Nowa Krajowa Rada Sądownictwa zbadała, czy jej członkowie z organizowania posiedzeń nie uczynili sobie dodatkowego źródła dochodu. Z opublikowanego raportu wynika, że "przepisy uprawniają zespoły i komisje do odbywania posiedzeń zdalnych i nie ograniczają wyznaczania terminów jedynie do dni posiedzeń KRS". Materiał magazynu "Polska i Świat".
Krajowa Rada Sądownictwa skontrolowała się sama i sama sprawdziła, czy jej członkowie nie zrobili sobie z dodatkowych posiedzeń dodatkowego źródła dochodu. - Z analizy tego raportu wynika, że właściwie nic się nie stało - mówi sędzia Sądu Rejonowego w Legnicy Michał Lewoc.
Chodzi o sprawę ze stycznia, kiedy na jaw wyszło, że część członków nowej KRS organizuje dodatkowe posiedzenia komisji i zespołów, a za nie dodatkowo trzeba zapłacić i to niemałe pieniądze. Były już szef KRS policzył, że chodzi tu o ponad 100 tysięcy złotych dodatkowych diet. - Mnożenie kolejnych posiedzeń komisji, na przykład komisji bibliotecznej. Czy naprawdę to jest konieczne, który kodeks odłożyć do archiwum a który nie? - zastanawia się Michał Lewoc.
"To nie ma nic wspólnego z prawem ani zwykłą przyzwoitością"
Sprawa komisji bibliotecznej jest już dobrze znana. Jej członkowie spotkali się zdalnie pięć razy, zawsze dodatkowo, poza dniami posiedzeń KRS. Wypłacono im za to blisko 17 tysięcy złotych dodatkowych diet. To więcej niż komisja biblioteczna przeznaczyła na zakup książek do biblioteki. - Nie wiem, czy wszystko jest w porządku, jeżeli wykorzystuje parę osób sytuację pandemii, żeby wyznaczyć jak najwięcej posiedzeń poza sesjami plenarnymi, żeby wypłacić sobie jak najwięcej diet - mówi Dariusz Mazur ze Stowarzyszenia Sędziów Themis.
Z kolei Maciej Nawacki jest w Krajowej Radzie Sądownictwa szefem komisji do spraw RODO. Jak pokazuje raport, jego komisja spotkała się w zeszłym roku dziesięć razy. Zawsze poza dniami posiedzeń i aż dziewięć razy tylko online. Za te spotkania zapłacić trzeba było blisko 69 tysięcy złotych. Komisja do spraw RODO spotykała się dwa razy częściej niż zespół oceniający reformę sądownictwa. - To nie ma nic wspólnego ani z prawem, ani sprawiedliwością, ani po prostu ze zwykłą przyzwoitością - uważa Michał Lewoc.
Po wybuchu afery KRS zapowiedziała kontrolę, ale tylko wewnętrzną. Raport więc powstał, ale nie wskazał żadnych winnych. Wynika z niego, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Czytamy w nim, że "przepisy uprawniają zespoły i komisje do odbywania posiedzeń zdalnych i nie ograniczają wyznaczania terminów jedynie do dni posiedzeń KRS".
- Jeżeli w przepisach nie jest napisane, żeby zachowywać się przyzwoicie, to nie oznacza, że można robić sobie z Krajowej Rady Sądownictwa maszynkę do zarabiania pieniędzy - zwraca uwagę Bartłomiej Przymusiński ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.
Konsekwencje poniósł tylko ten, kto ujawnił proceder
- Sumarycznie nie powiem, ile na tych komisjach zarobiłem, bo ja się ich nie umiem doliczyć - przyznawał przed opublikowaniem raportu członek KRS Jarosław Dudzicz. Według raportu najwięcej na dietach za komisje i zespoły zarobił sędzia Dariusz Drajewicz - blisko 34 tysiące złotych, Maciej Nawacki - niecałe 32 tysiące, a sędzia Jarosław Dudzicz - 25 tysięcy złotych.
Nowa KRS pierwszy raz w historii wybrana została przez polityków władzy. Duża część sędziów uważa ją za upolitycznioną. Miała być nową jakością, a na razie jedyną osobą, która poniosła konsekwencje za aferę z dietami jest ten, który ją ujawnił - Leszek Mazur. Koledzy chcieli go odwołać. Ostatecznie on sam złożył dymisję.
Aferę mogłaby wyjaśnić prokuratura, ale jej szef chyba nie widzi takiej potrzeby. - To jest ciało pluralistyczne wbrew narracji opozycji - twierdzi minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
Michał Tracz
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: KRS