- Apeluję do premiera, żeby został pół godzinki na politechnice i pojechał pod stocznię - mówił w "Faktach po Faktach" Marian Krzaklewski. - Przecież to jest 10 minut drogi - mówił polityk na kilkanaście minut przed rozpoczęciem debaty. Krzaklewski odniósł się tym samym do bojkotu stoczniowców "Solidarności" i OPZZ, którzy postanowili nie przyjść na wieczorną debatę na dziedzińcu Politechniki Gdańskiej. Zaprosili natomiast premiera "na twarde krzesła" przed bramę stoczni.
- Pan premier jest człowiekiem dynamicznym, z takim sportowym duchem - mówił o Donaldzie Tusku Marian Krzaklewski. Były przewodniczący "Solidarności" a obecnie "jedynka" PO w wyborach do europarlamentu stwierdził, że premier ma energię i "powinien zdobyć się na gest" i pojechać pod stocznię na spotkanie ze związkowcami. - Apeluję do premiera, żeby został pół godzinki na politechnice i pojechał pod stocznię, przecież to jest 10 minut drogi - dodał Krzaklewski.
- Szkoda że debata się nie odbędzie, ale w przyszłości do konstruktywnych rozmów dojść musi - mówił w "Faktach po Faktach" Marian Krzaklewski. - Rozmawiałem z przewodniczącym stoczniowej "Solidarności" Romanem Gałęzewskim. On mówił, że te dwa zaproszone związki są nieprezentatywne - mówił polityk. Krzaklewski w programie przyznał rację swojemu związkowemu koledze. - Są związki reprezentatywne i należało je zaprosić - ocenił.
Kamiński: Źle się dzieje
- Źle się dzieje, że nie będzie debaty – nie miał wątpliwości Michał Kamiński z PiS. Według polityka, debata jest lepsza „niż protesty i używanie policji”. – Polska potrzebuje debaty, a nie potrzebuje przemocy i radykalizmu – mówił Kamiński.
Zdaniem polityka PiS, „premier ma czterech ministrów i kilkudziesięciu urzędników, którzy pracują tylko nad PR”. – To bardzo niewyrównane siły – stwierdził. Jego zdaniem, „Donald Tusk posiada zdolności do dialogu, jednak tylko dla celów PR-owskich nie dąży do dialogu”.
"Już szykujemy na dyskusję twarde, stoczniowe krzesła"
- My nie tchórzymy przed debatą. Już szykujemy na dyskusję twarde, stoczniowe krzesła - mówił wcześniej Karol Guzikiewicz, przewodniczący stoczniowej "Solidarności". Zarówno "S", jak i OPZZ zaprosiły premiera na spotkanie ze związkowcami przed bramą nr 2 Stoczni Gdańsk w poniedziałek na godz. 19.00. Premier jednak nie przyjął zaproszenia i pojechał na spotkanie na Politechnice Gdańskiej.
To tam miała odbyć się debata premiera wraz z członkami wszystkich związków zawodowych stoczni gdańskiej. Nieoczekiwanie związkowcy z OPZZ i "S" wycofali się z rozmowy. Powód? Stwierdzili, że rząd zaprosił na debatę również "marginalne związki zawodowe", które byłyby "koniem trojańskim". "Solidarność" i OPZZ wyjaśniły, że chcą uniknąć sytuacji, w której debata zostanie zdominowana przez argumenty rządu, przedstawiane przez jego "przybudówki", a jej stoczniowcy padną ofiarą PR Platformy Obywatelskiej.
"Solidarność" i OPZZ podkreślają, że w Stoczni Gdańskiej cieszą się łącznym poparciem ponad 90 proc. pracowników stoczni, dlatego to z nimi powinien rozmawiać szef rządu. To do tych związków należy ponad dwa tysiące pracowników gdańskiej stoczni. Tymczasem do "Okrętowca" oraz związku Inżynierów i Techników należy 230 pracowników.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24