Z ulic Warszawy ginie niemal połowa wszystkich aut kradzionych w kraju. Złodzieje w stolicy polują głównie na samochody japońskich marek. Tych działających na innych obszarach Polski interesują natomiast przede wszystkim niemieckie. Ostatni raz policja informowała o statystykach kradzieży aut w 2012 roku. Portal tvn24.pl dotarł do aktualnych danych.
Z analizy informacji obejmujących pierwszych sześć miesięcy tego roku wynika, że na złodziejskiej mapie Polski najważniejszy jest jeden rejon. To Warszawa z przylegającymi do niej powiatami. Z ulic około dwumilionowej aglomeracji przez pół roku zniknęły 1553 samochody.
O skali problemu świadczy porównanie z kolejnymi województwami w zestawieniu tych najbardziej narażonych na działalność złodziei, czyli dolnośląskim i śląskim. Łupem złodziei padło w tych regionach – odpowiednio - 530 i 492 auta.
Jak wynika ze szczegółowych danych policji, do których dotarliśmy w nieoficjalny sposób, szajki działające w Warszawie polują głównie na samochody japońskich marek. Numerem jeden jest toyota auris. W sześć miesięcy ukradziono 102 egzemplarze tych aut. Z warszawskich ulic zniknęło też 47 toyot avensis i 41 RAV4. W sumie w Warszawie i okolicach skradziono 346 pojazdów z rodziny Toyoty. Dla porównania w całej Wielkopolsce "zmieniło" właściciela 400 aut wszystkich marek.
Kolejne miejsce na liście najczęściej kradzionych samochodów w stolicy zajmują modele innego japońskiego producenta - Mazdy. Złodzieje ukradli 152 samochody tej marki. Najczęściej - 46 razy - wybierali model 323. Ukradli po 39 egzemplarzy modelu 6 oraz CX5.
Rzadziej polowali na samochody Hondy - 143 razy. Ukradli 54 hondy CRV, 52 civic i 24 HRV.
Z policyjnych danych wynika, że właścicieli "zmieniło" też 75 nissanów - 36 egzemplarzy x-trail i 19 qashqai.
Popularne na stołecznych ulicach samochody Skody kradzione były 33 razy. Z rodziny Volkswagena ukradziono 46 sztuk, a wszystkich fordów - 49. Zniknęło też ponad 100 aut ekskluzywnych marek Lexus i Infiniti. Odpowiednio 74 i 30.
Regionalne specjalności
Przeglądając statystykę kradzieży samochodów z całego kraju, można zauważyć specyficzne upodobania złodziei w poszczególnych województwach.
W Wielkopolsce często giną modele Renault (58). Megane przestępcy odjechali 24 razy, a Clio 16. Dla porównania, ze stołecznych ulic z całej gamy modeli tego producenta złodzieje ukradli 28 sztuk, a w Małopolsce - 8.
Rzucają się w oczy także kradzieże Fiata Tipo w województwie dolnośląskim - w tym regionie zniknęło 12 egzemplarzy tych samochodów. W stolicy o dziesięć mniej.
- Te różnice to efekt działania rynku. Kradnie się to, na co jest popyt - mówią policjanci.
Łatanie systemu
W stołecznej policji od niemal 20 lat działa wyspecjalizowany wydział do zwalczania przestępczości samochodowej. Gdy powstawał, z ulic znikało ponad 16 tysięcy aut rocznie, w ostatnich latach już tylko około 3 tysięcy.
- Pracujemy, by te liczby jeszcze uległy poprawie. Porównując jednak kradzieże w Warszawie z innymi miastami w Polsce, należy pamiętać, że przez stolicę każdego dnia przemieszczają się miliony pojazdów, czego nie da się porównać z innymi miejscowościami w kraju - mówi komisarz Sylwester Marczak z Komendy Miejskiej Policji w Warszawie.
- Zwalczanie tej przestępczości to nie tylko samo tropienie złodziei, ale nieustanne łatanie całego systemu rejestracji samochodów i uszczelnianie handlu częściami. Potrzebne są też zmiany w prawie - wyjaśniają policjanci z rozmowie z tvn24.pl.
Przyznają, że kontaktują się regularnie z koncernami produkującymi najczęściej kradzione modele. Apelują, by na większej liczbie części umieszczały tabliczki znamionowe, numery seryjne i unikalny numer samochodu VIN.
- Poza tymi najdroższymi modelami, auta kradnie się, by rozebrać je na części. Zdarza się, że trafiamy do dziupli, czyli miejsca, gdzie rozbierane jest auto w błyskawicznym tempie. Trzy godziny po kradzieży, a samochód jest już rozkręcony do najmniejszego fragmentu. Później części trafiają do warsztatów lub oferowane są w internecie - mówią funkcjonariusze.
Koncerny: poprawiamy zabezpieczenia
Przedstawiciele koncernów samochodowych deklarują, że problem kradzieży jest im znany i na bieżąco współpracują z policją, żeby utrudnić życie przestępcom.
- W modelach serii 6 oraz CX5 od końca 2015 roku montujemy dodatkowe systemy antykradzieżowe, w cenie samochodu. Chętnym na pozostałe modele nasi sprzedawcy radzą dokupienie zabezpieczeń - usłyszeliśmy w polskim oddziale Mazdy.
Na złodziejskie statystyki zareagowała także Toyota.
- Montujemy nowe alarmy renomowanego producenta. Blisko współpracujemy z policją, by ograniczyć ten proceder, ale szczegóły nie powinny wychodzić na jaw - usłyszeliśmy w centrali firmy.
Japońska dolina
Policjanci uważają, że bez pilnych zmian w prawie nie uda się ograniczyć liczby aut kradzionych w Warszawie i okolicach.
- Artykuł Kodeksu karnego mówiący o kradzieży z włamaniem przewiduje karę więzienia od roku do dziesięciu lat. Tyle że w praktyce rzadkością jest wyrok dwóch lat więzienia - mówią nasi rozmówcy z komendy stołecznej.
Jak wynika z propozycji nowelizacji kodeksu, nad którą pracuje Komenda Główna Policji, pojawiłby się w tym artykule nowy paragraf, który podnosiłby dolną granicę kary za kradzież auta - od trzech lat więzienia.
- Po kilka razy łapiemy tego samego złodzieja, śmieje się nam w oczy - mówią funkcjonariusze.
Problem jest także z niedoskonałością przepisów dotyczących odpowiedzialności karnej paserów, którzy są ważnym elementem procederu. Nawet gdy policjanci trafią do dziupli, w której stoi rozebranych na części kilkanaście samochodów, może uniknąć on odpowiedzialności karnej.
Co więcej: jeśli biegli od badań mechanoskopijnych nie będą w stanie odczytać usuniętych numerów części, to muszą one wrócić do właściciela dziupli.
- Podczas kolejnej naszej wizyty pokazuje funkcjonariuszom nasz własny dokument, potwierdzający, że leżące u niego 60 silników to te wcześniej kwestionowane i zwrócone podejrzanemu o paserstwo po badaniach. A najczęściej są to już silniki kolejnych skradzionych aut - mówi oficer stołecznej policji. Dziś bowiem trzeba udowodnić paserowi, że to właśnie on usunął oznaczenia silnika, skrzyni biegów czy innych drogich podzespołów, żeby pociągnąć go do odpowiedzialności karnej.
- Nowy artykuł 306 Kodeksu karnego powinien zawierać karę za posiadanie takich części, nie zaś za usuwanie oznaczeń. Dziś możemy ukarać tylko tę osobę, której udowodnimy, że właśnie ona usuwała numery identyfikacyjne podzespołów - przekonuje oficer komendy stołecznej policji z dużym doświadczeniem w prowadzeniu dochodzeń przeciwko szajkom samochodowym.
Mechanizm kradzieży
Według analiz operacyjnych informacji zdobywanych przez policjantów, w Warszawie i okolicach działa ponad dwustu złodziei samochodów.
- Istnieje hierarchia w grupie. Najcenniejszy jest człowiek, który przełamuje zabezpieczenia elektroniczne, najmniej zarabia "wozak", czyli ten, który wsiada za kierownicę, by zaprowadzić samochód do dziupli - wyjaśniają rozmówcy tvn24.pl.
Złodziej za kradzież japońskiego auta średniej klasy otrzymuje 2 do 4 tysięcy zł. Wynagrodzenie rośnie, gdy ukradnie luksusowego SUV-a. Może otrzymać nawet ponad 20 tysięcy na rękę.
- Pozwalający zdalnie otworzyć auto elektroniczny sprzęt kosztuje od 2 tysięcy do 10 tysięcy euro i jest dostępny w bułgarskich, rosyjskich czy chińskich sklepach internetowych. Przechwytuje on dane elektronicznego kluczyka z pamięci immobilizera - mówią nasi rozmówcy.
Jak zgodnie przyznają policjanci i przedstawiciele koncernów, szajki mają dopracowany mechanizm kradzieży, by minimalizować możliwość wpadki. Po przejęciu auta, co zajmuje kilkadziesiąt sekund, "wozak" odstawia samochód do "schłodzenia".
- Prowadzi je na miejsce publiczne, jakiś duży parking, skąd można je bezpiecznie obserwować. Jeśli przez kilka dni nikt się wokół auta nie kręci, to zostaje ono przewiezione do dziupli pod miastem, gdzie w kilka godzin jest rozbierane na części - mówią nasi rozmówcy.
Złodzieje robią tak, by uniknąć kradzieży auta wyposażonego w systemy lokalizujące. Po kilku godzinach w dziupli części auta wystawiane są w internecie.
- To charakterystyczne ogłoszenia. Jest pod nimi tylko numer telefonu komórkowego i wytłuszczona informacja, że nie będzie możliwości wystawienia faktury VAT - mówi nasz rozmówca z jednego z koncernów.
Autor: Robert Zieliński / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock