W miniony czwartek dwa pociągi poruszające się na trasie Szczecin-Olsztyn pędziły na siebie po tym samym torze. Tragedii udało się uniknąć dzięki reakcji maszynistów. Sprawę bada prokuratura, a dwóch dyżurnych ruchu kolejowego ze stacji Koszalin i Nosówko usłyszało zarzuty sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy. Obaj nie przyznali się do winy. Prokuratura zdecydowała się zwolnić po przesłuchaniu obu mężczyzn, ale zastosowano wobec nich między innymi dozór policji.
Dwa pociągi relacji Szczecin Główny - Olsztyn Główny i Olsztyn Główny - Szczecin Główny w ubiegły czwartek pędziły wtedy wprost na siebie na jednym torze. Maszynistom obu składów udało się jednak bezpiecznie wyhamować pociągi na wysokości Dunowa w powiecie koszalińskim.
Zarzuty dla dwóch dyżurnych ruchu kolejowego
Śledczy przedstawili zarzuty dwóm dyżurnym ruchu kolejowego ze stacji Koszalin i Nosówko - przekazał we wtorek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie Ryszard Gąsiorowski.
- Obaj mają zarzuty tego rodzaju, że 19 sierpnia bieżącego roku na odcinku kolejowym Koszalin – Nosówko (…) sprowadzili bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym w transporcie kolejowym poprzez dopuszczenie do ruchu składów pociągu relacji Olsztyn Główny – Szczecin Główny oraz pociągu Szczecin Główny – Olsztyn Główny, to jest jadących w przeciwnych kierunkach na jednym torze kolejowym – powiedział Gąsiorowski.
Dyżurni nie przyznali się do winy
Dyżurny ze stacji Koszalin Wojciech M. nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu i skorzystał z odmowy składania wyjaśnień.
Drugi z dyżurnych ze stacji Nosówko, Szymon L., także nie przyznał się do popełnienia zarzucanego czynu – poinformował Gąsiorowski. Rzecznik dodał, iż mężczyzna "przyznał jednocześnie, że pociąg, który znajdował się na jego stacji, rzeczywiście został przez niego wpuszczony na ten tor, ale podał także, że w tym dniu dostał informacje, że uległy uszkodzeniu urządzenia automatyki kolejowej, które służą do przekazywania informacji właśnie o nadjeżdżających pociągach".
Gąsiorowski powiedział także, że z informacji L. wynika, iż "wprowadził on procedury związane z łącznością radiową w takich sytuacjach". - Nie wszystkie połączenia udało mu się jednak odbierać, w szczególności te połączenia idące od kolegi ze stacji Koszalin, w związku z tym ten pociąg skierował do dalszej jazdy, nie widząc, że z drugiej strony nadjeżdża inny skład - kontynuował Gąsiorowski.
Dwa pociągi na jednym torze. Śledczy muszą sprawdzić, czy był to błąd ludzki
Prokuratura zdecydowała się zwolnić po przesłuchaniu obu dyżurnych, ale zastosowano wobec nich dozór policji i zawieszenie obu w czynnościach dyżurnego ruchu kolejowego do czasu wyjaśnienia sprawy.
Śledczy muszą sprawdzić, czy był to błąd ludzki, czy wypadek losowy spowodowany być może awarią urządzeń automatyki kolejowej – przekazał Gąsiorowski. Bezpośrednie spowodowanie katastrofy w ruchu kolejowym zgodnie z art. 174 Kodeksu karnego zagrożone jest karą od sześciu miesięcy do ośmiu lat pozbawienia wolności.
§ 1. Kto sprowadza bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8. § 2. Jeżeli sprawca działa nieumyślnie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Gąsiorowski powiedział także, że niebezpieczeństwo katastrofy było realne. - Narażonych na nie było prawie 500 osób, bo tylu było pasażerów w obu pociągach, a katastrofy udało się uniknąć dzięki wzorowemu pełnieniu służby przez maszynistów, którzy prowadzili oba składy - mówił.
Dodał, że "maszyniści dostrzegli się na tym odcinku trasy kolejowej i błyskawicznie zareagowali, włączając urządzenia bezpieczeństwa, co pozwoliło na wyhamowanie obu składów".
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Piotr Rachwalski - Komunikacja Zastępcza