Zarzuty ujawnienia tajnego raportu ws. incydentu gruzińskiego usłyszał były szef Kancelarii Prezydenta Piotr Kownacki. Nie przyznał się do winy, złożył jedynie krótkie oświadczenie. Grozi mu do trzech lat więzienia.
Kownacki (zgodził się na podawanie nazwiska i ujawnienie wizerunku) stawił się w warszawskiej Prokuraturze Okręgowej tuż po 10. Pół godziny później wyszedł stamtąd z zarzutami ujawnienia tajemnicy służbowej osobie nieuprawnionej.
- Chodzi o przekazanie jednemu z dziennikarzy ("Dziennika" - red.) treści poufnego raportu ABW, przygotowanego w związku z incydentem gruzińskim - powiedział rzecznik prokuratury Mateusz Martyniuk.
"To polityczna prowokacja"
Postępowanie jest niejawne, dlatego śledczy podali tylko, że Kownacki nie przyznał się do winy, składając jedynie krótkie wyjaśnienie. I tylko on usłyszał w tej sprawie zarzuty. - Materiał dowodowy jest mocny i obszerny. Pozostał nam do przesłuchania tylko jeden ze świadków - dodał Martyniuk.
Sam Kownacki podkreślając, że jest niewinny, oświadczył, że postawione mu zarzuty, traktuje jako "polityczną prowokację". - W swojej pracy, a w szczególności w Kancelarii Prezydenta, zawsze przestrzegałem przepisów o ochronie informacji niejawnej - zapewnił.
Prezydencki minister Paweł Wypych, komentując zarzuty dla Kownackiego, stwierdził jedynie, że ma nadzieję, iż sprawa zostanie wyjaśniona i wszyscy przekonają się jaka jest prawda.
Przypomniał też, że kiedy Kownacki był szefem prezydenckiej kancelarii w internecie opublikowano jego oświadczenie, w którym zaprzeczył, iż był źródłem przecieku.
Wpadł na billingach
Według śledczych, Kownacki osobiście przekazał dziennikarzom tajny raport ABW (otrzymało go tylko kilkanaście najważniejszych osób w państwie), czym miał złamać tajemnicę służbową.
Jak to ustalili? Według mediów sprawdzono m.in. billingi tych, do których trafiły kopie dokumentu. Z rejestru połączeń Kownackiego wynikało, że w dniu ujawnienia raportu kontaktował się z mediami, a wcześniej ściągnął dokument z kancelarii tajnej do swojego biura przy ul. Wiejskiej.
Raport sytuacyjny dotyczący oddania strzałów w pobliżu kolumny Prezydentów RP i Gruzji w listopadzie 2008 roku, nie zawiera tez. W omawianym raporcie postawiono natomiast trzy hipotezy, z których jedną autorzy uznali za najbardziej prawdopodobną Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego
Dodatkowo dokument miał znaki szczególne, pozwalające na identyfikację - umieszczenie kopii w internecie na portalu gazety zdekonspirowało jej źródło.
Raport z tezą
Rok temu warszawska prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie ujawnienia raportu ABW. Powstał on po incydencie na granicy gruzińsko-osetyjskiej w listopadzie ub. roku. Kolumna, w której jechali prezydenci Gruzji i Polski, została wówczas ostrzelana przez nieznanych sprawców.
Tajny raport opublikował "Dziennik", podając że ABW uznała, iż "sytuacja mogła być wykreowana przez stronę gruzińską" (Agencja skierowała wtedy do prokuratury zawiadomienie o przestępstwie ujawnienia tajemnicy służbowej).
ABW zaprzecza, by o czymkolwiek przesądzała. W oświadczeniu przesłanym portalowi tvn24.pl wyjaśniła, że raport zwierał trzy hipotezy na temat wydarzeń na granicy gruzińsko-osetyjskiej, z których "jedna została mylnie przedstawiona w mediach, jako ostateczne stanowisko Agencji".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, fot. PAP