
W sprawie ujawnienia list Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie wydał pod koniec czerwca prawomocny wyrok. Wskazał, że listy poparcia sędziów kandydujących w 2018 roku do Krajowej Rady Sądownictwa są informacją publiczną i powinny zostać przez Kancelarię Sejmu ujawnione. Do tej pory wyrok nie został wykonany, chociaż termin minął 19 sierpnia.
"To może być prosty sędzia"
Michał Tober, rzecznik rządu Leszka Millera (który był premierem w latach 2001-2004), powiedział w "Faktach po Faktach", że "zapewne wcześniej niż później" dowiemy się, co było na tych listach. Stwierdził, że historia z Olsztyna przypomniała mu historyczną anegdotę, "jak to władca absolutny Prus Fryderyk II (Wielki) przegrał proces z piekarzem w Berlinie". - Zamiast wysłać sędziego na dyscyplinarkę, zakrzyknął: Są jeszcze sędziowie w Berlinie! - opowiadał Tober.
- Jako skromny obywatel może nie monarchii, ale Rzeczypospolitej, bardzo chciałbym, żeby pani marszałek Sejmu (Elżbieta Witek) powiedziała: Są jeszcze sędziowie w Olsztynie! - dodał. Rzecznik rządu Millera przypomniał także, że dekret imigracyjny prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa został wstrzymany decyzją sędziów. - Rozprawił się z nim (dekretem) wcale nie Sąd Najwyższy, ale sędzia ze stanu Waszyngton i sędzia ze stanu Floryda - zwrócił uwagę Tober. - Nasze systemy prawne są zupełnie inne, ale (..) to jest prawdziwa moc sądów i wymiaru sprawiedliwości. To nie musi być Sąd Najwyższy czy Trybunał Konstytucyjny, to może być nawet prosty sędzia sądu rejonowego, jeżeli ma wiedzę i odwagę - podkreślił.
"Wojna będzie i jest uzasadniona"
Krzysztof Luft, rzecznik rządu Jerzego Buzka (był premierem w latach 1997-2001), przekonywał w programie, że wojna o listy poparcia do KRS jest jak najbardziej uzasadniona.
- 10 lat temu byłem dyrektorem biura prasowego Kancelarii Sejmu i z udostępnianiem wiadomości miałem do czynienia na co dzień. Wtedy nie było RODO, ale nie takie wiadomości musieliśmy udostępniać na podstawie dostępu do informacji - przypomniał. Luft podkreślił, że wiedza na temat list "należy się obywatelom", przypomniał też, że w tej sprawie jest prawomocny wyrok sądu. - Sprawa jest bardzo prosta: ktoś nie chce tego pokazać, co tam jest. My możemy się tylko domyślać - powiedział. - I się domyślamy. Domyślamy się, że te same osoby siebie popierają albo gdzieś brakuje podpisów. Jest wymagana liczba podpisów, a tutaj może jej nie być - mówił. - W tej sytuacji nie mam wątpliwości, że są tam takie informacje, które świadczą o tym, że cały ten proces nie był prawidłowy - dodał.
"Efekt Zandberga"? W 2015 roku "w Sejmie z lewicy nie pojawił się nikt"
Goście programu wrócili do wystąpienia posła Lewicy Adriana Zandberga podczas wtorkowej debaty nad expose premiera Mateusza Morawieckiego. Poseł punktował zapowiedzi oraz niespełnione obietnice szefa rządu, zapowiedział też szereg alternatywnych projektów ustaw.
Michał Tober zwrócił uwagę, że Zanberg "nie pierwszy raz pokazał swój potencjał", w związku z czym ponownie mamy tak zwany "efekt Zandberga". Przypomniał, że w 2015 roku, przed wyborami parlamentarnymi lider partii Razem w czasie debaty przedwyborczej na wielu obserwatorach wywarł bardzo dobre wrażenie. - Zwycięstwo Zandberga w debacie okazało się zwycięstwem pyrrusowym, bo jego formacja co prawda poszła w górę, chociaż nie na tyle, żeby wejść (do Sejmu), ale pozostała część lewicy spadła na tyle, żeby też nie wejść. Summa summarum z lewicy nie pojawił się nikt - zwrócił uwagę rzecznik rządu Millera. - Bez winy Adriana Zandberga, ale samodzielną władzę przez ostatnie cztery lata (prezes PiS) Jarosław Kaczyński zawdzięczał tak naprawdę Adrianowi Zandbergowi - powiedział Tober. Krzysztof Luft przestrzegał "przed nadmierną euforią" wobec Zandberga "w momencie, kiedy jest sam początek" kadencji.
Autor: akw//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24