Kradzież napisu z bramy obozu zagłady w Auschwitz-Birkenau została zlecona. - To nie był pomysł tych czterech zatrzymanych ludzi. Kradzież mógł zlecić piąty zatrzymany mężczyzna - oświadczył w "Faktach po Faktach" gen. Andrzej Matejuk, komendant główny policji. W poniedziałek krakowska prokuratura postawiła zarzuty całej piątce.
W sprawie kradzieży policja zatrzymała pięć osób. W przypadku czterech wiadomo, że byli to tylko wykonawcy. Zatrzymani mężczyźni byli już karani za drobne kradzieże. - Można ich określić jako przypadkowi złodzieje, którzy zostali wynajęci - powiedział gen. Matejuk.
Zostało złożone zlecenie kradzieży i oni się podjęli tego czynu. gen. Andrzej Matejuk, komendant główny policji
Wcześniej w mediach pojawiały się informacje, że kradzież została zlecona. Generał Matejuk potwierdził taki scenariusz. - Zostało złożone zlecenie kradzieży i oni się podjęli tego czynu - mówił.
Matejuk stwierdził, że czterem zatrzymanym złodziejom kradzież mógł zlecić piąty zatrzymany mężczyzna. - To nie był pomysł tych ludzi, to nie był pomysł tych czterech osób. Jak wspomniałem, zostało zatrzymanych pięć osób. Z naszych materiałów wynika, że wśród tych pięciu osób, jedna była zleceniodawcą. Czy głównym, czy tylko pośrednikiem? To wykaże postępowanie - mówił szef polskiej policji.
Ale czy i kto jemu z kolei zlecił kradzież, nie wiadomo. - Najbliższe dni śledztwa pokażą. Jestem przekonany, że za tą osobą mogą stać również inne osoby - podkreślił. Dodając, że na razie nie można jednoznacznie określić, z jakiego kraju mogła być taka osoba.
Jest zarzut dla piątego mężczyzny
Jak informował w poniedziałek po południu prok. Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie, czterem mężczyznom postawiono zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, kradzieży napisu "Arbeit macht frei" oraz uszkodzenia tego napisu, będącego zabytkiem i dobrem o szczególnym znaczeniu dla kultury. Piąty podejrzany dopiero wieczorem usłyszał zarzuty nakłaniania do udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, kradzieży oraz zniszczenia tablicy. Mężczyzna na razie skorzystał z prawa do odmowy wyjaśnień.
To nie był pomysł tych czterech osób. Jak wspomniałem, zostało zatrzymanych pięć osób. Z naszych materiałów wynika, że wśród tych pięciu osób, jedna była zleceniodawcą.
Jak wynika z nieoficjalnych informacji, trzech podejrzanych przyznało się do zarzutów. Zaczęli składanie wyjaśnień. Wyłania się z nich nieco inny obraz wydarzeń, niż dotychczas przyjmowały organa ścigania i dyrekcja Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau. Według policji oraz przedstawicieli muzeum, kradzież nie była przypadkowa. Sprawcy wiedzieli, jak wejść na teren placówki, w jaki sposób zdjąć tablicę, a także znali sposób działania wartowników oraz rozmieszczenie monitoringu.
Tymczasem zeznania podejrzanych wskazują na to, że do kradzieży przystąpili oni bez wcześniejszego rekonesansu. Przyjechali na miejsce w czwartek od razu z zamiarem kradzieży, dokonali wstępnych oględzin, po czym w nocy wrócili do muzeum.
Nie mieli drabiny
Nie mieli drabiny, wspięli się na siatkę ogrodzeniową. Ponieważ nie udało im się odkręcić napisu za pierwszym razem, wrócili pod bramę drugi raz z odpowiednimi kluczami. Z jednej strony odkręcili napis, z drugiej go urwali. Na miejscu kradzieży zostawili urwaną literę "i", ostatnią w napisie "Arbeit macht frei". O pozostawionym fragmencie napisu policja nie informowała ze względu na dobro postępowania. Podejrzani podzielili się zadaniami: jeden przez cały czas miał za zadanie obserwować strażników w ich budce. Okazało się to zbędne - ponieważ nie byli niepokojeni przez strażników.
Dokładny przebieg kradzieży pozwoli ustalić wizja lokalna, jaka zostanie przeprowadzona w obozie. Prokuratura zapowiada, że decyzje w sprawie ewentualnego aresztowania podejrzanych zostaną podjęte we wtorek. - Wtedy też przekazane będą dalsze informacje - powiedział w poniedziałek po południu prok. Hnatko.
Bezczelna kradzież
Tablica z historycznym napisem "Arbeit macht frei" znad obozowej bramy została skradziona w piątek nad ranem. Napis został odnaleziony późnym wieczorem w niedzielę we wsi Czernikowo koło Torunia. Przestępcy rozcięli go na trzy kawałki.
Policjanci zatrzymali pięciu mężczyzn podejrzewanych o kradzież. Dwóch zatrzymano w Gdyni, trzech kolejnych w miejscu ich zamieszkania pod Toruniem. Mają od 20 do 39 lat. Grozi im do 10 lat więzienia.
Źródło: TVN24, RMF FM, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24//PAP